Madagaskar. Wypadek statku i samolotu ratunkowego. Ocalały minister płynął do brzegu 12 godzin

Tragiczny tydzień na Madagaskarze. W poniedziałek zatonął statek, który nielegalnie przewoził 130 osób. Akcja poszukiwawcza nadal trwa, odnotowano co najmniej 64 ofiary śmiertelne. Tego samego dnia rozbił się na morzu helikopter wysłany do misji ratunkowej. Na pokładzie były cztery osoby, ocalały dwie, m.in. minister policji, który płynął do brzegu przez 12 godzin.
Zobacz wideo Czy czeka nas atak Rosji na Ukrainę? Kwaśniewski: Sytuacja z Ukrainą jest trudna

W poniedziałek 20 grudnia z Antanambe w północno-wschodnim Madagaskarze (afrykańska wyspa i państwo na Oceanie Indyjskim) wypłynął towarowiec z 130 pasażerami i obrał kurs na południe do Soanierana Ivongo (miasto na Madagaskarze), gdzie miał cumować.

Statek był przeznaczony do celów zaopatrzeniowych.- Nie był upoważniony do przewozu ludzi - poinformował Agencję Reutera Jean Edmond Randrianantenaina, dyrektor ds. operacji na morzu w Agencji Morskiej i Portowej (APMF). Zaznaczył również, że port, z którego wyruszył statek, nie jest oficjalnym portem.

Przyczyną zatonięcia statku okazało się jego przeciążenie, woda zalała silnik. We wtorek rano liczba ofiar śmiertelnych wynosiła 21, w środę - jak podaje Reuters - wzrosła do 64 osób.

W dniu zatonięcia statku funkcjonariusze wezwali do pomocy w akcji poszukiwawczej helikopter. Zmierzał on do Antseraki, małego miasteczka u wybrzeży, gdzie doszło do tragedii. Niestety helikopter nie doleciał do celu - rozbił się na morzu. Na jego pokładzie były cztery osoby: madagaskarski sekretarz stanu, minister ds. policji, żandarm i pilot. Ocalał m.in. minister policji Serge Gellé. Płynął do brzegu przez 12 godzin.

Więcej informacji ze świata i kraju znajdziesz na stronie głównej portalu Gazeta.pl.

Madagaskar. Ocalały minister: Mój czas na śmierć jeszcze nie nadszedł

Minister policji Serge Gellé, jeden z dwóch ocalałych po tym, jak samolot rozbił się u wybrzeża wyspy, został znaleziony we wtorek rano w nadmorskim mieście Mahambo. Z jego relacji wynika, że wyskoczył z wraku helikoptera i płynął do brzegu prawie 12 godzin.

W filmie udostępnionym w mediach społecznościowych 57-letni dowódca poinformował, że nie jest ranny. Czuje się jedynie przeziębiony. - Mój czas na śmierć jeszcze nie nadszedł - powiedział na nagraniu.

Więcej o: