Dyrektor rosyjskiej telewizji oskarża Owsiannikową o "zdradę". Uważa, że jest brytyjską szpieżką

Kiriłł Klejmenow, dyrektor rosyjskiego Pierwyj Kanału, po raz pierwszy wypowiedział się o akcji Mariny Owsiannikowej, która w trakcie programu na żywo weszła w kadr z antywojennym plakatem. "Zdradziła nas na zimno, z pełną rozwagą, dla twardo wynegocjowanej premii" - miał powiedzieć na Telegramie swojej stacji i dodać, że niedługo przed zajściem kontaktowała się z brytyjską ambasadą.

W czwartek 24 lutego o godzinie 3 polskiego czasu rosyjskie wojska zaatakowały Ukrainę. Żołnierze uderzyli zarówno z ziemi, jak i z powietrza. Ukraińska armia stawia twardy opór, ale sytuacja zmienia się z minuty na minutę. Na stronie głównej Gazeta.pl prowadzimy relację na żywo.

Zobacz wideo Rosjanie biją protestujących w Berdiańsku

14 marca Marina Owsiannikowa, w czasie głównego wydania wiadomości propagandowej stacji Pierwyj Kanał, stanęła za prezenterką z plakatem, na którym widniał napis "Nie dla wojny. Zatrzymać wojnę. Nie wierzcie propagandzie. Oszukują was. Rosjanie przeciwko wojnie". Opublikowała też wcześniej nagranie, w którym powiedziała, że wstyd jej za to, że uczestniczyła w tej propagandzie. Zdjęcia z programu szybko obiegły media na całym świecie, a sama dziennikarka została uznana przez wielu za symbol oporu i odwagi. Warto jednak dodać, że nie brakuje także krytycznych komentarzy i głosów wskazujących, że jej akcja była "wyreżyserowaną przez służby specjalne próbą odwrócenia uwagi od zbrodni popełnianych przez rosyjską armię w Ukrainie" - relacjonuje dw.com.

Szef telewizji twierdzi, że Owsiannikowa jest szpieżką

Dyrektor Pierwyj Kanału, w którym Owsiannikowa przepracowała 20 lat, niemal po tygodniu od głośnego incydentu, zabrał po raz pierwszy głos w sprawie dziennikarki. "Niedługo przed [prostestem - przyp. red.] i zgodnie z naszymi informacjami, Marina Owsiannikowa rozmawiała z brytyjską ambasadą. Kto z was odbywa rozmowy telefoniczne z zagranicznymi ambasadami?" - dopytywał podczas wystąpienia transmitowanego na Telegramie.

Dziennikarka Marina Owsiannikowa z antywojennym plakatemProtest dziennikarki z Rosji był ustawką? "To może być krzyk duszy"

Jak relacjonuje jego słowa niezależna "Nowaja Gazieta", miał podkreślić, że gdyby nie obecna sytuacja, niedowiedziałby się mnóstwa rzeczy o swoich współpracownikach, z którymi pracował od dekad:

Spontaniczny wybuch emocji to jedno. Ale zdrada to coś innego. Zwłaszcza, kiedy ktoś zdradza swój kraj, zdradza nas wszystkich, ludzi, z którymi pracował ramię w ramię przez prawie 20 lat. Zdradziła nas na zimno, z pełną rozwagą, dla twardo wynegocjowanej premii. Nawiasem mówiąc, żeby nie stracić pensji, akcję z plakatem zaplanowała dokładnie tak, żeby najpierw dostać wypłatę.

"Zdrada jest zawsze osobistym wyborem, nie możesz kogoś przed nią powstrzymać czy uratować, nawet jeśli wcześniej wiesz o jego planach. Ale trzeba nazywać rzeczy po imieniu. Poza tym, gdyby dobrze znaną transakcję zaprzedania przyjaciela za 30 srebrników nazwano "impulsem serca", historia świata potoczyłaby się inaczej" - miał komentować.

Pomóż Ukrainie, przyłącz się do zbiórki. Pieniądze wpłacisz na stronie pcpm.org.pl/ukraina.

Dziennikarka udzieliła w międzyczasie także wywiadu, który opublikowała "Nowaja Gazieta". "Nie czuję się bohaterką. Oczywiście, to był akt odwagi, ale teraz przede wszystkim uważam się za wykończoną i zmęczoną osobę. Mój syn mi powiedział, że zrujnowałam życie całej rodziny, ale odpowiedziałam mu, że czasem trzeba zrobić coś lekkomyślnego, żeby życie stało się lepsze" - argumentuje w rozmowie.

Zaraz po zajściu w studiu, Owsiannikowa została zatrzymana, a następnie zwolniona. Wymierzono jej karę 30 tys. rubli (ok. 1200 złotych). Dziennikarka nie wyklucza, że zostanie wobec niej wszczęte postępowanie karne na mocy wprowadzonych niedawno przepisów, zakazujących mówienia o wojnie w Ukrainie. Jeśli tak się stanie, może jej grozić nawet wieloletnie więzienie. - Słyszałam, że wysocy przedstawiciele władz tego zażądali - mówi.

Czy protest rosyjskiej dziennikarki to ustawka?

Pytana, dlaczego zdecydowała się na protest po wielu latach pracy dla prokremlowskiej telewizji, odpowiadała, że dojrzewała do tego przez długi czas, obserwując kolejne kroki podejmowane przez władze Rosji. - Rozpoczęcie wojny przeciwko Ukrainie było dla mnie punktem, z którego nie było powrotu - podkreśla. Jak opowiadała w rozmowie z "Nowaja Gazieta", na początku chciała dołączyć do protestów na ulicach, ale kiedy zobaczyła, że uczestnicy zgromadzeń od razu trafiają do policyjnych wozów i na posterunki, postanowiła zorganizować bardziej efektywny protest.

Najnowsze informacje z Ukrainy po ukraińsku w naszym serwisie ukrayina.pl

Od początku dziennikarka opowiadała, że władze telewizji oskarżają ją o współpracę z zachodnimi siłami. Przekonuje jednak, że protest był jej własną inicjatywą. - To był mój pomysł. Nie powiedziałam o nim nikomu. Nikt nic nie wiedział - podkreślała. Jak twierdzi, nie myślała wtedy o konsekwencjach, dopiero teraz zdaje sobie z nich sprawę. - Jestem wrogiem numer jeden - mówiła. Owsiannikowa podkreśla też, że nie chce wyjeżdżać z kraju, bo jest rosyjską patriotką, a także ze względu na swoje dzieci. Miała odmówić przyjęcia azylu politycznego od prezydenta Francji Manuela Macrona.

W Ukrainie odzywają się różne głosy - opisuje Roman Gonczarenko z "Deutche Welle". Z jednej strony prezydent Wołodymyr Zełenski podziękował dziennikarce: "Dziękuję tym Rosjanom, którzy nie przestają próbować rozpowszechniać prawdę. Zwłaszcza tej młodej kobiecie, która weszła do studia Kanału 1 z antywojennym plakatem" - mówił.

Z drugiej w mediach społecznościowych pojawia się jednak wiele opinii osób wątpiących w uczciwość Rosjanki. "Jak to jest, przez wiele lat podburzać do wojny, a potem nagle się przebudzić?" - pyta ukraiński pozarządowy Instytut Massmediów. "To, co widzę, nie odpowiada temu co jest mówione. Ta osoba mówi o swoich rodzicach i poczuciu wstydu jak spikerka w telewizji – bez żadnych emocji" - napisała jedna z internautek, nie kryjąc swojego sceptycyzmu.

Nie brakuje analiz, według których tamto wydanie wiadomości nie mogło być programem na żywo - właśnie z takich powodów. Wszystko miałoby być wyreżyserowaną przez służby specjalne próbą odwrócenia uwagi od zbrodni popełnianych przez rosyjską armię w Ukrainie. Praktycznie nie da się teraz sprawdzić, czy to prawda. Widać jednak, jak wielka jest nieufność wobec Rosji wśród Ukraińców - konkluduje Gonczarenko.

Tymczasem w najnowszej rozmowie z "Gazetą Wyborczą" Marina Owsiannikowa podkreśla: "Proszę przekazać Polakom, że nie jestem fejkiem". Twierdzi, że wszystkie krytyczne głosy to teorie spiskowe.

Najnowsze informacje z Ukrainy po ukraińsku w naszym serwisie ukrayina.pl.

Więcej o: