Amerykańska armia poinformowała, że zlikwidowała jednego z wysokich rangą dowódców Al-Kaidy. Abdul Hamid al-Matar miał zginąć w piątek w Syrii, w ataku z użyciem drona MQ-9 Reaper - przekazała Informacyjna Agencja Radiowa. Wiadomość o jego śmierci przekazał major John Rigsbee, rzecznik Dowództwa Centralnego (CENTCOM).
Do ataku miało dojść w pobliżu granicy z Turcją i miasta Tall Abjad. Abdul Hamid al-Matar, który zginął w wyniku zdarzenia, był związany z grupą Hurras el-Din (Straż Religii). Major Rigsbee poinformował, że "nie ma doniesień, które mogłyby wskazywać na ofiary śmiertelne lub rannych pośród ludności cywilnej" - podaje france24.com.
Jak napisano w oświadczeniu centralnego dowództwa armii Stanów Zjednoczonych, wyeliminowanie jednego z dowódców Al-Kaidy utrudni tej organizacji terrorystycznej przygotowywanie kolejnych zamachów na obywateli USA i ich sojuszników.
Więcej informacji ze świata znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl.
W środę 20 października doszło do ataku rakietowego na bazę wojskową na południu Syrii, w której stacjonują amerykańskie wojska specjalne. Ostrzał nie spowodował większych strat materialnych i nie pociągnął za sobą ofiar w ludziach.
Według CENTCOM był to "celowy i skoordynowany" atak przeprowadzony przy użyciu dronów oraz ostrzały artyleryjskiego. Rzecznik nie powiedział, czy piątkowy atak, w którym zginął jeden z dowódców Al-Kaidy, był odwetem za środowy ostrzał na bazę, w której stacjonowali amerykańscy żołnierze.
Pod koniec września Pentagon informował o wyeliminowaniu kolejnego z "głównych dowódców Al-Kaidy" w Syrii - Salima Abu-Ahmada. Według Dówództwa Centralnego był on "odpowiedzialny za planowanie, finansowanie i zatwierdzanie ataków ponadregionalnych", które były przeprowadzane przez organizację dżihadystyczną. W północno-wschodniej Syrii stacjonuje ok. 900 żołnierzy amerykańskich, którzy współpracują z Syryjskimi Siłami Demokratycznymi - koalicją kurdyjskich i arabskich bojówek wspierana przez USA.