Więcej podobnych treści przeczytasz na stronie głównej Gazeta.pl
Uliczne zamieszki trwały niemal pięć godzin. Wszystko zaczęło się od protestu szyickich ugrupowań - Hezbollahu i Amalu - przeciwko sędziemu, prowadzącemu śledztwo w sprawie ubiegłorocznego wybuchu w porcie. Szyici twierdzą, że Tarek Bitar jest stronniczy i działa na rzecz chrześcijan.
Szyici twierdzą, że manifestacja została ostrzelana przez bojowników chrześcijańskiej organizacji Siły Libańskie. Ta oskarżenia odrzuca. Informacje o snajperach celujących w ludzi potwierdził jednak minister spraw wewnętrznych. Obie strony na ulicach miasta ostrzeliwały się z karabinów i granatników. - To wszystko natychmiast przypomniało mi sceny z wojny domowej z 1975 roku. Byłem wtedy dzieckiem i tamte obrazy do dzisiaj mam w głowie - mówi jeden ze sklepikarzy Hassan.
Mieszkańcy Libanu barykadowali się w domach, a w wielu szkołach dzieciom kazano leżeć na ziemi z rękami na głowach. Zginęło co najmniej sześć osób. Jedną z ofiar jest kobieta, którą pocisk trafił w głowę, gdy była w swoim domu.
Wybuch w porcie w Bejrucie z sierpnia 2020 roku zniszczył sporą część libańskiej stolicy. W jego wyniku zginęło 219 osób. Politycy, także szyiccy, oskarżani są o gigantyczne zaniedbania, które doprowadziły do eksplozji. Wszystko dzieje się też w czasie, gdy przez Liban przetacza się ogromny kryzys gospodarczy. Nie ma prądu, benzyny, a połowa mieszkańców żyje na skraju ubóstwa.