Dziś Franciszek nie jest papieżem, a jedynie człowiekiem w bieli. I kiepskim dyplomatą

Jacek Gądek
Papież Franciszek unikał słowa "wojna". Nie mówi, kto jest agresorem, a kto ofiarą. Wyrzuca do kosza ideę wojny sprawiedliwej, przez co odmawia Ukrainie prawa do moralnie uzasadnionej wojny obronnej. Jeśli Franciszek nie potrafi być uczciwym człowiekiem wobec zbrodniczej wojny, to nie powinien być papieżem - czas więc albo stanąć w prawdzie, albo iść na emeryturę.
Zobacz wideo Czy w najbliższym czasie może dojść do spotkania Zełenski-Putin? Banachewycz: Moim zdaniem, nie

Jezus nauczał: "Niech wasza mowa będzie: tak, tak; nie, nie. A co nadto jest, od Złego pochodzi". Wobec wojny Rosji z Ukrainą Franciszek, niestety, najpierw głupio milczał, a potem głupio mówił. Zawodzi, choć czyni warte docenienia postępy.

Nie zmienia to faktu: Franciszek zamiast być przywódcą religijnym - nawet jeśli realnie niewiele może, to powinien choć nazwać zło złem, a dobro dobrem - woli uciekać w dyplomację. Zresztą dyplomację nędzną i skazaną na porażkę. Zupełnie zdaje się nie rozumieć Europy wschodniej. Jest naiwny wobec Rosyjskiej Cerkwi Prawosławnej i jej przywódcy patriarchy Cyryla I, który dziś jest usłużnym wieprzem Władimira Putina.

Gdy Rosja rozpoczęła wojnę na pełną skalę, Franciszek pojechał do ambasady Rosji w Rzymie, by wyrazić swoje zaniepokojenie i troskę o ludzi. Wydarzenie bez precedensu, ale wzbudza uśmiech politowania.

Więcej informacji o wojnie Rosji z Ukrainą na stronie głównej Gazeta.pl.

Bez wojny sprawiedliwej

Początkowo papież nie używał określenia "wojna". Oczywiście potępiał agresję i wzywał do zaprzestania zadawania śmierci i cierpienia. Nie chce jednak wskazać ofiary i agresora. Nie rozróżnia jasno biblijnych Kaina od Abla.

Papież wyrzucił do kosza ideę wojny sprawiedliwej (nie pierwszy zresztą raz). - Dziś nie można już mówić o wojnie sprawiedliwej - podkreślił papież przy okazji rozmowy z Cyrylem I. Tym Cyrylem, który błogosławił atak Rosji i poparł Putina. Potem papież powtórzył, że "wojny sprawiedliwe nie istnieją".

Ale jak wobec tego nazwać wojnę obronną Ukrainy, na którą napadła Rosja, mordując ludzi i równając kraj z ziemią? Na to pytanie papież nie odpowiada.

Ubolewanie nad Rosjanami

Franciszkowi nie przechodzi przez gardło "Rosja" i "Putin" jako agresorzy. Papież potrafił za to boleć nad rosyjskimi żołnierzami. Jeśli już nad nimi płacze, to ich śmierć jest winą Putina, ale nazwisko satrapy jakby było u Franciszka zakazane.

Nic już nie zmaże tych słów Franciszka. - Pomyślmy o tylu żołnierzach, którzy są wysyłani na front, bardzo młodych, rosyjskich żołnierzach, biedakach. Pomyślmy o tak wielu młodych ukraińskich żołnierzach, o mieszkańcach, o młodzieży, młodych kobietach, chłopcach, dziewczynkach... To dzieje się blisko nas - mówił Franciszek. Jak można najpierw wymieniać rosyjskich "biedaków", a potem dopiero wspominać obrońców i ofiary? Ten deficyt empatii wobec Ukraińców jest uderzający.

Współczucie dla szeregowych żołnierzy Rosji można uznać za w jakiś sposób uzasadnione, bo niektórzy mogli być nieświadomi, że idą na front bądź propaganda przerobiła ich w zombi. Ale Franciszek i tu nie potrafi powiedzieć, kto jest winny śmierci tych rosyjskich żołnierzy - Putin.

Co prawda papież rozmawiał telefonicznie z prezydentem Ukrainy Wołodymyrem Zełenskim, ale niewiele z tego wynika. Franciszek mówił, że "rozumie, że chcą [Ukraińcy] pokoju, rozumie, że chcą się bronić, rozumie, że wojsko broni cywilów, a cywile bronią własnej ojczyzny". Ale czy skorzysta z zaproszenia do Kijowa? Franciszek odwiedził też w szpitalu ukraińskie dzieci. Czyni zatem postępy w gestach i mówieniu bardziej wprost. Ale papież powinien nie tyle się uczyć w momencie próby, ile samemu być w takich momentach wzorem.

