Z braku szybkich zmian sytuacji na frontach opisujemy ją teraz co drugi dzień. Poprzedni raz zrobiliśmy to w poniedziałek.
W ciągu ostatnich dwóch dni Rosjanie ewidentnie ponowili próby atakowania Kijowa ze wschodu. Ciągle napierają też na Ukraińców w Donbasie i rejonie Mariupola, gdzie konsekwentnie, choć powoli, prą naprzód.
Skupiające dotychczas najwięcej uwagi walki w okolicach ukraińskiej stolicy wyraźnie przygasły. Nie ma wątpliwości, że jako serce ukraińskiego państwa i siedziba władz ma znaczenie dla Rosjan kluczowe, ale wygląda na to, iż nie mają sił go nawet okrążyć.
Na zachód od miasta znaczne siły rosyjskie właściwie pozostają w bezruchu. Owszem, toczą się walki, lokalnie nawet intensywne, ale nie widać istotnych i długotrwałych zmian stanu posiadania obu stron. Rosjanie kontrolują szereg miejscowości na zachodnich przedmieściach Kijowa, ale nie są w stanie kontynuować okrążania miasta w kierunku południowym, ani próbować szturmować jego samego. Dalej na północ w kierunku granicy Białorusi nieco powiększyli swój stan posiadania, ale spotkali się z ukraińskim oporem i kontratakami. Generalnie liczące kilkadziesiąt tysięcy żołnierzy zgrupowanie wydaje się być niezdolne do większych działań ofensywnych ze względu na poniesione straty i problemy z zaopatrzeniem.
Bardziej niepokojąco wygląda sytuacja na wschód od Kijowa. Rosjanie zgromadzili tam istotne siły, które w pierwszym tygodniu walk doszły na odległość kilkudziesięciu kilometrów od przedmieść, potem kilka dni przegrupowywały się, a od niedzieli-poniedziałku zdają się próbować ataków w kierunku miast Browary i Boryspol. Z wioski położonej obok tego pierwszego pochodzi to nagranie, wykonane we wtorek przez kamerkę internetową. Widać na niej pędzącą ciężką kolumnę zmechanizowaną Rosjan.
Nic nie wskazuje jednak na to, aby takie kolumny jak ta przełamały ukraińską obronę. Nie ma sygnałów o wkroczeniu Rosjan do Browarów czy Boryspola. Nie ma jednak też zdjęć czy nagrań wielkich ilości rozbitego rosyjskiego sprzętu. Jest więc możliwe, że najgorsze jeszcze przed Ukraińcami. Na razie Rosjanie mieli na pewno przeciąć drogę szybkiego ruchu E95 prowadzącą z Kijowia do Czernihowa.
Sytuacja w rejonie Kijowa. Stan na 8 marca wieczorem Fot. Jarosław Wolski/map.army
Jest jednak właściwie pewne, że rosyjskie oddziały na wschód od Kijowa, czy dalej na północ w rejonie ciągle broniącego się w częściowym okrążeniu wspomnianego Czernihowa, mają nieustanne problemy na zapleczu. Ukraińcy co i rusz publikują zdjęcia zniszczonego czy porzuconego sprzętu, gdzieś na terenie obwodu Czernihowskiego czy Sumskiego dalej na wschód. Działają tam nie tylko ominięte przez Rosjan w pierwszych dniach wojny pododdziały regularnego ukraińskiego wojska, ale też liczne grupy obrony terytorialnej. Są nawet przeprowadzane niewielkie lokalne kontrataki, dezorganizujące działania Rosjan i skutkujące systematycznymi stratami.
Regularnie przeprowadzane są zasadzki z użyciem kierowanych pocisków przeciwpancernych. To nagranie z drona, pokazujące trafienie rosyjskiego czołgu jednym z nich. Widać gwałtowne zapalenie się amunicji we wnętrzu pojazdu, skutkujące jęzorami ognia wystrzeliwującymi ze środka. To zmora rosyjskich czołgów, które mają amunicję praktycznie nieosłonięta pod wieżą. Załoga nie miała szans.
