Kazachska telewizja państwowa podaje, że w mieście Ałmaty trwa operacja przeciw protestującym mieszkańcom. Kanał Chabar-24, powołując się na Ministerstwo Spraw Wewnętrznych (które nazywa protestujących przestępcami), informuje oficjalnie o 26 zabitych uczestnikach protestów i 18 ofiarach śmiertelnych wśród funkcjonariuszy.
Miejscowe media informują, że centralny plac Republiki i większość urzędów użyteczności publicznej została opanowana przez siły rządowe. Część protestujących zabarykadowała się jednak m.in. w gmachu telewizji Mir. Wokół Ałmaty utworzono łańcuch posterunków wojskowych. W nocy w mieście ponownie było słychać strzały.
Agencja Reutera donosi, że w piątek rano jej korespondenci zobaczyli ściągających na główny plac Ałmaty żołnierzy i opancerzone wozy wojskowe. "Dzień wcześniej żołnierze strzelali do protestujących" - wskazano i dodano, że kilka metrów od placu korespondenci natrafili m.in. na zwłoki w mocno uszkodzonym samochodzie cywilnym. Z informacji kanału telewizyjny Mir-24, która powołują się na świadków, na placu w Ałmaty wciąż "dochodzi do starć".
W operacji tłumienia zamieszek, których uczestnicy włamali się między innymi do sklepu z bronią, zostało rannych około 750 policjantów i żołnierzy. Państwowa telewizja nie podaje liczby poszkodowanych po stronie protestujących. Informuje jedynie, że blisko 3 tys. demonstrantów zostało aresztowanych. Państwowe media określają działania wojska i policji jako "akcję antyterrorystyczną".
Mieszkańcy Kazachstanu wyszli na ulice, aby zaprotestować przeciwko podwyżce cen paliw i utrzymywaniu się przy władzy osób związanych z byłym prezydentem Nursułtanem Nazarbajewem. Do największych zamieszek doszło w byłej stolicy tego kraju w nocy ze środy na czwartek. Do kraju przybyły już jednostki wojskowe z Rosji i Białorusi, skierowane tam w ramach sił stabilizacyjnych poradzieckiej Organizacji Układu o Bezpieczeństwie Zbiorowym. Siły ODKB mają pozostać w kraju nawet kilka tygodni.
Solidarność z Kazachstanem wyraził także prezydent Turcji Recep Tayyip Erdogan. Polityk podkreślił, że ma nadzieję, iż sytuacja w kraju się uspokoi, a jeśli nie, to jest gotowy podzielić się "wszelką wiedzą techniczną i doświadczeniem".
Sekretarz Stanu USA Anthony Blinken wyraził poparcie dla konstytucyjnych instytucji Kazachstanu, praw człowieka, wolności mediów, w tym poprzez przywrócenie usług internetowych, oraz opowiedział się za pokojowym rozwiązaniem kryzysu. Stany Zjednoczone monitorują doniesienia na temat działań Rosji w Kazachstanie - poinformował z kolei rzecznik Departamentu Stanu Ned Price. Przekazał, że Waszyngton będzie obserwował wszelkie naruszenia praw człowieka i wszelkie działania, które mogą zmierzać do zajęcia przez Rosjan kazachskich instytucji.
Rzeczniczka Białego Domu Jen Psaki wyraziła wątpliwość, czy przybycie sił Organizacji Układu o Bezpieczeństwie Zbiorowym było zasadne. - W tym momencie tego nie wiemy - powiedziała.
Według Ministerstwa Spraw Wewnętrznych w stolicy kraju Nur-Sułtanie, a także w regionach: szymkenckim, akmolińskim, kyzykołdzkim, pawłodarskim, pólnocno-kazachstańskim i turkieskim "sytuacja jest stabilna". "W kolejnych regionach ustanawia się punkty kontrolne, identyfikuje i zatrzymuje przestępców, a w przypadku zbrojnego oporu likwiduje się ich" - czytamy w komunikacie kazachstańskiego Ministerstwa Spraw Wewnętrznych.
Prezydent Kazachstanu Kasym-Żomart Tokajew oświadczył, że "porządek konstytucyjny w dotkniętym zamieszkami kraju został w znacznej mierze przywrócony" i zapowiedział na piątek przemówienie do narodu. - Siły prawa i porządku działają. Ale terroryści nadal używają broni i niszczą mienie, dlatego działania należy kontynuować aż do ich całkowitego wyeliminowania - przekazał.
Zamieszki w Kazachstanie wybuchły 2 stycznia po ogłoszeniu przez rząd podwyżek cen paliw. W kilku największych miastach tysiące demonstrantów wyszły na ulice. Zażądali też odsunięcia od władzy osób związanych z byłym prezydentem Nursułtanem Nazarbajewem. Urzędujący prezydent Kasym-Żomart Tokajew zdymisjonował rząd, odwołał Nursułtana Nazarbajewa ze stanowiska szefa Rady Bezpieczeństwa, ale protesty nie ustały. W środę protestujący demolowali budynki rządowe, redakcje państwowych mediów i biura lokalnych administracji. W całym kraju ogłoszono stan wyjątkowy. Dziennikarze donosili, że w płomieniach stanęła rezydencja prezydenta. Demonstrujący zajęli także lotnisko, jednak to zostało już w czwartek odzyskane przez wojsko.
Tego samego dnia prezydent Kazachstanu oświadczył, że na jego kraj napadli terroryści, wyszkoleni za granicą. - To podważenie integralności państwa, a co najważniejsze, jest to atak na naszych obywateli, którzy proszą mnie o pilną pomoc. (...) Mieszkańcy Ałmaty padli ofiarą bandytów. Naszym obowiązkiem jest podejmować wszelkie możliwe działania w celu ochrony naszego państwa - stwierdził.