Nowa wojna na Ukrainie? Dla mieszkańców Donbasu nigdy się nie skończyła

Starsi, żyjący w strachu i ubóstwie - mieszkańcy strefy przy linii frontu w Donbasie będą najbardziej zagrożeni w przypadku ewentualnej eskalacji wojny na Ukrainie. Jednak dla nich nie będzie to nowa wojna, bo ta rozpoczęta w 2014 roku wcale się nie skończyła. W strefie, gdzie codziennością są miny i ostrzały, a nierzadko jedyny kontakt z człowiekiem zapewniają pracownicy humanitarni, pozostali już głównie ci, którzy nie chcą lub nie mogą wyjechać - mówi Joanna Szukała z PAH.
Zobacz wideo Gen. Bieniek: Zagarnięcie Krymu i stworzenie pseudorepublik kosztuje Rosję bardzo dużo

"W regionie Doniecka wieczorami od 26 do 28 listopada odnotowano 495 naruszeń zawieszenia broni, w tym 49 eksplozji. W poprzedni okresie odnotowano 612 naruszeń" - brzmi jeden z ostatnich raportów misji monitorującej konflikt na wschodzie Ukrainy. 

Podobne ukazują się regularnie. Do ostrzału i eksplozji zazwyczaj dochodzi nocą. 

Biuro Narodów Zjednoczonych ds. Koordynacji Pomocy Humanitarnej (OCHA) pisze, że po siedmiu latach kryzys humanitarny na Ukrainie zniknął z czołówek gazet i powstało wrażenie, że to "zamrożony" konflikt. Jednak dla mieszkańców jest on jak najbardziej "gorący". Zawieszenie pokojowe z lipca 2020 jest - podobnie jak wszystkie poprzednie - łamane regularnie i coraz częściej. Cenę za to płacą także cywile - ostrzały niszczą ich domy, ranią i zabijają. OCHA podkreśla, że bez rozwiązania politycznego potrzeba pomocy humanitarnej na miejscu będzie rosła w przyszłym roku. 

Ćwiczenia ukraińskich oddziałów zmechanizowanych na transporterach BWP-2 Gen. Hodges dla Gazeta.pl: Wojna nie jest nieunikniona, ale Kreml ma już wszystko gotowe

W strefie konfliktu pozostali ci, którzy nie mogli wyjechać

W ostatnim czasie m.in. wywiad USA informuje o nagromadzeniu rosyjskich wojsk przy granicy Ukrainy i ostrzega przed możliwą inwazją. W mediach poza Ukrainą - w tym w Polsce - mówi się o tym, że "znów może wybuchnąć wojna". Jednak dla mieszkańców wschodu Ukrainy wojna nigdy się nie skończyła. Ostrzały, poczucie zagrożenia i wyizolowanie to od ponad siedmiu lat codzienność mieszkańców Donbasu - a raczej tych, którzy jeszcze zostali w pobliżu linii frontu, zwanej linią kontaktu.  

- Obecnie ponad 5 milionów ludzi żyje na obszarze konfliktowym, a 3,4 miliona potrzebuje pilnej pomocy humanitarnej. Co jest bardzo charakterystyczne dla tego konfliktu, ponad 40 proc. mieszkańców jego obszaru to osoby starsze, powyżej 60 roku życia - powiedziała w rozmowie z Gazeta.pl Joanna Szukała, koordynatorka misji Polskiej Akcji Humanitarnej na Ukrainie. - To najwyższy na świecie odsetek osób starszych dotkniętych konfliktem. Dlatego nasze działania skupiają się na tej grupie - podkreśliła. I dodała:

To już siódmy rok konfliktu. Kto mógł, ten już wyjechał. Większość osób w sile wieku wyjechała za pracą i bezpieczeństwem. Pozostały głównie osoby starsze, które np. nie chcą opuszczać domów, w których mieszkają od pokoleń, nie chcą zostawiać całego swojego życia. Zostali też ludzie, którzy nie chcą zostawiać bliskich i pomagają starszym rodzicom.

- Teraz mamy do czynienia z kolejną eskalacją konfliktu - nie pierwszy raz. Ludzie w Donbasie żyją między kolejnymi zawieszeniem broni i takimi eskalacjami. Na pewno teraz ten strach wzrasta. Ale przede wszystkim czują ogromne zmęczenie tą sytuacją - opisała. Jak realne jest zagrożenie? Jak pisał w Gazeta.pl Maciej Kucharczyk, "według Ukraińców wojna z Rosją wisi na włosku i mogły do niej zostać 2-3 miesiące. Nie ulega wątpliwości, że Rosjanie gromadzą siły i to w sposób niepokojący. Jeśli do wojny dojdzie, to ta z 2015 roku będzie przy niej igraszką. Tuż przy naszej granicy znów robi się naprawdę groźnie".

Gościem porannej rozmowy Gazeta.pl będzie gen. Mieczysław Bieniek Gen. Bieniek: Łukaszenka został z uchodźcami jak Himilsbach z angielskim

Odcięci od świata 

Gdyby doszło do nowej, otwartej eskalacji, to mieszkańcy Donbasu - szczególnie przy linii kontaktu - będą dosłownie pierwsi na linii ognia. Ale poza świadomością tego zagrożenia, zmagają się też z "codziennymi" wyzwaniami - od braku jedzenia i leków po zagrożenie ostrzałem i minami. Donbas jeszcze przed wojną zaniedbanym, ubogim i wykluczonym regionem Ukrainy. Wojna drastycznie pogorszyła te warunki. 