Rozmawiając ze wspólnikiem Putina

Papieżowi wyraźnie zależy na utrzymaniu dobrych relacji z Patriarchatem Moskiewskim - fragmentem wschodniego płuca chrześcijaństwa. Franciszek przykłada do relacji z Patriarchą Moskiewskim Cyrylem I nadmierną wagę. Spotkał się z nim - po raz pierwszy w historii papiestwa i patriarchatu - w 2016 r. w Hawanie. Podpisali deklarację ekumeniczną. Cyryl jest dziś jednak wspólnikiem Putina, sam ma więc ukraińską krew na rękach. Krew niektórych rosyjskich żołnierzy, nad którymi papież boleje, zresztą też.

Brzmi to brutalnie, ale Franciszek woli zachować ciepłą relację z ruską onucą, jaką jest Cyryl, niż napiętnować kata ukraińskich kobiet, dzieci i mężczyzn. Franciszek traci przez to sympatię prawosławnych w Ukrainie i innych niemoskiewskich, katolików, traci także sympatię ludzi odległych od Kościoła. To truizm: obowiązkiem papieża jest przecież stać po stronie krzywdzonych. A nie - jak to jest teraz - utrzymywać dobre relacje ze wspólnikiem Putina.

W jednej z rozmów Franciszek z Cyrylem I ustalili, że "muszą się zjednoczyć w wysiłkach, by pomóc pokojowi, pomóc cierpiącym, poszukiwać dróg pokoju, aby powstrzymać pożar". Ale jak jednoczyć się z Cyrylem w staraniach o pokój, skoro usłużny wieprz Putina błogosławił inwazję na Ukrainę?

Po co papież poucza NATO?

Jeśli ktoś ogranicza imperializm putinowskiej Rosji, to NATO. Papież ma i dla Paktu rady. Służące w istocie Moskwie. Otóż NATO wymaga od swoich członków, by wydawali co najmniej 2 proc. PKB na obronność. Franciszek stwierdził tymczasem: - Zrobiło mi się wstyd, kiedy przeczytałem, że grupa państw zgodziła się podnieść do 2 procent PKB wydatki na zbrojenia jako odpowiedź na to, co się dzieje. Szaleństwo.

Jeśli już używać słowa "szaleństwo", to jest nim czynienie się słabym w świecie, w którym Rosja jest agresywna i siłą prowadzi imperialną politykę, wszczynając kolejne napastnicze wojny, mordując kobiety i dzieci. Ten naiwny pacyfizm Franciszka zapewne wynika z dobrej woli, ale jest szkodliwy. Zawołania "nigdy więcej wojny", "nie wojnie", "nie zbrojeniom" są szczytne, ale historia pokazuje, że to słabe, bezbronne państwa stają się ofiarami wojen.

Dyplomacja na manowcach

Dziś Franciszek jest kiepskim dyplomatą i nie jest papież. A jedynie człowiekiem w bieli. Oby wrócił do swojej roli. Póki co jednak Franciszek jest radykalny w swoim pacyfizmie - to sprzyja Rosji. Rozmywa winę Kremla w rozpętaniu wojny - to też służy Putinowi. Czyni honory sługusowi Putina, Cyrylowi I - znów w Moskwie mogą temu przyklasnąć.

Dyplomacja Watykanu kompletnie się pogubiła. Z chrześcijaństwem nie ma już nic wspólnego. A watykański "premier" kard. Pietro Parolin mówi już to wprost: - Zawsze można znaleźć rozwiązanie, honorowe rozwiązanie dla wszystkich. Wystarczy tylko dobra wola. Moim zdaniem, w tym wypadku potrzeba właśnie dużo dobrej woli.

Kościół radzi szukać "honorowego rozwiązania" dla zbrodniarza Putina? To brzmi nazbyt absurdalnie. Pachnie zresztą politycznym i moralnym appeasementem: politycznie dajmy coś agresorowi, by go ugłaskać i nie nazywajmy go broń Boże agresorem, by go nie denerwować. Papież tak często mówi o "trzeciej wojnie światowej w kawałkach", a teraz to Watykan się do niej przyczynia.

Co ciekawe, Watykan oferował się jako miejsce do negocjacji między Ukrainą a Rosją. Ale nigdy nim nie będzie. Dumna Rosja nigdy nie będzie jeździć do obcego Kościoła, by cokolwiek negocjować. Z jednym może wyjątkiem: absolutną kapitulację Ukrainy. Póki co to jednak tylko Watykan skapitulował i w momencie próby zaparł się chrześcijaństwa.

Więcej o: