Filipiny walczą ze skutkami tajfunu Rai, który zaatakował środkowe i południowe rejony państwa, w tym wyspy chętnie odwiedzane przez turystów - Siargao, Bohol i Palawan. Jak podaje Al Jazeera, najwięcej ofiar śmiertelnych odnotowano na wyspie Bohol. Zginęło tam 49 osób, o czym poinformował gubernator regionu Arhur Yap za pośrednictwem Facebooka.
Według najnowszych oficjalnych danych ogólna liczba zgłoszonych zgonów wzrosła do 75, jednak wciąż może ona wzrosnąć. Niektóre regiony wciąż są niedostępne dla personelu zarządzającego sytuacjami kryzysowymi i katastrofami. "Komunikacja nadal nie działa. Tylko 21 burmistrzów z 48 skontaktowało się z nami" - napisał Arthur Yap.
Więcej informacji ze świata i kraju znajdziesz na stronie głównej portalu Gazeta.pl.
Jak poinformowano na stronie rządowej, w początkowej fazie uderzenia tajfunu prędkość wiatru dochodziła do 195 kilometrów na godzinę. Tysiące żołnierzy, funkcjonariuszy policji, straży przybrzeżnej i straży pożarnej jest zaangażowanych w akcje ratunkowe na obszarach najbardziej dotkniętych kataklizmem. W sobotę 18 grudnia mieszkańcy miasta Surigao, stolicy prowincji Surigao del Norte, poinformowali, że wiele osób, które straciły domy, nie otrzymało jeszcze pomocy od władz.
- Chcielibyśmy zwrócić się do rządu o interwencję, o pomoc - powiedział wicegubernator Surigao del Norte Geed Gokiangkee. Wicegubernator prowincji Dinagat, Nilo Demery, przekazał, że zostało zniszczone około 95 procent obszaru, którym zarządza. Demery martwi się, że w jego prowincji skończy się żywność.
"Nasza regionalna władza i nasi wolontariusze nadal przepakowują paczki żywnościowe i wodę dla innych potrzebujących miejscowości" - opublikował w jednym z wpisów Arthur Yap.