Szukała w ramach misji PAH była w tym roku na wschodzie Ukrainy. Teraz tak opisuje sytuację na miejscu: - Jest samotność, jest strach, jest niepewność. To wszystko prowadzi do depresji, stresu pourazowego, również do samobójstw. Dlatego poza pomocą materialną, żywnościową, skupiamy się na pomocy psychologicznej i zapewnieniu wsparcia poprzez pracowników socjalnych, którzy pomagają tym osobom. Ci pracownicy pomagają w codziennych czynnościach, opiekują się nimi. Często słyszymy od ludzi na miejscu, że ta forma pomocy dla nich jest najważniejsza.

Z tych powodów PAH skupia się na pomocy psychologicznej. - Te starsze osoby zazwyczaj są także samotne, schorowane, żyją na terenach niemal odciętych od świata. Nie ma tam bieżącej wody, centralnego ogrzewania. Stają często przed wyborem, czy kupić jedzenie czy leki. Niektórzy polegają tylko na pomocy humanitarnej - powiedziała.

Poza biedą i samotnością stałym i realnym zagrożeniem są działania wojenne. Jak opisała koordynatorka misji, osoby potrzebujące są w 20-kilometrowym pasie od linii frontu. - Natomiast większość naszych działań jest na pasie do pięciu kilometrów, bo tam są osoby najbardziej narażone - powiedziała i dodała -  Codziennie są natomiast odgłosy wymiany ognia, zwłaszcza nocami. Nieraz spędzają noce w piwnicach w obawie o swoje bezpieczeństwo. 

Więcej wiadomości na temat sytuacji na wschodzie można znaleźć na stronie głównej Gazeta.pl

Jeden z najbardziej zaminowanych obszarów świata

Wymiany ognia mogą być wielogodzinne. Nasze działania nieraz przebiegają w takim 'oknie' ciszy między ostrzałami. W każdym miesiącu dochodzi do zniszczenia kilkudziesięciu domów, kilka osób zostaje rannych lub ginie. Nie zawsze są to ofiary działań na froncie, nieraz ranią lub zabijają miny 

- opisała Joanna Szukała. Jak stwierdziła, obszar wzdłuż linii kontaktu to ok. 16. tys. kilometrów kwadratowych i "jeden z najbardziej zaminowanych terenów na świecie". - Miny są bardzo dużym zagrożeniem dla mieszkańców. Po pierwsze, są osoby, które żeby zdobyć trochę gotówki, zbierają niewybuchy, żeby sprzedać je na złom. To często kończy się wypadkami. Inni narażają się na miny np. zbierając grzyby czy jagody w lesie - opisała.

- Trwa usuwanie min przez działające na miejscu organizacje. Ale jest to trudne. Często nie znamy dokładnego rozmieszczenia min. Z jednej strony dlatego, że armia nie zawsze to dokumentowała. Z drugiej strony każda zima i roztopy sprawiają, że miny przesuwają się - stwierdziła. 

Linia (coraz mniejszego) kontaktu 

Linia frontu rozdzieliła społeczności, miasta, nieraz rodziny. Jej przekraczanie było trudne, ale teraz staje się powoli niemożliwe - liczba osób przejeżdżających przez tzw. linię kontaktu drastycznie spadła w ciągu ostatniego roku.

Sytuację w Donbasie od lat monitoruje specjalna misja Organizacji Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie (OBWE). Jej nowy raport na temat sytuacji w ciągu ostatniego roku - od października 2020 do września 2021 opisuje, że w tym okresie liczba przekroczeń linii kontaktu spadła o 95 proc. (w porównaniu z analogicznym okresem rok wcześniej). W obwodzie donieckim ta liczba spadła o 99 proc. 

Głównym powodem jest zamknięcie punktów kontrolnych po stronie separatystów. Z tego powodu cywile chcący przekroczyć linię frontu muszą jechać dookoła - przez Rosję. To wymaga więcej czasu i pieniędzy. Do tego wiąże się z dodatkowe ryzyko. 

W konsekwencji rodziny żyjące po dwóch stronach linii kontaktu stały się jeszcze bardziej rozdzielone. Ponadto dla wielu osób żyjących po stronie wspieranych przez Rosję rebeliantów oznacza to brak pieniędzy. Niektórzy pracują po drugiej stronie granicy i stracili pracę, bo nie mogą do niej dojechać. Emeryci muszą wyjechać z terenów separatystów, by pobrać emerytury przysługujące im jako obywatelom Ukrainy. Utrudniony lub uniemożliwiony staje się dostęp do opieki medycznej czy urzędów. Efekty widać w 50-procentowym spadku liczby dowodów osobistych, aktów urodzenia i zgonu wystawianych mieszkańcom terenów okupowanych. Autorzy raportu OBWE podkreślają, że poza już odczuwalnymi konsekwencjami społeczeństwu grożą długofalowe problemy i z czasem reintegracja podzielonych społeczności będzie coraz trudniejsza. 

- Przed pandemią przejść na linii kontaktu było i tak niewiele. A wraz z nią prawie wszystkie zostały zamknięte i teraz działa tylko jedno. To powoduje ogromne problemy, zwłaszcza dla osób po stronie niekontrolowanej przez rząd Ukrainy. Po tamtej stronie nie działają ukraińskie banki, więc żeby wpłacić gotówkę z bankomatu czy pobrać emeryturę ludzie muszą dostać się na drugą stronę - powiedziała przedstawicielka PAH. 

Możesz wesprzeć działania PAH na Ukrainie, wpłacając dowolną kwotę przez stronę pah.org.pl.

Więcej o: