"Nie na tyle wojskowej ciężarówki, nie żeby je przepchnąć przez płot". Tak traktowane są dzieci migrantów w Niemczech

Aktywistka Grupy Granica zamieściła w sieci zdjęcie, na którym widać foteliki w niemieckim radiowozie. "Nie na tyle wojskowej ciężarówki, nie żeby je [dzieci - red.] przepchnąć przez płot, ale żeby w (sic!!!!) foteliku podwieźć do normalnego, ciepłego ośrodka dla uchodźców" - napisała.
Zobacz wideo Mucha o ofensywie dyplomatycznej rządu: To próba podczepienia się pod sukces innych

Fotografię z granicy polsko-niemieckiej zamieściła w mediach społecznościowych Anna Alboth, dziennikarka i aktywistka Grupy Granica. "Tak, dobrze widzicie: auto policyjne zaraz za mostem po niemieckiej stronie, gotowe do transportu najmniejszych dzieci" - napisała. Anna Alboth podkreśliła, że niemieccy funkcjonariusze nie przewożą dzieci "na tyle wojskowej ciężarówki". "Nie, żeby je przepchnąć przez płot, ale żeby w (sic!!!) foteliku podwieźć do normalnego, ciepłego ośrodka dla uchodźców" - podkreśliła aktywistka.

Dziennikarka zacytowała również policjanta, który powiedział, że "niektórzy po dniach bez snu, jedzenia i picia, tylko dochodzą na ten most i opadają z sił. W tym tygodniu to ok. 30 osób dziennie tylko tu u nas".

"Niby tak blisko, a tak inny świat. Jest o czym marzyć i o co walczyć" - podsumowała swój wpis aktywistka.

Więcej informacji na stronie głównej Gazeta.pl

Push-backi na polsko-białoruskiej granicy

Przypomnijmy, od 2 września dziennikarze nie mają wstępu na obszar przygraniczny. Jednak z relacji migrantów, udostępnianych m.in. przez organizacje pomocowe i zwarte w raporcie Human Right Watch, wynika, że polskie służby regularnie stosowały wobec nich push-backi. Niektórzy z uchodźców podkreślali, że byli wywożeni na granicę polsko-białoruską kilka razy.

Andrzej Duda 22 października podpisał uchwaloną przez Sejm ustawę, która legalizuje proceder odpychania na drugą stronę granicy osób, które dostały się do Polski w sposób nielegalny. Uniemożliwia im to złożenie wniosku o azyl. 

Jak traktowane są dzieci?

27 września do placówki Straży Granicznej w Michałowie funkcjonariusze przywieźli grupę ludzi zatrzymanych za nielegalne przekroczenie granicy. Wśród ponad 20 osób, głównie Kurdów, były małe dzieci. Na miejscu pojawili się dziennikarze oraz aktywiści, którzy próbowali przekazać im jedzenie oraz uzyskać pełnomocnictwa prawne (co SG uniemożliwiła). Wieczorem funkcjonariusze zabrali całą grupę i wywieźli w (wtedy) nieznanym kierunku.

Dziennikarze dopytywali Straż Graniczną o to, gdzie są dzieci z Michałowa. Rzeczniczka SG kilka razy stwierdziła, że to jej "ulubiony temat", nie odpowiadając konkretnie na pytania mediów.

W końcu rzeczniczka prasowa Podlaskiego Oddziału Straży Granicznej powiedziała, że wobec grupy "zastosowano procedurę zgodnie z rozporządzeniem", co było pierwszym oficjalnym przyznaniem zastosowania wobec nich push-backu. Więcej opowiedział później Piotr Dederko, zastępca komendanta Straży Granicznej w Michałowie, podczas sesji rady miejskiej w Michałowie. - Mniej więcej tak to wygląda. Tak, odprowadzamy te osoby do linii granicy państwowej i na tym nasza rola, że tak powiem, się kończy. Przechodzą na stronę białoruską i są po stronie białoruskiej, czyli są tam, skąd przyszły. Osoby, które zostały w poniedziałek zatrzymane, nie spełniały przesłanek formalnych do tego, żeby pozostać na terytorium Polski i zostały z tego terytorium zawrócone - tłumaczył Piotr Dederko. 

Więcej o: