Jak podkreśla Reuters, konserwatyści już okrzyknęli Rittenhouse'a bohaterem za to, że skorzystał z prawa do samoobrony. Z kolei przeciwnicy prawa do posiadania broni ostrzegają, że werdykt ławy przysięgłych może spowodować "falę" takich zachowań i podkreślają, że nastolatek z bronią na ulicy wcale nie zwiększa bezpieczeństwa.
"Broń od dawna jest ważnym problemem politycznym w Stanach Zjednoczonych, gdzie liberalne przepisy doprowadziły do najwyższego na świecie wskaźnika posiadania broni palnej. Strzelaniny, które są znacznie rzadsze w innych bogatych państwach, nękają USA od dziesięcioleci" - zauważa Reuters.
Liberałowie potępili już uniewinnienie Rittenhouse'a "jako kolejny dowód na rasistowski system sądownictwa karnego". "To, że biały młodzieniec może przemierzać kraj, uzbrojony w karabin i brać udział w zbrojnej konfrontacji, która prowadzi do wielu zgonów, bez ponoszenia odpowiedzialności karnej, jest aż nazbyt znane w tym kraju" - napisała Margaret Huang, prezeska Southern Poverty Law Center. "Uzbrojeni cywile mogą pojawić się w każdym mieście, podżegać do przemocy, a następnie wykorzystać stworzone przez siebie niebezpieczeństwo, aby usprawiedliwić strzelanie do ludzi na ulicy" - napisali rodzice jednego z zastrzelonych mężczyzn.
Więcej wiadomości ze świata na stronie głównej Gazeta.pl.
Latem zeszłego roku Kyle Rittenhouse przyjechał do miasteczka Kenosha w Wisconsin, gdzie trwały protesty Black Lives Matter po zastrzeleniu czarnoskórego mężczyzny przez białego policjanta. Podczas zamieszek i walk z policją siedemnastolatek pojawił się z karabinem na ulicy, aby, jak później tłumaczył, chronić mienie niszczone przez demonstrantów. W trakcie pełnej chaosu nocy Rittenhouse zastrzelił dwóch uczestników protestów, a jednego ranił.
Obrona 18-latka przekonywała, że został on zaatakowany rzez uczestników protestów i działał w obronie własnej. Prokuratura postawiła mu jednak pięć zarzutów, w tym morderstwa, usiłowania morderstwa i stworzenia zagrożenia w miejscu publicznym. Prokuratorzy przedstawili Rittenhouse'a jako "chcącego być żołnierzem", który podczas protestów szukał kłopotów. Twierdzili, że był odpowiedzialny za stworzenie niebezpiecznej sytuacji poprzez celowanie karabinem w demonstrantów.
Ostatecznie 12-osobowa ława przysięgłych uniewinniła go od wszystkich zarzutów.