W rejonie Charkowa dalej na wschód Ukraińcy w ostatnich dniach co i rusz chwalą się sukcesami. Twierdzą, że w wyniku szeregu kontruderzeń w wielu miejscach odrzucili Rosjan od miasta, które już bardzo ucierpiało w wyniku terrorystycznych nalotów i bombardowań. Niektóre rosyjskie brygady miały zostać tak bardzo przetrzebione, że straciły zdolność do działania i musiały się cofnąć za granicę. To w wyniku tych walk, dokładniej w rejonie Czuhujiwa na południowy-wschód od Charkowa, miał zginąć generał-major Witalij Gerasimow. To jeden z dwóch najwyższych rangą rosyjskich oficerów zabitych w wojnie.
Sytuacja w północno-wschodniej Ukrainie. Stan na 8 marca wieczorem Fot. Jarosław Wolski/map.army
Kilka rosyjskich kolumn, które w ostatnich dniach ruszyły w kierunku obwodu Połtawskiego, zostały przez Ukraińców najwyraźniej zatrzymane, albo posuwają się naprzód bardzo powoli. Być może to tylko wstępne próby rozpoznania bojem, albo Rosjanie nie mają dość sił na poważne uderzenia w tym kierunku. Sama Połtawa na razie nie jest zagrożona.
Nagranie ataku na jakiś mały rosyjski pododdział przy pomocy pocisków przeciwpancernych.
Sytuacja w Donbasie i na południu wygląda mniej optymistycznie. Rosjanie i separatyści wypychają Ukraińców ze wschodnich krańców ich kraju, jednak tempo ich postępów jest bardzo niskie. Nadal nie zaczęły się na dobre walki o Siewierodonieck, który wydawał się być stracony już kilka dni temu. Tak powolne postępy Rosjan w tym rejonie mogą być efektem rzucenia tam do walki oddziałów kiepskiej jakości (zwłaszcza separatystyczne), oraz najwyraźniej bardzo umiejętnej i opanowanej obrony Ukraińców. Wykonywanie zorganizowanego odwrotu w trakcie walki z wrogiem jest tradycyjnie uznawane za jeden z najtrudniejszych, jeśli nie najtrudniejszy manewr, a ukraińskie wojsko najwyraźniej bardzo dobrze sobie z nim radzi. Dużo to mówi zwłaszcza o morale Ukraińców.
Sytuacja w południowo-wschodniej Ukrainie. Stan na 8 marca wieczorem Fot. Jarosław Wolski/map.army
Niestety, niezmiennie źle jest na drugim końcu Donbasu, czyli w mieście Mariupol nad Morzem Azowskim. Kilka prób ograniczonych kontrataków Ukraińców w jego okolicach, mających na celu przerwanie okrążenia lub osłabienie nacisku najeźdźców na miasto, nie dało większych efektów. Liczące przed wojną niemal pół miliona mieszkańców miasto zamienia się w scenę jak na razie największej katastrofy humanitarnej tej wojny. Jest szczelnie okrążone, kilka prób zawieszenia broni w celu ewakuacji cywilów spełzły na niczym. Nie ma prądu, wody i kończy się żywność. Pomimo tego ukraińskie oddziały w mieście uparcie i skutecznie się bronią. Największą cenę zapłacą niestety cywile.
Na zachód i północ od Mariupola, w kierunku kolejnego dużego ukraińskiego miasta, Zaporoża, walki toczą się ze zmiennym szczęściem. Rosjanie i Ukraińcy na zmianę atakują i kontratakują. Linia frontu nie przesunęła się znacząco w ciągu kilku ostatnich dni, choć ostatnio to Rosjanie odnieśli większe sukcesy i odrzucili przeciwnika na północ od miasta Tokmak, do którego zostali niedawno zepchnięci przez ukraińskie kontruderzenie.
