Shaida trafiła do przychodni w prowincji Balch na północy Afganistanu w listopadzie. U 9-miesięcznej dziewczynki stwierdzono niedożywienie. Lekarze wspierani przez organizację Save the Children byli w stanie jej pomóc. Wcześniej jej rodzice stracili już drugą córkę. Ta miała objawy ciężkiego przeziębienia, nie udało się zabrać jej do lekarza i dziewczynka zmarła.
Dla coraz większej liczby dzieci na pomoc okazuje się za późno. Save the Children informuje o co najmniej 40 dzieciach z ostrym niedożywieniem, które zmarły w drodze do szpitali. To dane za grudzień. Wraz z trwaniem głębokiego kryzysu - i zimy - sytuacji dla rodziny Shaidy i milionów innych rodzin pozostaje niezwykle groźna. Zima w Afganistanie jest mroźna, nieraz z dużymi opadami śniegu. Przez głęboki kryzys trudno o ogrzanie nie tylko domów, ale nawet szpitali.
Od przejęcia władzy przez talibów, wycofania zachodnich wojsk i - w dużej mierze - pomocy humanitarnej kraj pogrąża się w zapaści. Według ostatnich danych większość mieszkańców Afganistanu potrzebuje pomocy humanitarnej. Praktycznie wszyscy (95 proc.) zmagają się z brakiem jedzenia i muszą ograniczać porcje lub pożyczać pieniądze na jedzenie. Według prognoz Światowego Programu Żywnościowego 22,8 miliony ludzi - ponad połowa populacji Afganistanu - będzie dotkniętych skrajnym brakiem żywności w tym roku, z czego 8,7 mln znajdzie się w warunkach klęski głodu.
- Jesteśmy w bardzo trudniej sytuacji przez kryzys gospodarczy oraz wysiedlenie - mówił ojciec Shaidy, Rabul - Nasza córka zmarłaby, gdyby nie lekarstwa, które dostaliśmy od Save the Children. Nasza druga córka jednego wieczora uśmiechała się w moich ramionach, a kolejnego ranka wychłodziła się i zmarła.
9-miesięczna Shaida i jej matka w szpitalu Fot. Michał Przedlacki/ Save the Children
Athena Rayburn, dyrektorka ds. rzecznictwa dla Afganistanu w Save the Children w odpowiedzi na pytania Gazeta.pl podkreśliła, że niedożywienie nie jest w Afganistanie nowym problemem. Nawet przed przejęciem władzy przez talibów był drugim na świecie - po Jemenie - pod względem zagrożenia brakiem jedzenia. Pandemia COVID-19 dodatkowo pogorszyła sytuację, pozbawiając źródła zarobku ludzi pracujących dorywczo.
- Afganistan od dawna jest krajem uzależnionym od pomocy. Obecnie zamrożenie pomocy rozwojowej i aktywów finansowych ograniczyło dostęp do gotówki. Wielu posiadaczy kont bankowych może wypłacać jedynie 200 dolarów tygodniowo. Choć żywność można znaleźć w sklepach, ludzie nie mają pieniędzy, by za nią zapłacić
- powiedziała Rayburn.
Jak wyjaśnia, kryzys gospodarczy powoduje niedobór gotówki, spadek wartości lokalnej waluty i wzrost cen podstawowych towarów. - Niektóre z nich, jak paliwo czy ryż, potroiły ceny w wielu prowincjach - wymieniała. Dodatkowo kryzys pogłębiają globalne opóźnienia w łańcuchach dostaw. - Na domiar złego rok 2021 był w Afganistanie rokiem suszy, jednej z najcięższych od lat - to negatywnie wpłynęło zarówno na produkcję rolną, jak i na dostęp do czystej wody w całym kraju - powiedziała Rayburn.
Pozbawieni możliwości zarobku przez kryzysu, lub uprawy roli przez suszę, niektórzy Afgańczycy podejmują dramatyczne decyzje. Delaram Rahmati, kobieta z miasta Herat o której pisał "The Guradian", ma w sumie ośmioro dzieci, w tym dwóch synów wymagających opieki w szpitalu. Także jej mąż potrzebuje leków. Kobieta najpierw oddała dwie swoje córki do innych rodzin, za co dostał po 100 tys. afgani (ok. 700 dolarów). Później sprzedała swoją nerkę. Brytyjski dziennik pisze, że handel organami to proceder trwający od pewnego czasu, ale gdy talibowie przejęli władzę, warunki operacji jeszcze się pogorszył, a ceny spadły. Rahmati dostała za swoją prawą nerkę 1500 dolarów. Teraz choruje.
W sierpniu 2021 roku Amerykanie i sojusznicy wycofali się z Afganistanu po 20 latach wojny. Kontrolę nad krajem błyskawicznie przejęli talibowie, który już miesiące przed tym poszerzali swoją kontrolę nad kolejnymi prowincjami. Razem z wojskiem z kraju wyjechały delegacje dyplomatyczne wielu państw i pracownicy organizacji pomocowych. Przez lata działali tam - według własnych deklaracji - na rzecz rozwoju kraju i wsparcia potrzebujących. Jednak kraj stał się uzależniony od pomocy zagranicznej - stanowiła ona 3/4 wydatków publicznych. Wraz z przejęciem władzy przez talibów ta została gwałtownie odcięta. Teraz miliony Afgańczyków płacą za to swoim życiem i zdrowiem.
Jednocześnie z odcięciem większości pomocy nastąpiło załamanie gospodarki. Przyczyną głodu w dużej mierze nie jest fizyczny brak jedzenia, lecz to, że przeciętnych Afgańczyków na nie nie stać.
Jedną z przyczyn kryzysu jest zatrzymanie ogromnych środków pomocowych i rozwojowych, które szły na inwestycje, ale też pensje tysięcy pracowników. Kolejna to zamrożenie miliardów dolarów, które władze Afganistanu trzymały na zagranicznych kontach. Talibowie nie są legalnymi władzami w oczach świata - jak na razie nie zostali oficjalnie uznani przez żaden inny kraj ani ONZ (choć niektóre państwa, jak Chiny czy Rosja, prowadzą z nimi rozmowy), co jest jednym z powodów zablokowania im dostępu do zagranicznych kont. W konsekwencji system finansowy stracił płynność. Ze względu na sankcje nałożone na talibów afgański bank centralny jest odcięty od światowego systemu bankowego, nie może też otrzymywać nowej waluty, która była dotychczas drukowana w Europie.
Osoby, które miały oszczędności, często nie mogą ich wypłacić. Wielu straciło pracę, a pracujący - także w sektorze publicznym - przestali dostawać wypłaty. Wartość waluty spada. Sytuację pogarsza pandemia oraz trwająca susza.
Patryk Kugiel z Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych pisze, że kryzys "jest w dużej mierze wynikiem błędnych założeń polityki państw zachodnich po przejęciu władzy w państwie przez talibów". Kolejne powody to m.in. słabość kadr talibów, którzy usunęli wiele osób z poprzedniej administracji.
W listopadzie talibowie wysłali do amerykańskiego Kongresu oficjalne pismo w sprawie odmrożenia afgańskich środków. Jednak administracja Joe Bidena podkreśliła, że legitymacja do rządzenia i wsparcie mogą zostać uzyskane tylko na podstawie konkretnych działań. Chodzi m.in. o tworzenie "inkluzyjnego rządu" z udziałem różnych środowisk, poszanowanie praw kobiet i mniejszości czy zwalczanie terroryzmu. Wbrew własnym deklaracjom talibowie ograniczyli dostęp kobiet i dziewczynek do edukacji, pracy i opieki zdrowotnej - informuje Human Rights Watch.
Szczególnie narażone na kryzys są dzieci. Międzynarodowy Komitet Czerwonego Krzyża (ICRC) informował, że 40 proc. pacjentów w ich przychodniach to dzieci. W porównaniu do ubiegłego roku więcej jest skrajnie niedożywionych dzieci poniżej piątego roku życia.
Według informacji Save the Children 2/3 dzieci w Afganistanie - czyli ponad 13 milionów - w tym roku "rozpaczliwie" potrzebuje pomocy ratującej życie. To wzrost o ponad jedną trzecią od początku 2021 roku.
- Zapotrzebowanie na leczenie niedożywienia gwałtownie wzrosło. Kraj ten zmaga się z najgorszym kryzysem żywnościowym w historii. Widzimy przerażająco wychudzone dzieci, które trafiają do naszych klinik z ciężkim niedożywieniem; zdesperowane matki, które całymi dniami nie jedzą, aby ich głodujące dzieci mogły się najeść; rodziny, które tygodniami żyją tylko na chlebie - relacjonuje Rayburn.
Save the Children skupia się teraz na zapewnieniu potrzebującym minimum potrzebnego do przetrwania zimy, a więc jedzenia, koców, ciepłych ubrań. Organizacja prowadzi też mobilne przychodnie, które leczą dzieci z niedożywieniem lub w ostrych przypadkach - kierują do szpitali. Dla wielu hospitalizacja nie jest jednak możliwa, bo system ochrony zdrowia "jest na krawędzi załamania".
- W nadchodzących miesiącach nawet milion dzieci może na tyle poważnie niedożywionych, że bez leczenia może im grozić śmierć z głodu
- powiedziała Rayburn.
Szef ICRC Peter Maurer mówił na konferencji gospodarczej zorganizowanej w styczniu przez talibów, że Czerwony Krzyż i inni zwiększają swoje wysiłki, lecz pomoc humanitarna "nie zastąpi systemu dostarczania usług publicznych dla 40 milionów ludzi". Organizacje pomocowe - podkreślił - nie są w stanie spełnić wszystkich potrzeb Afgańczyków. Pomoc humanitarna jest potrzebna by ratować zdrowie i życie ludzi, którzy w tej chwili są zagrożeni, ale nie stanowi rozwiązania problemu.
Te doraźne potrzeby są ogromne. 11 stycznia ONZ razem z koalicja organizacji pozarządowych ogłosili plan pomocy humanitarnej dla Afganistanu na rok 2022. Potrzeba 4,4 miliarda dolarów, plus 600 milionów dla afgańskich uchodźców w sąsiednich krajach. Jak zwrócił uwagę Wojtek Wilk, prezes Fundacji PCPM, kwota jest trzy razy większa niż potrzeby Afganistanu w 2021r., a także dwukrotnie większa od największego dotychczas apelu humanitarnego dla jednego kraju - Syrii.
Mobilizacja takich środków w czasie, gdy globalne potrzeby pomocowe są na rekordowym poziomie, jest wyzwaniem samym w sobie. Jednak w przypadku Afganistanu jest jeszcze inny, fundamentalny problem - czy i jak dostarczać pomoc w kraju rządzonym przez talibów? Choć sprawują oni władzę, to nie są uznawani za legalny rząd i notorycznie łamią podstawowe prawa człowieka - co stawia pod znakiem zapytania przekazywanie do kraju środków w ogóle. A jeśli już ma się to dziać, to wyzwaniem jest robienie to w taki sposób, by trafiły do realnie potrzebujących, a nie do talibów.
Choć wątpliwości pozostają, to coraz więcej jest głosów apelujących o pomoc dla Afgańczyków. Sekretarz Generalny ONZ Antonio Guterres przestrzegał przed "poddaniem ludności Afganistanu karze zbiorowej" za to, co robią rządzący krajem talibowie.
Athena Rayburn z Save the Children oceniła, że "rozwiązanie kryzysu zagrożenia niedożywieniem nie znajduje się w Afganistanie". - Jest ono daleko, w siedzibach światowych przywódców politycznych. Ich obowiązkiem jest pilna reakcja - podkreśliła i dodała, że jeśli społeczność międzynarodowa nie podejmie teraz działań, to miliony ludzi straci życie. Jej zdaniem potrzebne jest sprawdzenie, na jakich zasadach można odmrozić afgańskie pieniądze za granicą i przeanalizowanie sposobów na ponowne udzielanie pomocy rozwojowej w kraju.
Zdaniem niektórych ekspertów dalsze sankcje i izolacja talibów mogą przyczynić się jedynie do dalszego cierpienia Afgańczyków, a nie do wymuszenia na nich jakichkolwiek zmian.
W komentarzu redakcyjnym dziennik "Financial Times" pisze, że konieczne jest po pierwsze udzielenie pomocy humanitarnej, by ratować życie Afgańczyków, a po drugie - działania w celu wskrzeszenia gospodarki kraju. Wg redakcji "brutalny reżim talibów" nie powinien zyskiwać uznania świata, ale jednocześnie jest "moralnie odrażające", by kraje, które okupowały Afganistan - z USA na czele - teraz zostawiły mieszkańców na pastwę losu. Pomoc jest też w interesie reszty świata, gdyż coraz bardziej upadający Afganistan oznacza rosnącą emigrację, wzrost przestępczości (w tym produkcji narkotyków) oraz ekstremizmu. Podobne wnioski przedstawia analiza PISM, która ponadto zwraca uwagę, że te skutki "odczuje szybciej Europa niż np. USA", dlatego "w interesie UE jest zmiana podejścia do roli pomocy rozwojowej w strategii wobec Afganistanu".
"FT" argumentuje, że w przyszłości można stawiać talibom wymagania w celu uzyskania pomocy w budowie gospodarki, ale "nie powinno być żadnych warunków w ratowaniu ludzi umierających z głodu". Jednym ze sposobów wsparcia Afgańczyków może być odmrożenie środków na pomoc rozwojową i wypłacanie pensji bezpośrednio pracownikom sektora publicznego, z pominięciem władzy talibów.
W analizie PISM czytamy, że "jest mało prawdopodobne, aby presja ekonomiczna zmusiła talibów do fundamentalnych zmian ich polityki wewnętrznej". Przedłużający się kryzys może zwiększać niezadowolenie społeczeństwa wobec władzy, pogłębiać wewnętrzne podziały i nawet spowodować nową wojnę domową. Kugiel podkreśla, że przywrócenie pomocy "nie będzie oznaczało międzynarodowego uznania talibów, które powinno pozostać głównym narzędziem skłaniającym reżim do przestrzegania podstawowych praw człowieka".
"Uznanie pomocy za bezwzględny instrument nacisku może jednak doprowadzić do sytuacji odwrotnej od zamierzonej. Zamiast skłonienia reżimu do budowy państwa przestrzegającego praw człowieka, będzie pogłębiać kryzys społeczno-gospodarczy i destabilizację kraju"
- czytamy w analizie. Na dłuższą metę będzie też oznaczać większe koszty pomocy humanitarnej dla społeczności międzynarodowej.