Wojna w Ukrainie. Rosyjscy dziennikarze odchodzą z państwowych mediów. "Nie wszyscy milczą"

Część rosyjskich dziennikarzy odeszła z pracy w państwowych mediach - podaje "The Moscow Times". Niektórzy z nich zrobili to na znak protestu przeciwko inwazji na Ukrainę, inni z obawy, że zostaną wysłani na linię frontu, aby relacjonować działania wojenne.
Zobacz wideo Wojna w Ukrainie. Rosjanie ostrzeliwują budynki mieszkalne

"The Moscow Times" rozmawiał z rosyjskimi dziennikarzami, którzy odeszli z pracy w państwowych mediach. Jeden z nich przyznał, że szefowie z wyprzedzeniem ostrzegali ich przed inwazją na Ukrainę. - Dzień przed atakiem powiedzieli nam wprost, że będzie wojna - powiedział były dziennikarz kanału telewizyjnego Zwiezda, który należy do Ministerstwa Obrony Rosji. - Jesteśmy przyzwyczajeni do przebywania w strefach wojennych i zawsze podróżujemy z wojskiem, więc jest to stosunkowo bezpieczne. Ale tym razem było to przerażające - podkreślił, dodając, że on i jego koledzy popierali politykę zagraniczną Władimira Putina, ale zmienili zdanie, kiedy zobaczyli, co tak naprawdę dzieje się w Ukrainie.

Inny rozmówca "The Moscow Times" powiedział, że grupa dziennikarzy założyła prywatny czat, aby rozmawiać na temat inwazji na Ukrainę. - Wielu z nich boi się, że zostaną wysłani, aby relacjonować wojnę. Jeden z naszych operatorów ze stacji przy granicy nawet zrezygnował - stwierdził. Kolejni dziennikarze podkreślili, że ich koledzy boją się utraty pracy. - Ludzie są głęboko przygnębieni. Większość z nich zdaje sobie sprawę z tego, co robi, ale nie mają innych możliwości pracy - zaznaczyli. Dziennikarze powiedzieli również, że ich koledzy w mediach państwowych cierpią na depresję i mają problemy z alkoholem, ale kariera w ogólnopolskim wydawnictwie nadal jest bardzo atrakcyjna. Tylko kilka osób zrezygnowało z pracy - podkreślili.

Więcej wiadomości na stronie głównej Gazeta.pl

"Nie wszyscy milczą"

Od czasu napaści na Ukrainę monitorowane są również wpisy, które dziennikarze zamieszczają w sieci. - Jest osoba, która sprawdza nasze posty. (...) Ona donosi asystentom szefa dyrekcji programów informacyjnych. Wtedy zaczynają do nas dzwonić z góry z żądaniem, żebyśmy usunęli nasze wpisy - powiedział dziennikarz Kanału 1.

"Nie wszyscy milczą" - podkreśla "The Moscow Times". Przykładem jest Iwan Urgant, prowadzący talk-show na Kanale 1, który na Instagramie napisał: "Strach i ból. NIE DLA WOJNY". Od czasu tego wpisu dziennikarz nie pojawił się na antenie, choć stacja twierdzi, że wciąż w niej pracuje. Z kolei Jelena Czernienko z gazety "Kommiersant" została usunięta z listy dziennikarzy współpracujących z rosyjskim MSZ. Wcześniej podpisała list otwarty, w którym domagano się zakończenia działań wojennych w Ukrainie. Czernienko pracowała tam 11 lat.

Rosyjska inwazja trwa

W Ukrainie wciąż trwają ciężkie walki. Najgorsza sytuacja panuje w portowym Mariupolu. Miasto jest intensywnie ostrzeliwane, a tysiące osób cywilnych znalazły się w potrzasku. W mieście nie ma prądu, wody i ogrzewania. Od kilku dni Rosjanie strzelają także do zabudowań w Charkowie, a miejscowe władze twierdzą, że w czasie bombardowań w mieście zginęły dotąd 22 osoby.

Doradca ukraińskiego prezydenta Mychajło Podolak poinformował w czwartek, że jest szansa na porozumienie w sprawie stworzenia korytarzu humanitarnych w Ukrainie. Wstępne uzgodnienia miały zapaść w trakcie drugiej rundy negocjacji między Ukrainą a Rosją. Jak dodał, obie strony konfliktu miały uznać, że trzeba dostarczyć żywność i leki do miejsc objętych walkami. Podolak zaznacza jednak, że deklaracje są jeszcze na bardzo wstępnym etapie.

Więcej o: