W zeszłym tygodniu prezydent Turcji Recep Tayyip Erdogan polecił uznanie ambasadorów 10 krajów za persona non grata. Powodem decyzji polityka był wspólny apel dyplomatów, którzy domagali się od władz Turcji "szybkiego i sprawiedliwego" rozwiązania sprawy przedsiębiorcy i obrońcy praw człowieka Osmana Kavali. Podpisali się pod nim ambasadorowie Stanów Zjednoczonych, Kanady, Francji, Finlandii, Danii, Niemiec, Holandii, Nowej Zelandii, Norwegii i Szwecji.
Zgodnie z prawem międzynarodowym osoba, która została uznana za persona non grata, powinna zostać odwołana przez państwo wysyłające. Jeśli tak się nie stanie, państwo przyjmujące może wyznaczyć termin, w którym taka osoba powinna opuścić dany kraj.
Więcej informacji ze świata przeczytasz na stronie głównej Gazeta.pl
Jak podaje Reuters, to miał być największy od 19 lat kryzys między Turcją a Zachodem, jednak w poniedziałek ambasady powyższych krajów niemal jednocześnie wydały oświadczenia w tej sprawie. Stało się to w momencie, kiedy Erdogan wchodził na spotkanie gabinetu ws. wydalenia ambasadorów.
"Stany Zjednoczone zauważają, że przestrzegają artykułu 41 Konwencji wiedeńskiej o stosunkach dyplomatycznych" - napisała amerykańska ambasada na Twitterze. Podobne oświadczenia wydało pozostałe dziewięć ambasad. Agencja Reutera informuje, że prezydent Turcji przyjął je "z zadowoleniem".
W poniedziałek wieczorem Erdogan wycofał się z planów wyrzucenia ambasadorów.
Osman Kavala to założyciel wielu organizacji kulturalnych i obywatelskich w kraju, którego Erdogan nazywa "czerwonym Sorosem Turcji". Od czterech lat przebywa w więzieniu bez wyroku skazującego. Postawiono mu zarzuty szpiegostwa, niejasnych powiązań finansowych oraz udziału w antyrządowym spisku.