Na zachodzie, w kierunku z Krymu na Odessę, Rosjanie niezmiennie rozbijają głowy o ukraińską obronę w rejonie Mikołajowa. W poniedziałek Ukraińcy informowali o odrzuceniu rosyjskich wojsk z przedmieść i od tej pory sytuacja jest niezmienna. Chwalili się też zdobyciem wielu rosyjskich pojazdów opancerzonych, takich jak te, które najwyraźniej mają zamiar wykorzystywać. To lekko opancerzone pojazdy wojsk powietrznodesantowych - BMD.
Pojawiły się za to informacje o rosyjskich kolumnach wyruszających z Chersonia na północ, w kierunku Krzywego Rogu. Być może to wzmocnienie sił próbujących obejść Mikołajów od północy i niemogących się przebić przez mniejsze miasto Wozneseńsk, ale też może to być próba szukania miejsca do ataku, gdzie opór Ukraińców będzie mniejszy. Na przykład w kierunku Zaporoża czy Krzywego Rogu. Jednak wydaje się, że na tym kierunku Rosjanom też brakuje zaopatrzenia i sił na większe ofensywy.
Generalnie Rosjanie wydają się nie mieć na razie siły na kolejne zmasowane ofensywy, jak w pierwszych dniach wojny. Stoją w miejscu lub posuwają się powoli naprzód już prawie tydzień, czyli za długo jak na planowane przegrupowanie i podciągnięcie zaopatrzenia. Ukraina to ogromny kraj, który atakują przy użyciu około 200 tysięcy żołnierzy, wliczając separatystów. To zdecydowanie za mało, aby przeprowadzać wielkie ofensywy w stylu II wojny światowej z wyraźną linią frontu i systematycznym zajmowaniem ogromnych przestrzeni. Do tego potrzeba milionów ludzi. Teraz mówimy tak naprawdę o wojnie bez frontów i oddziałach poruszających się wzdłuż dróg, faktycznie niekontrolujących mijanego terenu. Przekłada się to na skuteczność ukraińskiej strategii elastycznej obrony, czyli stawiania oporu Rosjanom tylko w wybranych miejscach, ograniczonych kontratakach na wrażliwe punkty i ciągłego atakowania logistyki przeciwnika.
W takiej sytuacji wojna na Ukrainie stała się w praktyce wojną na wyniszczenie. Która strona pierwsza poniesie tak duże straty, że nie będzie w stanie kontynuować oporu/ataku i stanie się bardziej elastyczna podczas rozmów pokojowych. Nie zanosi się na totalne zwycięstwo którejś ze stron. Przedłużająca się wojna oznacza natomiast większy dramat dla cywilów i zniszczenia kraju.
Straty poniesione w ciągu dwóch tygodniach skłoniły Rosjan do sięgania po te siły, których jeszcze nie rzucili na Ukrainę. W ostatnich dniach pojawiły się nagrania pociągów w Rosji i Białorusi, wiozących uzbrojenie i dodatkowe oddziały w kierunku ukraińskich granic, jak ten najwyraźniej transportujący kolejny oddział wojsk powietrznodesantowych do rzucenia do walk na zachód od Kijowa.
Problem w tym, że do inwazji na Ukrainę Rosjanie zaangażowali już zdecydowaną większość najbardziej wartościowych oddziałów wojsk lądowych. To, co im zostało, to resztki zawodowców i skadrowane oddziały wymagające zasilenia zmobilizowanymi rezerwistami. Uzupełnianie strat w ten sposób będzie wymagało jednak ukrywanej i ograniczonej mobilizacji. To natomiast będzie się kłóciło z oficjalną narracją Kremla, że "operacja specjalna" idzie dobrze i biorą w niej udział tylko żołnierze zawodowi.