Jak podaje portal New York Post, czasopismo medyczne określa ten przypadek jako pierwsze "zatrucie genitaliów przez kobrę (Naja annulifera)".
Po ugryzieniu kobry 47-letni Holender musiał czekać trzy godziny na helikopter, który przetransportował go do szpitala znajdującego się 350 km dalej. W tym czasie zaczął odczuwać bolesne skutki jadu: puchnięcie genitaliów, wymioty oraz silny ból w górnej części jamy brzusznej.
Więcej wiadomości z RPA przeczytasz na stronie Gazeta.pl.
"W momencie przyjęcia do szpitala penis i moszna były spuchnięte, ciemnofioletowe i bolesne. Z dokumentacji medycznej wynika, że zdiagnozowana została martwica moszny, a pacjentowi podano wiele dawek surowicy nieprzypisanej do konkretnego gatunku węża, a także antybiotyki o szerokim spektrum działania" - podaje New York Post.
Uszkodzenie prącia zostało poddane chirurgicznemu opatrzeniu przy wykorzystaniu urządzenia do terapii podciśnieniowej (VAC) – informuje czasopismo. Jednak, mimo udzielonej przez szpital w RPA pomocy medycznej, konieczne było dalsze leczenie, któremu pacjent poddał się w Holandii. Tam wykonano częściowy przeszczep tkanek.
Na portalu możemy przeczytać również, że chirurg plastyczny wykonał zabieg "chirurgicznego opracowania rany prącia, z rozległą resekcją martwej tkanki, rozciągającej się od ciała gąbczastego po napletek". Na penisie umieszczono również przeszczepioną z pachwiny skórę, a pacjent na szczęście w pełni wrócił do zdrowia.