Prezydent Rosji spotkał się z dziennikarzami na corocznej konferencji prasowej, podczas której odpowiadał na ich pytania i podsumowywał rok w kraju. Zaproszono ponad 500 dziennikarzy. Aby wziąć udział w konferencji, przedstawiciele mediów musieli wykonać trzy testy PCR. Wśród tematów, o które dopytywali dziennikarze, znalazła się m.in. pandemia koronawirusa i polityka międzynarodowa. Pytano też o kryzys w relacjach między Rosją a Zachodem oraz wzrost napięcia wokół Ukrainy.
Więcej podobnych artykułów przeczytasz na stronie głównej Gazeta.pl
Podczas konfekcji Władimir Putin pokreślił, że Rosja wprost zakomunikowała państwom Zachodu, iż NATO nie powinno się rozszerzać na wschód. Prezydent zaznaczył, że jest to "nie do przyjęcia" i zażądał gwarancji "tu i natychmiast". - USA ze swoimi rakietami przychodzą do nas, są już na progu naszego domu. Czy to nie jest zbyt wygórowane żądanie, aby nie instalować takich systemów w naszym domu. Jak zareagowaliby Amerykanie, gdybyśmy wzięli swoje rakiety i umieścili je na granicy USA z Kanadą albo USA z Meksykiem? - pytał.
Putin podkreślił, że Zachód "bezczelnie oszukał" Rosję, gwarantując w latach 90. nieprzyjmowanie nowych członków do NATO. - A teraz proszę, w Rumunii, w Polsce, są systemy rakietowe. Czy my dotarliśmy do granic USA i Wielkiej Brytanii, czy to oni dotarli do naszych? - pytał retorycznie.
Władimir Putin mówił też o ewentualnym konflikcie z Ukrainą. - To nie nasz wybór, my tego nie chcemy - mówił prezydent Rosji. Podkreślił jednak, że działania jego kraju "zależą od bezwarunkowego zagwarantowania bezpieczeństwa Rosji dziś i w przyszłości".
Oskarżył też Kijów o przygotowanie prowokacji w Donbasie wobec separatystów (wspieranych przez Rosję - red.). - Odnosi się wrażenie, że być może przygotowują się do trzeciej operacji wojskowej i dają nam uczciwe ostrzeżenie: nie interweniujcie, nie chrońcie tych ludzi, ale jeśli będziesz interweniować i chronić ich, będą nowe sankcje. Może powinniśmy się na to przygotować - mówił Putin na konferencji.
Dodał, że napięcia z Ukrainą rozpoczęły się w 2014 roku. - Część historycznych rosyjskich ziem znalazła się po 1991 r. (rozpad ZSRR - red.) w innych państwach, zwłaszcza na Ukrainie - mówił. - Pracowaliśmy nawet z Juszczenką i Tymoszenko. Ale w 2014 r. nastąpił krwawy zamach stanu - powiedział, mówiąc o tzw. rewolucji godności, która wybuchła po zawieszenia przez Wiktora Janukowycza prac nad wdrożeniem umowy stowarzyszeniowej Ukrainy z Unią Europejską.
Jak przypomina w swoim artykule Maciek Kucharczyk, 17 grudnia rosyjskie ministerstwo spraw zagranicznych opublikowało dokumenty, które mają być projektem porozumienia z USA albo NATO na temat bezpieczeństwa w Europie Środkowo-Wschodniej. Dwa dni wcześniej mieli je otrzymać sami Amerykanie. Kreml oznajmił między innymi, że oczekuje wycofania wojsk NATO z terytorium państw przyjętych do Sojuszu po 1997 roku (czyli między innymi Polski).
Do tego szereg oczekiwań odnośnie do nierozmieszczania konkretnych rodzajów broni na terytorium państw leżących w pobliżu Rosji, czy nieprzyjmowania do Sojuszu np. Ukrainy. Generalnie to rozległa lista oczekiwań, które godzą w zdolność państw w regionie do podejmowania suwerennych decyzji dotyczących swojego bezpieczeństwa. Rosjanie nie mogą oczekiwać, że USA czy NATO by na coś takiego przystały, bo już wyraźnie odrzucały w przeszłości taką możliwość.