*Krystyna Kurczab-Redlich. Autorka książek o Rosji "Pandrioszka", "Głową o mur Kremla" i biografii Putina "Wowa, Wołodia, Władimir. Tajemnice Rosji Putina", laureatka wielu nagród dziennikarskich, m.in. nagrody im. Tischnera, nagrody im Wańkowicza, w 2005 r. zgłoszona przez Amnesty International i Fundację Helsińską do Pokojowej Nagrody Nobla.
Krystyna Kurczab-Redlich: - Wszystko, co dzieje się w Rosji, jest Putina. Rosjanie też są Rosjanami Putina. Od ponad 20 lat ci Rosjanie mają do dyspozycji w zasadzie tylko jedną telewizję. A to telewizja jest głównym nośnikiem wiedzy dla tak zwanej prowincji. Słyszę czasami, że jeszcze w I kadencji Putina była jakaś wolność - otóż w telewizji nie było żadnej wolności słowa.
Prowincja to 3/4 ludności Rosji. Młodsi korzystają z internetu, ale starsi - a ci dominują w społeczeństwie - nie i to oni stanowią oś, na której opiera się putinizm.
Oni od 20 lat słyszą, że Rosja musi powstać z kolan i musi być wielkim imperium. Słyszą, że Rosja jest otaczana przez NATO, a Zachód, który pomiata Rosjanami, zbliża się do ich granic. Kiedy mam okazję spotkać kogoś takiego, to pytałam: a czego ten Zachód może chcieć od Rosji, skoro jesteście wielokrotnie biedniejszym państwem? Wtedy zapada chwila milczenia i zadumy. Potem pada odpowiedź: - No jak to co? Chcą naszego złota, srebra, gazu i ropy.
To, co jest najgorsze w każdej propagandzie, a zwłaszcza tak straszliwie nachalnej jak w Rosji, to to, że ona nie pozwala nawet zrodzić się myśli - wolnej i logicznej.
Bohaterka.
Więcej informacji o wojnie Rosji z Ukrainą na stronie głównej Gazeta.pl.
W zombi - absolutnie tak. To zjawisko narastało od dekad, choć był kilkuletni okres wolności myśli - czas głasnosti, czyli jawności - którą wprowadził w pierestrojce Michaił Gorbaczow. Wtedy można było mówić wszystko - to był krótki prześwit dla inteligencji, który pozwolił jej wziąć oddech wolności w myśleniu. Szybko się to jednak skończyło, bo już w drugiej kadencji Jelcyna (od 1996 r.) już nie zwracano uwagi na demokratyzację, tylko na utrzymanie się u władzy. Tych parę lat swobody to za mało, aby naród, który odwykł od myślenia, był wychowany w potwornej demagogii, w komunizmie, mógł się ocknąć, przejrzeć na oczy i stwierdzić, że był okłamywany, więc trzeba inaczej spojrzeć na rzeczywistość.
Ten szeregowy Rosjanin nic nie wie o zabijaniu Ukraińców. A po drugie: on jest przekonany, że tam naziści, narkomanii i banderowcy walczą z dobrymi Rosjanami, którzy przyszli wyzwolić naród ukraiński. Nie jest winą człowieka to, że patrzy w telewizor od 20 lat i widzi w nim nienawiść. Przez ostatnich kilkanaście lat - szczególnie od 2014 r. - nienawiść do Ukraińców. Wystarczy raz obejrzeć główny program publicystyczny tej telewizji prowadzony przez wyjątkowego buldoga Kremla, Władimira Sołowjowa, by zobaczyć, jak judził przeciwko Ukraińcom. W tej telewizji jest wszystko, co najgorsze. A jeśli już zapraszał z Ukraińców kogoś, kto chciał bronić swojego narodu, to natychmiast na niego napadało kilku przygotowanych propagandzistów.
Owsiannikowa powiedziała prawdę. Większość Rosjan, którzy przecież nie mieli bliskich kontaktów z Ukrainą, wierzy w tę propagandę. Oni mają mózgi jak zombi, ale ich akurat trudno oskarżać. Wcześniej propaganda przerabiała Rosjan w zombi wobec wojny w Czeczenii, a teraz wobec Ukrainy. Wcześniej mówiła o operacji antyterrorystycznej, a teraz o "denazyfikacji".
Samo pojęcie "denazyfikacji" ma w sobie coś, z czym Rosjanie są bardzo mocno zżyci. Ich świętością jest zwycięstwo w II wojnie światowej, czyli zwycięstwo właśnie z nazizmem. Putin zrobił z tego zwycięstwa totalnie radziecką świętość. Jeśli zapytać przeciętnego Rosjanina, czy ktoś jeszcze walczył przeciwko III Rzeszy, to odpowie "no skądże!". O drugim froncie w rosyjskiej Wikipedii jest kilka linijek, ale i tak w takim tonie, że ten front by się nie utrzymał, gdyby nie pomoc Armii Czerwonej.
Rosjanom wystarczy więc rzucić słowo "nazizm", a oni już stoją na baczność.
Ten naród jest taki, jakim został ukształtowany przez ostatnie stulecia: bezwolny i z niewolniczą duszą. Naród rosyjski ma historyczne nieszczęście, że spod jednych tyranów wpadał pod władze kolejnych tyranów. I nie potrafił się od nich wyzwolić.
Mottem mojej książki "Pandrioszka" - czyli hybrydy puszki Pandory i matrioszki - było takie: nic tutaj nie jest takie samo, jak gdzie indziej. Nie mamy prawa oceniania Rosjan naszymi kategoriami. Oni nie wiedzą, jak ta wojna wygląda i odrzucają możliwość, że wojska rosyjskie bombardują domy cywilów. Oni nie mogą przyjąć do wiadomości, że może być inaczej. Dowodem są telefony: jedna kobieta ucieka spod bomb i dzwoni do siostry na Uralu, a ta jej mówi "nie, nie, ty się mylisz, bo to banderowcy was bombardują". I jak wtedy rozmawiać?
Rosja liczy 140 milionów ludzi - reakcje nie będą jednakowe. Szeregowy Rosjanin na wsi zupełnie tego nie zauważy, bo tak jak jadł swoją kaszę gryczaną z ziemniakami, tak dalej będzie je jadł i nie bardzo zauważy braków. Ale inni mogą się podzielić na dwie grupy. Jedni będą mówić: to straszne, w co nas wtrącił Putin, dość już tego tyrana. Ale inni powiedzą: Putin miał rację, że cały Zachód jest przeciwko nam i stąd te sankcje.
Jestem przekonana, że tak. Nawet tych pięć sekund może choć uświadomić ludziom, że coś jest nie tak. Trzeba szanować każdego odważnego człowieka i dziesiątki stojących za nimi, ale nie mających jeszcze tej odwagi. Nie jesteśmy w stanie sobie wyobrazić, co to znaczy żyć w takim reżimie, dostać pałą przez żebra, mieć złamane ręce, wybite zęby i móc trafić na 15 lat do więzienia.
Mamy nadzieję, że za niedługo odważne będą też rosyjskie matki, do których synowie nie wrócą żywi. W 2014 r. dostarczano rodzinie ciała poległego żołnierza. Pozwalano je grzebać tylko nocą. Równocześnie płacono rodzinom duże pieniądze - za milczenie. Ale też grożono im odpowiedzialnością karną za rozpowszechnianie wiadomości o śmierci kogoś bliskiego na froncie ukraińskim. Nie wiem, czy i teraz tak będzie, ale nie można tego wykluczać.