Amerykańscy dyplomaci w Genewie i Paryżu z "syndromem hawańskim". Sekretarz stanu reaguje

U kilku amerykańskich dyplomatów pracujących w Europie stwierdzono tajemniczą dolegliwość, nazywaną "syndromem hawańskim". Informacja ws. ataków na urzędników miała trafić do amerykańskiej administracji latem ubiegłego roku. Jak przekazał w czwartek sekretarz stanu USA Antony Blinken, trwają ustalenia, kto mógł stać za incydentami.

Dziennik "The Wall Street Journal" poinformował w czwartek nieoficjalnie, że u co najmniej czterech amerykańskich dyplomatów pełniących misje w Genewie i Paryżu stwierdzono tajemniczą neurologiczną dolegliwość nazywaną "syndromem hawańskim". Podano również, że jeden urzędnik został przetransportowany do Stanów Zjednoczonych na leczenie.

Według "WSJ" podejrzenia dotyczące "ataków" na amerykańskich urzędników przebywających w Genewie i Paryżu miały trafić latem ubiegłego roku do Departamentu Stanu w Waszyngtonie.

Więcej treści znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl >>>

"Syndrom hawański" objawia się mdłościami, problemami z pamięcią, bólem karku, przemęczeniem oraz silnymi bólami i zawrotami głowy. Określenie "hawański" jest ściśle związane ze stolicą Kuby, Hawany, gdzie po raz pierwszy w 2016 roku odnotowano przypadki tej choroby.

Pojawiła się teoria mówiąca o tym, że przyczyną "syndromu hawańskiego" mogą być mikrofale stosowane jako broń lub urządzenia szpiegowskie. Jednak w niektórych publikacjach zwracano uwagę, że brakuje dowodów na poparcie tych hipotez. Choroba do tej pory dotknęła ok. 200 amerykańskich urzędników w Chinach, Ameryce Południowej i Europie.

Zobacz wideo Czy komisja senacka ds. Pegasusa ma sens? Kowal: Tak, choćby ze względów dokumentacyjnych

Sekretarz stanu USA: Każda odpowiedzialna osoba poniesienie konsekwencje

- Pracujemy w całym rządzie, aby dotrzeć do sedna tego, co się stało, kto jest odpowiedzialny, a w międzyczasie by upewnić się, że troszczymy się o każdego, kto został tym dotknięty i by chronić wszystkich naszych ludzi najlepiej jak potrafimy - komentował w MSNBC sekretarz stanu USA Antony Blinken.

Podkreślił, że "incydenty zakłóciły życie i dobre samopoczucie" dyplomatów.

Zapytany o to, czy to "rodzaj ataku na dyplomatów", Blinken nie zaprzeczył. Zaznaczył, że "nie ma wątpliwości, że ci ludzie zostali bezpośrednio i silnie poddani oddziaływaniu".

- Każdy, kto jest za to odpowiedzialny, poniesie poważne konsekwencje - powiedział.

Więcej o: