Oficjalnie wiadomo, co to będzie. Pociski antyrakietowe SM-3 i radar SPY-1. Moskwa od lat wyraża jednak obawy, czy do tych samych wyrzutni Amerykanie nie wsadzą czegoś innego. Na przykład rakiet manewrujących Tomahawk, które będą mogli z zaskoczenia wysłać na cele w Rosji. Teoretycznie nawet z głowicami jądrowymi.
To oczywiście bardzo daleko idące spekulacje. Rosjan mało jednak interesuje, że taki scenariusz jest z wielu powodów bardzo mało realny. Ich interesuje to, że Amerykanie tak blisko ich granic stawiają tak dużą i nowoczesną bazę z potencjalnie groźnym wyposażeniem.
Z tego powodu Redzikowo regularnie pojawia się w przekazach Kremla, rosyjskich polityków oraz mediów. Rosjanie od początku o pomyśle umieszczenia systemów antyrakietowych w Polsce mówili o nich bardzo krytycznie. Teraz w ramach swoich żądań pod adresem NATO domagają się między innymi likwidacji bazy w Redzikowie. Tak jak całej infrastruktury sojuszniczej na terenie Polski. W odpowiedzi Amerykanie mieli między innymi zaproponować, aby Rosjanie mogli przeprowadzać w bazie pod Słupskiem inspekcje. Tak, aby sami się przekonali, że nie ma charakteru ofensywnego. Takie rozwiązanie było sugerowane od lat, ale nie poszły za tym konkretne decyzje.
Teraz sytuacja robi się podbramkowa nie tylko z powodu ogólnego kryzysu na linii NATO-Ukraina-Rosja. Według informacji podanych przez Amerykanów pod koniec 2021 roku baza w Redzikowie ma być gotowa do końca 2022 roku. Po czterech latach opóźnień.
System umieszczony na terenie starego lotniska wojskowego pod Słupskiem formalnie nazywa się Aegis Ashore. To radary, elektronika i wyrzutnie analogicznie do tych, które są na amerykańskich niszczycielach typu Arleigh Burke. Tylko w odpowiednim opakowaniu do postawienia na lądzie. Takie rozwiązanie miało na celu maksymalnie obniżyć koszty opracowania nowego lądowego systemu antyrakietowego. I to się udało. Koszt budowy całej bazy Amerykanie szacują na niecały miliard dolarów, czyli mniej niż niszczyciela.
Rosjanie, przynajmniej publicznie, koncentrują się na teoretycznej możliwości umieszczenia w wyrzutniach Aegis Ashore różnych rakiet. To z zasady zmodyfikowane uniwersalne wielokomorowe wyrzutnie pionowe Mk41, które są standardem na okrętach US Navy. Można do nich załadować najróżniejsze pociski. W tym manewrujące dalekiego zasięgu Tomahawk, które w najnowszych wersjach mają zasięg pozwalający swobodnie sięgnąć Moskwy z Redzikowa. Oficjalnie nie ma już takich rakiet z głowicami atomowymi, ale są do tego przystosowane. W rosyjskiej narracji baza w Polsce urasta więc do strategicznego zagrożenia dla większej części europejskiej Rosji.
- Po pewnych modyfikacjach oczywiście dałoby się odpalać Tomahawki z Redzikowa. Zmiany w oprogramowaniu, integracja dodatkowej elektroniki. Pewnie tygodnie, góra kilka miesięcy. Tylko po co? - mówi Gazeta.pl Dawid Kamizela, dziennikarz miesięcznika "Nowa Technika Wojskowa". Amerykanie mają kilkadziesiąt okrętów, od niszczycieli, przez krążowniki, po podwodne, które przenoszą na pokładach dziesiątki Tomahawków. Wszystkie mogą podpłynąć na tyle blisko Moskwy, że bez problemu jej sięgną. Po co więc jeszcze Redzikowo? Zwłaszcza że do odpalania Tomahawków zupełnie nie jest potrzebny potężny radar, który jest sercem całego systemu postawionego pod Słupskiem.
Redzikowo nie sprawdziłoby się też raczej jako narzędzie do przeprowadzenia zaskakującego ataku. Bo baza jest zawsze w jednym miejscu i trudno zdalnie stwierdzić co jest w wyrzutniach, a ewentualne okręty wpływające na Bałtyk czy Morze Czarne można zawczasu dostrzec. - Jeden bombowiec strategiczny w rodzaju B-52 może zabrać na pokład do 20 rakiet JASSM-ER podobnych możliwościami do Tomahawków. I może się zjawić niespodziewanie nad Bałtykiem po starcie z bazy w USA. I takich maszyn Amerykanie mają kilkadziesiąt - mówi Kamizela. Trudno więc traktować poważnie narrację o zagrożeniu Rosji zaskakującym uderzeniem z Redzikowa.
Tak naprawdę ta baza ma dwie ważne funkcje, ale defensywne z natury. Ta, o której mówi się oficjalnie, to obrona przeciwrakietowa. Amerykanie mówią głównie o obronie przed atakiem z Iranu. Redzikowo jest odpowiednio umieszczone, jeśli chodzi o przechwytywanie irańskich rakiet (jeśli kiedyś powstaną takie o odpowiednim zasięgu) zmierzających ku zachodniemu wybrzeżu USA. Ewentualnie gdzieś ku krajom zachodniej i północnej Europy. - Na wypadek na przykład trwającego tygodnie i miesiące kryzysu w relacjach z Iranem, Amerykanie musieliby umieścić na Morzu Czarnym i Bałtyckim niszczyciele ze zdolnościami antyrakietowymi. Nie mają ich za dużo. Do tego są drogie w utrzymaniu i mają szereg ważniejszych zadań. Systemy Aegis Ashore są znacznie tańszą, bardziej ekonomiczną alternatywą - mówi Kamizela.
Nic nie stoi jednak na przeszkodzie, aby antyrakiety SM-3 Block IIA, które mają zostać zainstalowane w Redzikowie, posłać też ku rosyjskim rakietom balistycznym zmierzającym ku Europie Zachodniej. - Dużo by zależało od tego, jaką trajektorią by nadlatywały, ale można to sobie wyobrazić. Zwłaszcza jeśli chodzi o rakiety pośredniego zasięgu, ale w 2020 roku podczas testu SM-3 Block IIA zniszczył cel mający imitować rakietę międzykontynentalną - mówi Kamizela. Z perspektywy Rosjan to poważne zagrożenie dla ich interesów, ponieważ osłabia potencjał odstraszający ich arsenału jądrowego. Czyli podstawowego narzędzia Moskwy do utrzymywania ogólnej równowagi militarnej z NATO, wobec ogólnie większego potencjału Zachodu w długotrwały konflikcie konwencjonalnym.
Mniej mówi się natomiast o drugiej funkcji, jaką może spełniać Redzikowo. Czyli centrum obserwacji przestrzeni powietrznej w promieniu kilkuset kilometrów - nad znaczną częścią Polski, Bałtyku i nad obwodem Kaliningradzkim. - Ta baza to przede wszystkim relatywnie tanie źródło świadomości sytuacyjnej. Wskazuje na to między innymi fakt zastosowania tam radaru zdolnego obserwować wszystko dookoła, a nie tylko z kierunku Iranu - mówi Kamizela. - Informacje z niego mogą istotnie wzmocnić potencjał różnych mobilnych systemów przeciwlotniczych i przeciwrakietowych, które kiedyś Amerykanie mogliby chcieć z jakiegoś powodu w tym rejonie umieścić - dodaje.
Ogólnie rzecz biorąc, Redzikowo jest bazą zdecydowanie defensywną z natury. Nie ulega jednak wątpliwości, że istotnie zwiększającą potencjał NATO w tej części Europy i komplikującą rosyjskie kalkulacje oraz plany. Kreml chciałby więc sprawić, aby zniknęła. Co z jednej strony jest zrozumiałe, ale z drugiej Rosja nikogo nie pytała o zgodę, kiedy budowała duży radar wczesnego ostrzegania w obwodzie Kaliningradzkim albo umieszczała w nim rozmaite systemy tak ofensywne, jak i defensywne.