W poniedziałek 20 grudnia z Antanambe w północno-wschodnim Madagaskarze (afrykańska wyspa i państwo na Oceanie Indyjskim) wypłynął towarowiec z 130 pasażerami i obrał kurs na południe do Soanierana Ivongo (miasto na Madagaskarze), gdzie miał cumować.
Statek był przeznaczony do celów zaopatrzeniowych.- Nie był upoważniony do przewozu ludzi - poinformował Agencję Reutera Jean Edmond Randrianantenaina, dyrektor ds. operacji na morzu w Agencji Morskiej i Portowej (APMF). Zaznaczył również, że port, z którego wyruszył statek, nie jest oficjalnym portem.
Przyczyną zatonięcia statku okazało się jego przeciążenie, woda zalała silnik. We wtorek rano liczba ofiar śmiertelnych wynosiła 21, w środę - jak podaje Reuters - wzrosła do 64 osób.
W dniu zatonięcia statku funkcjonariusze wezwali do pomocy w akcji poszukiwawczej helikopter. Zmierzał on do Antseraki, małego miasteczka u wybrzeży, gdzie doszło do tragedii. Niestety helikopter nie doleciał do celu - rozbił się na morzu. Na jego pokładzie były cztery osoby: madagaskarski sekretarz stanu, minister ds. policji, żandarm i pilot. Ocalał m.in. minister policji Serge Gellé. Płynął do brzegu przez 12 godzin.
Więcej informacji ze świata i kraju znajdziesz na stronie głównej portalu Gazeta.pl.
Minister policji Serge Gellé, jeden z dwóch ocalałych po tym, jak samolot rozbił się u wybrzeża wyspy, został znaleziony we wtorek rano w nadmorskim mieście Mahambo. Z jego relacji wynika, że wyskoczył z wraku helikoptera i płynął do brzegu prawie 12 godzin.
W filmie udostępnionym w mediach społecznościowych 57-letni dowódca poinformował, że nie jest ranny. Czuje się jedynie przeziębiony. - Mój czas na śmierć jeszcze nie nadszedł - powiedział na nagraniu.