We wtorek informowaliśmy, że obiekty hotelowe działające na Zanzibarze na kilka miesięcy wstrzymują działalność. Decyzję ogłoszono nagle. Firma przyznaje, że boryka się z problemami, choć zapewnia, że zacznie przyjmować turystów ponownie w czerwcu.
W poniedziałkowym wpisie na współprowadzonym przez Wojciecha Żabińskiego profilu "Życie na Zanzibarze" przedsiębiorca ogłosił, że obiekty hotelowe Pili Pili na Zanzibarze na kilka miesięcy zawieszają działalność. Ma ona zostać wznowiona 4 czerwca.
Żabiński przekazał, że pozyskał inwestora, który "wesprze Pili Pili, aby powróciło co do swojego blasku z przed paru miesięcy" [pisownia oryginalna - red.]. Przyznał jednocześnie, że Pili Pili znajduje się "w trudnym momencie" i firmę "trzeba uzdrowić, aby wreszcie przeciąć to pasmo niedogodności, ale też domysłów, plotek i dezinformacji".
Więcej treści znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl >>>
W praktyce oznacza to, że nagle odwołano pobyty turystów, którzy mieli przylecieć na Zanzibar w okresie od końca lutego do początku czerwca.
Decyzja o przerwie w działalności dla wielu turystów mogła być zaskakująca, tym bardziej że jeszcze kilka dni wcześniej - 14 lutego - Pili Pili ogłaszało promocję na loty na Zanzibar i z powrotem w terminach 26 marca - 4 czerwca. Oferowano również promocje na sam pobyt w kwietniu i maju. 4 lutego "Życie na Zanzibarze" zachęcało do spędzenia "Wielkanocy pod palmami" lub "majówki nad oceanem".
Żabiński informował także, że kupione przez turystów vouchery i Pili Pili Punkty (umożliwiające płacenie na miejscu za różne usługi) pozostają bezterminowe. We wpisie nie znalazła się jednak informacja, czy będzie możliwość całkowitej rezygnacji z wakacji, zwrotu voucherów i odzyskania wpłaconych pieniędzy. W związku z tym w komentarzach na grupach powiązanych z Pili Pili pojawiły się liczne głosy zaniepokojonych turystów, którzy we wtorek próbowali skontaktować się z polską siedzibą firmy w Gdańsku.
"Szanowni Państwo, w związku z natłokiem telefonów w sprawach rezerwacji proszę o kontakt tylko mailowy, pracownicy nie mają możliwości jednocześnie odpowiadać na maile i telefony. I proszę cierpliwie czekać, na wszystkie maile odpowiedzą. Proszę też o jeden mail, a nie 3-4 o tej samej treści" - taki wpis ukazał się na profilu "Życie na Zanzibarze", promującym na Facebooku działalność Pili Pili.
"Bardzo bym chciała wierzyć, że od czerwca wrócimy, że nie stracę pieniędzy, że jeszcze raz nacieszę oczy. Chciałabym ci wierzyć, Wojtku" - napisała w komentarzu jedna z użytkowniczek. "Na pewno tak" - odpowiedział administrator profilu.
"Nie wygląda to dobrze. Jasne zwrot będzie, ale Pili Pili Coinów. Co nam z Pili Pili Coinów [Punktów - red.]… zostaniemy z nimi jak Himilsbach z angielskim. W maju pewnie okaże się, ze inwestor się wycofał, siła wyższa, etc… ta cała historia się nie klei" - napisał inny z użytkowników.
"Od czerwca wszystko wróci do normy, Pili Pili Punkty będzie można wykorzystywać jak zawsze" - odpisało "Życie na Zanzibarze".
Decyzja o zawieszeniu działalności Pili Pili odbiła się również na sytuacji kilkudziesięciu polskich pracowników (m.in. managerów), którzy w poniedziałek zostali zwolnieni. Poinformowano ich, że mogą wrócić samolotami do kraju w najbliższy weekend.
Jednocześnie, jak udało nam się nieoficjalnie dowiedzieć, przekazano pracownikom, że zaległe części wypłat za grudzień i styczeń polscy pracownicy będą otrzymywali w ratach. Z informacji, do których dotarliśmy, wynika także, że nie otrzymali gwarancji, iż zostaną całkowicie spłaceni w terminie do końca marca.
We wtorek odeszły kolejne osoby, m.in. dwóch najbliższych współpracowników Wojciecha Żabińskiego.
