Sprawa niezidentyfikowanych dronów ma być na tyle poważna, że w poniedziałek śledztwo zostało przejęte przez kontrwywiad, SAPO. Wcześniej policja zakwalifikowała to jako "zdarzenie specjalne rangi państwowej".
Bezzałogowe urządzenia latające miały się pojawić w piątek wieczorem nad elektrowniami Forsmark w pobliżu Sztokholmu oraz Oskarshamn i prawdopodobnie Ringhals na południu kraju. W przypadku tej ostatniej sytuacja nie jest jasna, jednak z poniedziałkowego oświadczenia SAPO wynika, że to zdarzenie też jest traktowane poważnie i jest badane.
Oficjalnie nie podano wiele informacji. Bezzałogowce miały zostać zaobserwowane przez pracowników elektrowni. W Forsmark zaalarmowana policja zdążyła przybyć na miejsce na tyle szybko, że z pokładu śmigłowca udało się zaobserwować drona, który po chwili odleciał jednak i utracono z nim kontakt. Zarządzono poszukiwania, ale bezowocne. Pracownicy elektrowni Oskarshamm też zaobserwowali bezzałogowca i zaalarmowali policję, która następnie potwierdziła jego obecność. Jeśli chodzi o Ringhalis, to nie ma takiej pewności. Pracownicy zaalarmowali jedynie, że słyszą dźwięk wskazujący na obecność drona, jednak nikt go nie widział. Policja przypuszcza więc, że może zasugerowali się wcześniejszymi doniesieniami z Forsmark i Oskershamm.
Nieoficjalnie szwedzkie media piszą, że wykluczono, aby zaobserwowane drony były małymi cywilnymi urządzeniami służącymi do rozrywki, które mógł obsługiwać ktoś nie do końca zaznajomiony z zakazem lotów w pobliżu takich strategicznych obiektów. Miały to być większe skrzydlate bezzałogowce, zdolne utrzymywać się w powietrzu pomimo silnych wiatrów, które akurat w tym okresie przetaczały się nad Szwecją.
Po serii doniesień w mediach o niecodziennych wydarzeniach nad elektrowniami jądrowymi pojawiły się też informacje o dużym dronie nad Sztokholmem. Miał się kręcić między innymi nad parlamentem i pałacem królewskim. Dziennik "Aftonbladet" pokazał nawet zdjęcia bliżej niekreślonych czerwono-zielonych świateł widocznych na nocnym niebie. Sprawą też zajęła się policja, jednak nie wiadomo, na ile to rzeczywiście jakieś niecodzienne wydarzenie, a w jakim stopniu efekt psychozy.
Szwedzi doświadczali już takich zjawisk w przeszłości. W 2014 roku, w atmosferze strachu wywołanej wybuchem wojny na Ukrainie, doszło do afery z rzekomym "uszkodzonym rosyjskim okrętem podwodnym", kręcącym się w pobliżu Sztokholmu. Szukało go wojsko, obywatele donosili o zaobserwowaniu wynurzonej jednostki. Wojsko szybko doszło do wniosku, że to wszystko jedna wielka pomyłka, ale raport utajniono i dopiero w 2019 roku został ujawniony przez media.
Teraz doniesienia o dużych niezidentyfikowanych bezzałogowcach zbiegły się z alarmowym podniesieniem gotowości przez szwedzkie wojsko. W trybie nadzwyczajnym wzmocniono siły na wyspie Gotlandia położonej u południowo-wschodnich wybrzeży kraju. Na pomoc ruszyły nawet należące do NATO ciężkie transportowce C-17, które wykonały loty z niesprecyzowanymi ładunkami z rejonu Sztokholmu na wyspę. Szwedzkie media ujawniły w weekend, że w czwartek i piątek na Gotlandii rozmieszczono szwedzkie siły szybkiego reagowania. Pojawiły się zdjęcia między innymi transporterów opancerzonych na ulicach głównego miasta wyspy, Visby.
Gotlandia jest oceniania przez Szwedów jako najbardziej interesujący Rosjan fragment terytorium Szwecji. Gdyby miało dojść do jakiegoś konfliktu, to zajęcie wyspy położnej strategicznie w centralnej części Bałtyku, jest oceniane jako coś, co mogłoby spróbować zrobić rosyjskie wojsko. Jednocześnie Gotlandia jest słabo broniona. Przed 2014 rokiem w ogóle zlikwidowano tam obecność wojskową, którą jednak zaczęto odtwarzać po rosyjskiej agresji na Ukrainę.
Teraz alarm u Szwedów spowodowały ruchy rosyjskich okrętów, w połączeniu z ogólnie napiętą sytuacją na linii Rosja-NATO. W ubiegłym tygodniu, w środę, na Bałtyk wpłynęły przez Cieśniny Duńskie trzy okręty desantowe ze składu Floty Północnej. To one wywołały zaniepokojenie, które później przerodziło się w alarm. Zwłaszcza że dodatkowo w sobotę trzy inne rosyjskie okręty desantowe wyszły z Bałtyjska w Obwodzie Kaliningradzkim. Ruchy obu zespołów były pilnie śledzone z powietrza przez samoloty szwedzkie i NATO, ponieważ "odstawały od standardu". Ostatecznie w poniedziałek okręty z Bałtyjska przepłynęły przez Cieśniny Duńskie i skierowały się na Morze Północne.
Reakcje Szwedów na ruchy rosyjskiego wojska pokazują, że istotnie obawiają się jego działań. Nie bez powodu na przestrzeni ostatnich lat Szwecja znacznie zbliżyła się do NATO, zaalarmowana tym, co Rosja robi na Ukrainie. Pisaliśmy szerzej o szwedzkiej polityce bezpieczeństwa i tym, że pomimo istotnego zbliżenia z Sojuszem, Szwedzi na razie nie śpieszą się do niego wstępować.
Ćwiczenia szwedzkiego wojska.