Sytuacja na polsko-białoruskiej granicy staje się coraz bardziej napięta. W okolicy Kuźnicy pojawili się nowi migranci. Zdaniem Straży Granicznej łącznie może tam być już 4-5 tys. osób. Polskie służby spodziewają się, że może dojść do poważnego szturmu.
Kurdowie przebywający po białoruskiej stronie są w kontakcie z polską aktywistką, Sanną Figlarowicz. W rozmowie z Gazeta.pl mówi ona, że zaobserwowała, iż coraz mniej migrantów decyduje się rozmawiać o wydarzeniach przy granicy.
Więcej o sytuacji na polsko - białoruskiej granicy przeczytasz na stronie głównej Gazeta.pl.
Kurdowie, którzy są w kontakcie z mediami, spotykają się z ciężkimi represjami za to, że mówią, co dzieje się na granicy. Teraz po prostu boją się mówić cokolwiek
- tłumaczy aktywistka. Jak dodaje, mimo lęku część osób decyduje się relacjonować wydarzenia przy granicy. Przekazywane przez nich historie są coraz bardziej dramatyczne - ich działania, co podkreślają także polskie służby i organizacje międzynarodowe - są pod całkowitą kontrolą białoruskiego reżimu.
Docierają do mnie kolejne informacje o tym, jak ktoś był torturowany, czy pobity. Ostatnio bardzo ciężko pobito grupę Kurdów, którzy odmówili stosowania przemocy wobec polskich pograniczników
- relacjonuje w rozmowie z Gazeta.pl Sanna.
- Innym razem grupa mężczyzn została zmuszona, by wejść do stawów. Mieli zostać tam możliwie długo, aż tracili przytomność. Następnie musieli chodzić po zimnie zupełnie przemoczeni - dodaje.
Kurdowie relacjonują też, że białoruskie służby zaczęły dostarczać im jedzenie. To należy się jednak tylko rodzinom z dziećmi. - Jest to kolejna próba podburzenia tych ludzi, eskalacji konfliktu - kontynuuje aktywistka.
Jej zdaniem migranci zdają sobie sprawę, że są jedynie elementem "brutalnej rozgrywki". Nie wiedzą jednak, na jak dużą skalę są wykorzystywani. - Nadal sprawiają wrażenie pełnych nadziei. Wierzą, że świat nie pozwoli na eskalację tego konfliktu i ktoś wreszcie ich uratuje - zaznacza aktywistka.
Jak podkreśla, migranci są bardzo pokojowo nastawieni. Mówią, że nie dążą do żadnego konfliktu. Wszelkie pogłoski o szturmie na granice nie biorą się oddolnie od cudzoziemców. Tłumaczą, że jeśli dojdzie do szturmu będzie to działanie na rozkaz białoruskich służb pod groźbą ciężkich represji.
- Ostatnio białoruscy wojskowi rozpuścili wśród imigrantów plotkę. Przekonywali, że polski rząd porozumiał się z Niemcami i zamierza wpuścić wszystkich migrantów. Wybuchła radość. Niestety musiałam przekazać im, że to kolejne działania propagandowe. Nikt nie chciał mi wierzyć - mówi Sanna.
- W tych ludziach jest bardzo dużo pokory. Ostatnio jeden z imigrantów napisał mi, że polski rząd jest pełen łaski. Ze zdziwieniem zapytałam "dlaczego tak uważasz?", a on odparł: Bo nikt do nas nie strzela - kontynuuje aktywistka.
Sanna jest także w kontakcie z rodzinami imigrantów. Informuje ich na bieżąco o sytuacji na granicy. To, co rodziny powtarzają najczęściej to, że wszyscy imigranci uciekli ze swojego kraju dokładnie przed tym, co spotkało ich na polsko-białoruskiej granicy.
Sanna utrzymuje kontakt z rodziną, która dotarła na granicę dopiero przed dziesięcioma dniami. To małżeństwo i ich dwuletni syn. - Z dnia nad dzień robi się coraz zimniej. Budziłem się w nocy wiele razy, żeby sprawdzić czy mój syn żyje - relacjonował mężczyzna w rozmowie z nią.
Aktualny kryzys migracyjny wywołał i eskaluje reżim Aleksandra Łukaszenki i podległe mu służby. Celem tych działań jest destabilizacja sytuacji w Polsce, wywarcie politycznego nacisku na całą Unię Europejską. W obliczu realnej groźby pogorszenia sytuacji na polsko-białoruskiej granicy publikujemy:
"Apel Grupy Granica o utworzenie korytarza humanitarnego
W związku z rosnący ryzykiem eskalacji przemocy na granicy polsko-białoruskiej Grupa Granica wystosowała apel do instytucji krajowych i międzynarodowych, w tym ONZ, Rzecznika Praw Obywatelskich czy OBWE. Działacze apelują o monitorowanie sytuacji i wywieranie nacisku na polskie władze, aby te natychmiast zapewniły na granicy pomoc humanitarną i medyczną. Zaapelowano również do rządu o utworzenie korytarza humanitarnego.
Zamiast nielegalnych wywózek, przemocy i ignorowania kryzysu humanitarnego domagamy się ochrony życia i zdrowia, sprzeciwu wobec tortur oraz ochrony i respektowania praw osób migrujących. Mamy jako państwo obowiązek zapewnić pomoc osobom wykorzystywanym przez reżim Łukaszenki - ochronę międzynarodową dla osób uciekających przed przemocą, prześladowaniami czy wojną, a dla pozostałych bezpieczny powrót do domu. To nie tylko nakaz moralny, ale też obowiązek wynikający z prawa międzynarodowego.
W obliczu realnej groźby eskalacji sytuacji na granicy apelujemy do rządzących oraz do Straży Granicznej, MSWiARP oraz Wojsk Obrony Terytorialnej o przestrzeganie podstawowych zasad humanitaryzmu, podjęcie działań mających na celu ratowanie życia i zdrowia osób migrujących, czyli kobiet, dzieci, osób starszych i mężczyzn, które uciekają z krajów objętych konfliktami, prześladowaniami i destabilizacją.
Na granicy Polski nie może dochodzić do przemocy ani przypadków naruszenia praw człowieka, które obserwujemy od tygodni. Bezpieczna granica to taka, na której osoby migrujące mogą liczyć na ochronę. To taka, na której nikt nie umiera."