"Pytacie, czym zajmujemy się na co dzień? Przetrwaniem". Historia Basimy

Basima opiekuje się pięciorgiem dzieci swojego brata. Nie zastajemy go w domu - wyszedł szukać pracy. W ostatnich latach próby znalezienia dorywczego zajęcia to jego codzienność. Najczęściej się nie udaje.
Zobacz wideo

Do Basimy udało się dotrzeć dzięki wspólnej akcji Gazety.pl i Fundacji PCPM. Dzięki mobilizacji Darczyńców na pcpm.org.pl/zaopiekowani część środków dla rodzin takich jak ta już trafiła do Libanu. Przez pięć najtrudniejszych zimowych miesięcy będą stanowiły ogromne wsparcie i mamy nadzieję, że sprawią, iż początek 2022 roku będzie łatwiejszy, a codzienne wybory rodzin – przynajmniej przez ten czas – mniej dramatyczne.  

Czasem jest jakieś zajęcie, a czasem po prostu nic nie ma

Kiedy zmarła mama Eman, dziewczynka miała dwa lata. Teraz ma dziewięć lat i poważne problemy ze wzrokiem, wzrostem, coraz częściej także z odpornością. Kilka razy w miesiącu powinna przyjmować zastrzyki. To kosztuje cztery mln funtów libańskich miesięcznie.

– Nie mamy za co ich kupić. Mojemu bratu od lat nie udaje się znaleźć innej pracy niż dorywcza. Czasem jest jakieś zajęcie, a czasem po prostu nic nie ma. Były takie miesiące, kiedy udało mu się zarobić 600 tys. funtów libańskich (trochę mniej, niż wynosi pensja minimalna - red.). Ale teraz od dłuższego czasu nie znalazł żadnej pracy – opowiada Basima, kiedy przyjmuje nas w chłodnym pomieszczeniu. Kobieta opiekuje się dziećmi swojego brata, w tym Eman, od kiedy zmarła jego żona.

Trwający od 2019 roku kryzys gospodarczy dotknął miliony Libańczyków. Wielu straciło pracę, nawet dorywcze, tak jak brat Basimy. A nawet gdy udaje się zarobić, pensja jest niewiele warta. Funt libański stracił ponad 95 proc. wartości i równowartość płacy minimalnej nie starcza już nawet na jedno zatankowanie samochodu, a co dopiero utrzymanie rodziny.

Dom, w którym mieszkają, należał do jej dziadka. Teraz dzieli go między sobą kilkoro rodzeństwa. Budynek jest w bardzo kiepskim stanie, podobnie jak inne w okolicy. Goły beton na ścianach i podłodze, na nim ślady dymu z paleniska i zacieki od deszczu i wilgoci. W górskim miasteczku zimowa pogoda nie przypomina tej, która może kojarzyć się ze śródziemnomorskim krajem: wiatr, deszcz, a także mróz i śnieg są tu normą. W grudniu, gdy odwiedzamy rodzinę Basimy, poranek jest słoneczny i wyjątkowo ciepły, ale już kilka godzin później zrywa się wichura, przynosi burzę i ulewę. Za jakiś czas może spaść śnieg. - Czasem napada aż tyle! - Basima ręką odmierza od ziemi do pasa.

Rodzina mieszka w libańskim dystrykcie Akkar. Region na północy kraju, przy granicy z Syrią, już wcześniej był jednym z uboższych. Teraz tutejsi mieszkańcy szczególnie ciężko odczuwają skórki zapaści gospodarczej.

– Już przed kryzysem było nam ciężko. Ale teraz jemy tylko dzięki pomocy sąsiadów i lokalnej społeczności – Basima oprowadza nas po głównej izbie w domu, pokazując sprzęty. To, co mają, pochodzi głównie od sąsiadów. Nawet łóżka. – Wcześniej spaliśmy na ziemi – mówi.

Szkoła jest kilka kilometrów stąd, ale gdy spadnie śnieg nie można tam dotrzeć 

Dzieci chodzą do szkoły pieszo. Zimowa pogoda jest problemem – dla tych, które w ogóle chodzą jeszcze na lekcje.

– Gdy zaczął się kryzys, troje dzieci w naszej rodzinie przestało chodzić do szkoły. Nie było nas stać na podręczniki i inne wydatki. Zamiast tego znajdowały prace dorywcze: na roli, na budowach. Ale teraz nie ma nawet takiej pracy. Jedyne, co mogą robić, to chodzić do lasu po drewno na opał – Basima prowadzi nas na zewnątrz. 

Zatrzymujemy się obok małej szopki. Okazuje się, że w domu nie mają nawet piecyka na olej opałowy. Kiedy jeszcze kryzys tak potężnie nie dawał się we znaki i dopóki w Libanie nie zaczęło brakować samego paliwa, to właśnie takie piecyki na olej były tu najpowszechniejszym sposób na ogrzanie pomieszczeń. 

– Gdy zrobimy palenisko na ziemi w domu, musimy otwierać okna, żeby wypuścić dym. Przez to wcale nie jest cieplej. Więc gdy jest już bardzo, bardzo zimno, wchodzimy tu i rozpalamy ogień. Dopiero gdy wszyscy tu usiądziemy, jesteśmy w stanie się ogrzać – mówi i pokazuje nam wnętrze szopki. 

W tej szopie rodzina kryje się przed zimnemW tej szopie rodzina kryje się przed zimnem Fot. Michalina Chachuła / PCPM

– Zimą początek dnia zawsze jest najtrudniejszy. Budzimy się w zimnie – mówi.

O ile nie musimy, to nie jeździmy do lekarza 

Basima stara się dużo uśmiechać i żartować. Ale nie zawsze jest to możliwe.

Żeby dostać się do lekarza, musimy jechać ponad godzinę. Taksówka kosztuje 300 tys. libańskich funtów. Więc o ile absolutnie nie musimy, to nie jeździmy do lekarza. Chcemy żyć w godności. Chcielibyśmy mieć co jeść, móc wysłać dzieci do szkoły. Jeśli zdobędą edukację, to ich przyszłość będzie bezpieczna. Myśleliśmy o przeprowadzce do miasta, ale czynsz jest tam drogi, nie stać nas na to. A wyjazd za granicę to tak duży koszt, że nawet o tym nie myślimy. Życie jest tutaj bardzo ciężkie. Czasem wolałabym już umrzeć. Nie mamy zlewu. Żeby umyć naczynia, musimy wyjść na zewnątrz, nawet gdy leży śnieg. Przed kryzysem mieliśmy chociaż prąd. Teraz ten z sieci działa może pół godziny dziennie. A na generator nas nie stać. Butla gazu kosztuje 300 tys. funtów, czyli prawie połowę pensji minimalnej. Czym się zajmujemy na co dzień? Przetrwaniem.

Akcja "Zaopiekowani" nie kończy się, bo wciąż są rodziny, którym można pomóc. Nie wszystkie historie trafią na PCPM.ORG.PL/ZAOPIEKOWANI. Fundacja PCPM prowadzi w Libanie projekty humanitarne i rozwojowe od 2011 r., lokalni pracownicy każdego dnia docierają do tych, którzy potrzebują wsparcia. Zapomogi dla kolejnych rodzin będą przekazane z puli środków zebranych w ramach wpłat na na pcpm.org.pl/zaopiekowani.

W ramach akcji "Zaopiekowani" Gazeta.pl razem z PCPM odwiedziła kilkanaście rodzin w Libanie. Poniżej nasze relacje na temat kryzysu oraz historie niektórych z rodzin nim dotkniętych: 

Poznaj historie rodzin, którym pomagamy:

Więcej o:
Weź udział w dyskusji:
"Pytacie, czym zajmujemy się na co dzień? Przetrwaniem". Historia Basimy
Aby skomentować ten i inne artykuły zapraszamy na forum.gazeta.pl