Jak ustaliliśmy, we wtorek w Pili Pili miał zapanować chaos, w związku z czym na miejscu miało pojawić się kilkudziesięciu wojskowych lub funkcjonariuszy policji, a także przedstawiciel tamtejszego Ministerstwa Turystyki. Obecność służb i rządu miała uspokoić sytuację, a przede wszystkim lokalnych pracowników Pili Pili. Pracownicy mieli otrzymać zapewnienie, że otrzymają swoje pensje.
Wciąż dynamiczna wydaje się sytuacja polskich turystów, którzy nadal przebywają na wyspie.
- Od popołudniowej akcji, tj. wojska pod hotelem i znacznej liczby pracowników "strajkujących" i oczekujących na wyjaśnienia od administracji, zrobiło się spokojnie. Na obiad - frytki dla dzieci. Na kolację wyciągnięto to, co było w lodówkach i przygotowano dobry bufet. Przekazaliśmy zrzutkowo od każdej rodziny po 10 dolarów z podziękowaniami dla załogi. Co będzie od następnego dnia, zobaczymy - mówił we wtorek wieczorem w rozmowie z Gazeta.pl jeden z obecnych tam turystów.
- Prawda jest taka, że nic nie wiadomo. W obiektach Milele i Natural Park załoga lokalna pracuje, została z nami do środy. Mamy policję, która pilnuje obiektu. Manager praktycznie też nic nie wie. Stara się załatwić nam jedzenie. Najważniejsze, że mamy gdzie spać, jest bezpiecznie, jedzenie na razie też jest. Sytuacja na dziś jest opanowana - relacjonowała nam we wtorek w godzinach wieczornych polska turystka.
- Polski menager nie pojawił się. Zanzibarski menager z częścią załogi chcą nam pomóc. Jedzenie się skończyło. Składaliśmy się na zakupy na 4 dni po 20 dolarów od osoby - usłyszeliśmy od jednej z turystek w środę przed południem.
Z nieoficjalnych informacji, które do nas dotarły, wynika, że Żabiński we wtorek był w stałym kontakcie z lokalnymi pracownikami i prosił ich o pozostanie na stanowiskach pracy do czasu wyjazdu turystów.
Do sytuacji na wyspie odniósł się w mediach społecznościowych dziennikarz sportowy Żelisław Żyżyński, który w styczniu zrezygnował z pracy w Pili Pili (odpowiadał tam m.in. za przygotowywanie materiałów wideo). Jeszcze kilka tygodni temu Żyżyński nie chciał komentować przyczyn swojego odejścia. Zabrał głos dopiero w środę rano.
"Przez rok swojego pobytu na Zanzibarze widziałem setki szczęśliwych z pobytu tutaj gości. Gdy dowiedziałem się o sytuacji prawnej firmy i właściciela, natychmiast odszedłem. Bardzo współczuję wszystkim oszukanym, brak mi słów" - napisał Żyżyński.
Do Gazeta.pl dotarły też sygnały od zaniepokojonych Polaków, którzy inwestowali na Zanzibarze swoje pieniądze w obiekty hotelowe. Czekają na informacje, czy ich środki są bezpieczne.
Przypomnijmy: Żabiński rozpoczął dwie inwestycje - Natural Park (setka willi stojąca nad oceanem w dziesięciu rzędach) i Orient Beach Resort (kompleks apartamentów i kilku domów). Schemat był następujący: polski inwestor wpłaca pieniądze, po wybudowaniu obiektu mieszkają w nim turyści, a inwestor co miesiąc otrzymuje czynsz. Może przy tym korzystać z nieruchomości przez kilka tygodni w roku.
Żabiński oferował również możliwość wypłacania czynszów także wówczas, gdy obiekt jeszcze nie istniał. Pod warunkiem, że inwestor wpłaci całą kwotę. Przykładowo, domy w "Naturalu" kosztowały od 170 do 250 tys. dolarów.
Obie inwestycje zaliczają wielomiesięczne opóźnienia. Z naszych ustaleń wynika, że powstały dwa pierwsze rzędy domów w Natural Parku, a budowa trzeciego jest na poziomie ok. 40 proc. (Żabiński deklarował wcześniej, że trzy rzędy będą gotowe do połowy ubiegłego roku).
Budowa kolejnego rzędu w Natural Parku Gazeta.pl
Do końca lutego miał zostać oddany pierwszy rząd obiektów w "Oriencie", wszystko wskazuje na to, że i tutaj dojdzie do opóźnień - pierwszy rząd przed kilkoma dniami był jeszcze w surowym stanie, bez dachów.
Żabiński tłumaczył w ubiegłym roku, że opóźnienia wynikają m.in. z braku dostępności materiałów budowlanych na wyspie.
Budowa 'Orientu'. Stan na połowę lutego 2022 r. Gazeta.pl
We wtorek zwróciliśmy się z prośbą o komentarz do obecnej sytuacji w Pili Pili m.in. do Ministerstwa Turystyki Tanzanii, wiceprezydenta Tanzanii Philipa Mpango (według nieoficjalnych doniesień miał we wtorek pojawić się na wyspie), a także do polskiej ambasady i Urzędu Marszałkowskiego Województwa Pomorskiego.
Jak przekazał nam rzecznik Urzędu Marszałkowskiego Michał Piotrowski, we wtorek Departament Turystyki otrzymał dwa telefony od osób skierowanych przez Ministerstwo Spraw Zagranicznych. Rzecznik dodał jednocześnie, że urząd nie może niestety pomóc osobom znajdującym się na miejscu.
Do chwili obecnej nie odpowiedział nam resort spraw zagranicznych. Ministerstwo w przesłanym we wtorek komunikacie dla TVN24 Biznes potwierdziło, że ambasada monitoruje sytuację turystów i pracowników. Resort potwierdził również, że wokół obiektów Pili Pili we wtorek pojawiło się wojsko, a w godzinach wieczornych kierownictwo miało zapewniać, że z zaopatrzeniem w żywność i wodę nie ma już problemu.
Zwróciliśmy się również do Wojciecha Żabińskiego, prosząc o stanowisko. Pytaliśmy m.in. o to, co czeka polskich turystów na miejscu, a także o to, czy osoby, które miały rozpocząć urlop w Pili Pili przed 4 czerwca, będą mogły liczyć na zwrot pieniędzy, a nie voucherów lub Pili Pili Punktów. Wciąż czekamy na odpowiedź.
Z naszych ustaleń wynika, że Wojciecha Żabińskiego nie ma obecnie w Tanzanii, choć jeszcze kilka dni temu był na wyspie. Nasi informatorzy twierdzą, że mógł udać się do innego afrykańskiego kraju. Żabiński wciąż jest jednak w kontakcie z byłymi lub aktualnymi współpracownikami za pośrednictwem komunikatorów internetowych.
Historię Wojciecha Żabińskiego opisywaliśmy w grudniu w Gazeta.pl w głośnym tekście "Nieznana twarz 'Wojtka' z Zanzibaru. Hotelarz skazany na więzienie". Jak ustaliliśmy, znany przedsiębiorca hotelowy na Zanzibarze został skazany na dwa lata i dwa miesiące więzienia przez polski sąd m.in. za oszustwo. Żabiński złożył kasację do Sądu Najwyższego i wciąż czeka na jej rozpatrzenie.
Do naszej redakcji docierały też głosy świadczące o tym, że realizowana przez Żabińskiego budowa domów nad oceanem, współfinansowana przez kilkadziesiąt osób z Polski, zalicza wielomiesięczne opóźnienie. Byli pracownicy opowiadali nam również o opóźnieniach w wypłatach pensji oraz zaległościach wobec dostawców i touroperatorów. Żabiński tłumaczył to m.in. kwestiami formalnymi.
Działalność Żabińskiego na Zanzibarze koncentruje się wokół marki Pili Pili. W ramach Pili Pili Hotels and Fly działają m.in. spółki Pili Pili Fly - sprzedająca bilety na czarterowe loty na Zanzibar, czy Pili Pili Club - oferująca osobno pobyt na wyspie w obiektach hotelowych. Na potrzeby rozliczeń stworzono m.in. system PiliPay i wirtualną walutę, tzw. Pili Pili Coiny (obecnie Pili Pili Punkty).
Jak podał w styczniu portal waszaturystyka.pl, w połowie ubiegłego roku Marszałek Województwa Pomorskiego, po kilkumiesięcznym postępowaniu stwierdził, że spółki Pili Pili Club i Pili Pili Fly wykonują działalność organizatora turystyki i przedsiębiorcy ułatwiającego nabywanie powiązanych usług turystycznych bez wymaganego wpisu. Pełnomocnik spółek złożył odwołanie od decyzji.