Reżim Władimira Putina ma już zaplanowane działania, które chce przeprowadzić w Ukrainie po zakończeniu wojskowej fazy inwazji. "Ukrajinśka prawda" i źródła "Dziennika Gazety Prawnej" mówią, że w roli prezydenta obsadzony ma zostać Wiktor Janukowycz, który rządził krajem niemal dekadę temu. Moskwa chce, by jej namiestnik "dokończył" kadencję, którą teoretycznie przerwał, uciekając do Rosji w roku 2014.
O wojnie w Ukrainie i sankcjach na Rosję przeczytaj na stronie głównej Gazeta.pl
W kolejnym kroku w Ukrainie miałyby zostać przeprowadzone - cudzysłów nie jest tu przypadkowy - "wybory". To otworzyłoby drogę do przedstawienia nowego, uległego wobec Rosji rządu jako oficjalnych władz kraju. Rosja zakłada, że pod jej wpływem może być zarówno cała Ukraina, jak i jej część.
Informatorzy twierdzą też, że Janukowycz miałby do dyspozycji własną armię stworzoną na bazie oddziałów nieuznawanych pseudorepublik z Ługańska i Doniecka.
O tym, że żołnierze z dwóch samozwańczych republik byliby na skinienie Moskwy, świadczą groźby, które kierują oni pod adresem ukraińskiego rządu. Prorosyjscy separatyści zapowiadają bowiem kolejne uderzenie na Mariupol. Ostrzał, który nie będzie oszczędzał cywilów, ma trwać aż do poddania miasta.
Region od kilku dni pozbawiony jest elektryczności, co, według lokalnych władz, grozi katastrofą humanitarną. - Nasza infrastruktura jest zniszczona. Nie mamy światła, nie mamy wody i nie mamy ogrzewania - mówił w nocy burmistrz miasta Wadim Bojczenko w nagraniu opublikowanym na Telegramie. - Mamy zabitych i rannych. Nie możemy ich zabrać, bo ostrzały trwają bez przerwy - relacjonował podczas ataku prowadzonego przez Rosjan nieustannie przez 12 godzin.
Podobna sytuacja panuje na innych obszarach. "W wyniku rosyjskiej agresji we wschodniej Ukrainie, prawie 40 tysięcy ludzi pozbawionych jest prądu i jedzenia, a strona rosyjska nie pozwala na ewakuację" - poinformował w środę minister spraw wewnętrznych Ukrainy Denys Monastyrski.