Według informacji zagranicznych mediów, w erupcji wulkanu Merapi w Indonezji nikt nie ucierpiał. Do tej pory nie zgłoszono żadnych ofiar.
W nocy ze środy na czwartek (z 9 na 10 marca) doszło do erupcji wulkanu Merapi w Indonezji. W górę uniosła się kolumna pyłu i popiołu. Według krajowej agencji ds. łagodzenia skutków katastrof (BNPB), z okolicznych terenów musiało ewakuować się ponad 250 mieszkańców prowincji Yogyakarta, gdyż ogromne ilości lawy spływały pięć kilometrów w dół jego zboczy.
Pył osiadł w pobliskich wioskach, a wulkan wciąż zagraża życiu mieszkańców, wykazując aktywność. Rano, około godziny 7:30 czasu lokalnego, wyrzucił w niebo nową dawkę pyłu, a eksperci nie zaprzeczają, że może dość do kolejnej eksplozji - informuje Reuters. Władze i służby ratunkowe apelują do mieszkańców, by ci nie zbliżali się do terenów znajdujących się w promieniu co najmniej siedmiu kilometrów od wulkanu.
Przeczytaj więcej podobnych informacji na stronie głównej Gazeta.pl
Jak informuje Reuters, Merapi ma wysokość 2963 metrów i jest jednym z najbardziej aktywnych wulkanów w Indonezji. Co ciekawe, znajduje się na drugim co do wielkości poziomie alarmowym w kraju. Ostatnim razem wybuchł w 2010 roku. Wówczas, w wyniku erupcji, zginęło ponad 350 osób.
W sierpniu zeszłego roku na indonezyjskiej wyspie Sumatra doszło do wybuchu wulkanu Sinabung. Z tego powodu wydano pomarańczowy alert przed efektami erupcji oraz zalecono mieszkańcom i turystom, by nie zbliżali się do wulkanu na odległość mniejszą niż trzy kilometry. Zalecano również noszenie masek w celu zminimalizowania skutków opadania popiołu wulkanicznego.