Więcej informacji z całego świata znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl
Rekordowe opady w ciągu kilku ostatnich dni doprowadziły w Australii do prawdziwego kataklizmu. Woda zalała kilka części stanów Queensland i Nowa Południowa Walia. Na wschodzie Australii żywioł zniszczył budynki, pola uprawne i drogi.
We wtorek znaleziono ciała 67-letniej kobiety i jej 34-letniego syna. Zostali oni odnalezieni w pobliżu porzuconego samochodu, który pozostawili w kanale burzowym na zachodzie Sydney. Policja potwierdziła też śmierć mężczyzny, który zaginął na początku powodzi 27 lutego.
Bilans ofiar wynosi w tej chwili 20 osób. Większość z nich straciła życie we własnych domach, lub w samochodach, kiedy próbowali uciekać przed ulewą.
Australia - powódź Fot. Rick Rycroft / AP Photo
Prognozy na najbliższe dni w Australii zapowiadają kolejne ulewne deszcze.
"Przed nami trudne 24 godziny, a nawet 48 godzin" - zapowiedział Dean Narramore z australijskiego Biura Meteorologii. Do powodzi o różnym natężeniu doszło wzdłuż wschodniego wybrzeża Australii na odcinku przekraczającym 1500 km.
W ciągu najbliższych 24 godzin w Sydney ma spaść jeszcze około 120 litrów wody na metr kwadratowy.
Powódź bardzo dotknęła mieszkańców Sydney. Na przedmieścia miasta spadło od poniedziałku nawet 200 l/mkw. Władze wydały nakaz ewakuacji południowo-zachodniej części miasta. Pięć milionów mieszkańców Sydney poproszono też o unikanie podróży i przemieszczanie się tylko środkami transportu publicznego. To jednak niełatwe - niektóre pociągi zostały odwołane z powodu zalania torów.
Służby wezwały do ewakuacji także około 60 tys. osób w Nowej Południowej Walii.
Mieszkańcy są coraz bardziej sfrustrowani. Naprawy zniszczeń często są niemożliwe ze względu na brak prądu i internetu. Kolejne opady zdaniem władz Australii mogą jeszcze bardziej utrudnić niesienie pomocy potrzebującym. Ekipy ratunkowe pracują nad oczyszczeniem dróg, żeby możliwe było dostarczanie niezbędnego zaopatrzenia.