Matka dwójki dzieci twierdziła w liście, że od wielu dni nie widziała swojego 4-letniego synka i nie wie, co mogło się z nim stać. Była przekonana, że ktoś wyrządził krzywdę jej dziecku i że chłopiec nie żyje - relacjonował na konferencji porucznik Ray Spencer, cytowany przez CBS News.
Po zawiadomieniu ze szkoły policjanci zaczęli obserwację okolicę wskazanego domu. We wtorek 22 lutego rano zauważyli, że wychodzi z niego dwoje dorosłych - matka uczennicy, która dała nauczycielom list i jej partner, zidentyfikowany później jako 35-letni Brandon Toseland. Mundurowi zatrzymali samochód pary.
- W trakcie naszej rozmowy kobieta opisała, że była maltretowana przez partnera, z którym mieszkała. Pytała, co stało się z jej synem, którego ostatni raz widziała 11 grudnia - przekazał mediom Spencer. - Mówiła też, że Toseland zabraniał jej wchodzić do niektórych części domu, w tym do garażu - dodał.
Więcej wiadomości ze świata znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl >>>
Na podstawie tych zeznań policja uzyskała nakaz przeszukania domu. Sprawdzili także garaż, którego tak bronił partner matki. W stojącej tam zamrażarce znaleźli zwłoki chłopca. Ustalili, że ciało mogło w niej leżeć od początku grudnia.
- Toseland, który nie jest ojcem dzieci, został początkowo aresztowany pod zarzutem porwania, ale odpowie także za morderstwo - powiedział Spencer. Dodał, że śledztwo jest w toku, a córką poszkodowanej kobiety zajęła się rodzina.