Japonia to jeden z niewielu wysoko rozwiniętych krajów, w którym nadal stosuje się karę śmierci. Władze zignorowały wezwania do jej zniesienia ze strony Unii Europejskiej, organizacji praw człowieka oraz tysięcy prawników. Mimo krytyki światowych instytucji w społeczeństwie nadal jest wysokie poparcie dla kary śmierci jako sposobu wymierzania sprawiedliwości.
We wtorek 21 grudnia zostały wykonane pierwsze egzekucje od 2019 roku i pierwsze pod rządami nowego premiera Fumio Kishidy. Agencja informacyjna Kyodo, powołując się na Ministerstwo Sprawiedliwości, przekazała, kim byli straceni mężczyźni. To: 65-letni Yasutaka Fujishiro, który w 2004 roku zamordował siedmiu swoich krewnych oraz 54-letni Tomoaki Takanezawa i 44-letni Mitsunori Onogawa, skazani za zabicie dwóch pracowników salonu gier pachinko w 2003 roku.
Więcej informacji ze świata i kraju znajdziesz na stronie głównej portalu Gazeta.pl.
Egzekucje w Japonii przeprowadzane są zazwyczaj wiele lat po wydaniu wyroku i zawsze przez powieszenie. Władze informują oskarżonych o dacie śmierci zaledwie kilka godzin przed egzekucją. Skazani, zanim ją poznają, zazwyczaj spędzają całe lata w odosobnieniu. Jak informuje "The Guardian", w raporcie z 2009 roku członkowie organizacji Amnesty International oskarżyli Japonię o poddawanie więźniów "okrutnej, nieludzkiej i poniżającej" karze.
Na egzekucję w tym kraju aktualnie oczekuje ponad 100 osób.
Zastępca szefa gabinetu Seiji Kihara nie komentował wtorkowych wydarzeń, ale bronił wymiaru sprawiedliwości w Japonii. - To, czy utrzymać system kary śmierci, czy nie, jest ważną kwestią dotyczącą podstaw japońskiego systemu sądownictwa karnego - powiedział dziennikarzom. W zeszłym miesiącu dwóch więźniów z celi śmierci w Japonii wszczęło postępowanie prawne przeciwko rządowi, twierdząc, że praktyka informowania oskarżonych o egzekucji na kilka godzin przed powieszeniem jest "nieludzka". Domagają się oni wysokiego odszkodowania za stres związany z życiem w ciągłej niepewności.