W belgijskim miasteczku Strepy-Bracquegnies, we francuskojęzycznej Walonii, zginęło co najmniej siedem osoby, a ponad 30 zostało rannych. W niedzielę 20 marca o godzinie 5 rano samochód wjechał w grupę widzów, którzy czekali na rozpoczęcie parady.
Burmistrz miasteczka Jacques Gobert powiedział, że to "prawdziwa katastrofa dla całej społeczności". Polityk przekazał również, że wśród ofiar jest dziecko. - Samochód wjechał w widzów z pełną prędkością. Kierowcę zatrzymano podczas próby ucieczki - powiedział Jacques Gobert.
Belgijska policja bada okoliczności tego zdarzenia, jednak jak podkreśla, na razie nic nie wskazuje na to, by był to atak terrorystyczny. Telewizja RTBF podała natomiast informację o dwóch młodych mężczyznach, którzy uciekali w tym miejscu przed policją. Mieli to być złodzieje samochodów. Doniesień tych nie potwierdza na razie ani policja, ani władze miasta.
Przeczytaj więcej informacji ze świata na stronie głównej Gazeta.pl.
Jak informuje "Washington Post", w miejscowości oddalonej o około 50 kilometrów od Brukseli w niedzielę rano zebrał się ponad stuosobowy tłum który czekał na rozpoczęcie karnawału. Miał to być pierwszy karnawał w Belgii od dwóch lat - wcześniejsze imprezy zostały zawieszone z powodu epidemii koronawirusa.
Jak dodaje AP, na miejscu działają ratownicy, miasto uruchomiło już akcję pomocową dla poszkodowanych. Wielu rannych w wypadku trafiło do szpitala w La Louviere. Co najmniej cztery osoby trafiły na oddział intensywnej opieki medycznej (OIOM). BBC podaje, że ciężko rannych zostało około 12 osób.
"Najgłębsze kondolencje dla rodzin i przyjaciół zabitych i rannych w incydencie dzisiejszego ranka" - napisała na Twitterze belgijska minister spraw wewnętrznych Annelies Verlinden.