Policjanci wezwani 11 stycznia na interwencję do posiadłości w Queensland w Australii znaleźli ciało Elizabeth Rose Struhs. Według funkcjonariuszy dziewczynka mogła nie żyć już od czterech dni. Brytyjski "The Sun" podaje szczegóły na temat tej sprawy.
Gazeta informuje, że rodzice Elizabeth prowadzili domowy kościół i byli przeciwnikami farmakologicznego leczenia. Ich zdaniem to Bóg zwalcza choroby, a nie lekarstwa. Ponoć twierdzili również, że córka jest "zainfekowana robakami". W związku z tym 50-letni Jason i 46-letnia Kerrie zaprzestali podawania dziecku leków. Niestety ośmiolatka niedługo potem zmarła.
Dziewczynka została odcięta od leków insulinowych, które były niezbędne w leczeniu zdiagnozowanej choroby. Z przeprowadzonych badań wynika, że Elizabeth nie otrzymywała lekarstw od 2 stycznia, czyli na pięć dni przed śmiercią - z przeprowadzonych badań wynika bowiem, że zgon nastąpił najprawdopodobniej 7 stycznia.
Przeczytaj więcej podobnych informacji na stronie głównej Gazeta.pl.
Jason i Kerrie byli liderami "domowego kościoła", który "The Sun" określiło jako sektę. Policja z Australii oskarżyła rodziców o "morderstwo, tortury i niezapewnienie środków do życia". Po tych tragicznych wydarzeniach starsza siostra Elizabeth, Jayde, chce odebrać im prawa rodzicielskie do opieki nad piątką rodzeństwa, które nie ukończyło 18 lat i zamierza sama się nim zaopiekować.
Dziewczyna założyła zbiórkę na portalu GoFundMe, pod którą napisała: "Żadna rodzina nie powinna doświadczyć tego, co nas spotkało. Straciliśmy Elizabeth zbyt wcześnie. Strata naszej siostry jest nie do zniesienia". Jayde zapewniła, że wszystkie wpłacone środki przeznaczy na zapewnienie młodszemu rodzeństwu bezpiecznego i kochającego domu.