Macron gra kartą mińską. Ukraina miałaby ustąpić, żeby kupić sobie czas

Z ogólnikowych deklaracji polityków i dyplomatów trudno zrozumieć, co właściwie się dzieje po kolejnych spotkaniach na szczycie. Padają słowa o konieczności deeskalacji napięcia i dalszych rozmów. Za nim kryją się jednak istotne treści.

Jest możliwe, że Zachód stara się przymusić Ukrainę do pewnych ustępstw na rzecz Rosji. Centralne w tej układance jest tak zwane porozumienie Mińsk-2, podpisane w 2015 roku w celu zatrzymania wojny w Donbasie. Rzeczywiście doprowadziło do generalnie przestrzeganego do dzisiaj zawieszenia broni. Jednak jego cała część mająca na celu rozwiązanie konfliktu, do dzisiaj jest niezrealizowana i stanowi przedmiot sporu pomiędzy Kijowem a Moskwą.

Zobacz wideo

Odmrażanie Mińska

Ukraina porozumienia nie chce realizować w taki sposób, w jaki interpretuje je Rosja. Byłoby to dla niej bardzo niekorzystne, bo musiałaby dać separatystycznym republikom Doniecka i Ługańska, kontrolowanymi przez Moskwę, daleko idącą autonomię i wpływ na ukraińską politykę. Tym samym dałoby to Kremlowi narzędzie do wpływania na Ukrainę i w dłuższej perspektywie osłabienie kraju oraz jego podporządkowanie. Ukraińcy podkreślają przy tym, że porozumienie w 2015 roku podpisali pod presją, czyli w momencie przegrania bitwy pod Debalcewe, gdzie siły separatystyczne wydatnie wspierane przez rosyjskie wojsko przełamały ukraińską obronę kluczowego węzła komunikacyjnego i sytuacja groziła załamaniem frontu. Rosji to nie interesuje. Ukraina podpisała dokument i ma realizować jego zapisy.

Patronami porozumienia Mińsk-2 są Francja i Niemcy. Razem z Ukrainą i Rosją tworzą tak zwany "format normandzki", w ramach którego wypracowano dokument i w ramach którego miało być wypracowane rozwiązanie konfliktu ukraińsko-rosyjskiego. Rozmowy zostały jednak praktycznie zamrożone w 2020 roku wobec rozbieżności stanowisk Ukrainy i Rosji.

Format normandzki jednak nie umarł. Francuski prezydent Emmanuel Macron najwyraźniej stara się teraz grać kartą Mińsk-2, żeby rozładować obecne napięcie. Po swoim spotkaniu z Władimirem Putinem w poniedziałek i Wołodymirem Zełeńskim we wtorek jasno zadeklarował, że obaj przywódcy "zadeklarowali gotowość honorowania porozumienia". - Mamy teraz możliwość posunąć negocjacje naprzód - powiedział.

Między młotem a kowadłem

Co konkretnie to oznacza, nie wiadomo. Wśród ekspertów i samych Ukraińców jest jednak obawa, że Zachód będzie się starał zmusić Zełeńskiego do ustępstw w celu przynajmniej chwilowego obniżenia rosyjskiej presji. Wyłożył to szczegółowo między innymi Daniel Szeligowski, analityk PISM skupiający się między innymi na Ukrainie i wątku porozumienia Mińsk-2. W jego ocenie sytuacja Kijowa jest trudniejsza po francuskiej ofensywie dyplomatycznej w ostatnich dniach, niż była przed nią.

Zełenski jest w klinczu nie do pozazdroszczenia. Z jednej strony chciałby spotkania z Putinem i znalezienia drogi do deeskalacji napięć, bo jest to jak najbardziej w interesie Ukrainy jak i jego interesie jako polityka starającego się utrzymać władzę. Deeskalacji pragną też jego zachodni partnerzy. Przysłużyłaby się też gospodarce. Jednak jednocześnie nie może poczynić istotnych ustępstw na rzecz Rosji, ponieważ według sondaży nie chce tego większość Ukraińców. Nastroje antyrosyjskie są coraz mocniejsze i realizacja porozumienia Mińsk-2 na rosyjskich warunkach mogłaby wywołać gwałtowny opór. Już w 2015 roku, kiedy jeszcze za prezydentury Petro Poroszenki próbowano to częściowo zrobić, doszło do gwałtownych zamieszek w Kijowie, w których zginęła jedna osoba, a ponad setka została ranna.

Co więcej, można mieć uzasadnione obawy, na jak długo Kreml zostanie zaspokojony ukraińskimi ustępstwami. Putin wielokrotnie dawał już do zrozumienia, że nie traktuje Ukrainy jako niezależnego państwa, ale błąd, sztuczny twór niesłusznie wykrojony z historycznej Rosji w czasach ZSRR. Taki, który teraz dostał się pod kontrolę wrogiego Zachodu, ale musi zostać z niej wyrwany. Trudno więc uznać, że Putin będzie zaspokojony, kiedy Ukraina będzie realizować zapisy porozumienia Mińsk-2. Po co miałby przestać, skoro najwyraźniej presja i siła dają mu to, czego chce?

Ukraińskie myśliwce Su-27 Gazeta.pl rozmawia z ukraińskim oficerem

Kluczowe w tej układance może być to, jak zachowają się państwa NATO. Macron wobec nadchodzących wyborów prezydenckich bardzo chciałby móc zapisać sobie na koncie jakiś sukces dyplomatyczny godny męża stanu. Jednak pomimo grania kartą mińską, generalnie stoi w jednym szeregu z resztą Sojuszu. Ten określa natomiast potencjalną rosyjską agresję na Ukrainę jako niedopuszczalną, grozi poważnymi sankcjami, wzmacnia obecność wojskową na wschodzie, odrzuca szersze rosyjskie żądania odnośnie tego co może robić NATO w Europie Środkowo-Wschodniej i dostarcza broń Ukraińcom. Zarówno Macron, jak i prezydent USA Joe Biden oraz kanclerz Niemiec Olaf Scholz zapewniają, że blisko koordynują swoje działania pomiędzy sobą i z resztą członków Sojuszu.

Kto pierwszy nie wytrzyma presji? Kto pójdzie na ustępstwa? Czy Putin nie będąc w stanie zrobić wyłomu w zachodniej jedności, w końcu wyda wojsku rozkaz rozpoczęcia jakichś działań przeciw Ukrainie?

Zobacz wideo
Więcej o: