Przeczytaj więcej podobnych informacji na stronie głównej Gazeta.pl
W czwartek 14 października przed sądem w Tokio rozpoczął się proces w sprawie programu repatriacyjnego prowadzonego przez Koreę Północną w latach 1959-1984. W związku ze sprawą pięć osób domaga się od kraju 100 milionów jenów zadośćuczynienia (niecałe 3,5 miliona złotych).
Pięć osób, które zdecydowały się oskarżyć północnokoreański reżim o kłamstwa, to czterech etnicznych Koreańczyków oraz jedna Japonka, która wzięła udział w programie wraz z mężem Koreańczykiem i córką. 79-letnia Eiko Kawasaki przyznała w rozmowie z Associated Press, że nikt nie skorzystałaby z programu, gdyby wiedział, co ich czeka.
W 2003 roku kobieta uciekła, pozostawiając na miejscu swoje dorosłe już dzieci. - W Korei Północnej żyłam w szoku, smutku i strachu przez 43 lata - powiedziała, podkreślając, że do Japonii udało jej się wrócić cudem.
- Nie oczekujemy, że Korea Północna zaakceptuje decyzję ani że zapłaci odszkodowania - powiedział prawnik, Kenji Fukuda. Kawasaki powiedziała jednak, że ma zamiar walczyć, dopóki do Japonii nie wrócą wszyscy, którzy wzięli udział w programie. Orzeczenie ma nastąpić w marcu.
Między rokiem 1910 a 1945 setki tysięcy Koreańczyków zostało przymusowo sprowadzonych do Japonii. W 1959 roku ruszył program repatriacyjny, w ramach którego ponad 90 tys. etnicznych Koreańczyków przeniosło się do Korei Północnej.
Jak twierdzą powodzi, skuszono ich propagandą mówiącą o "raju na Ziemi": bezpłatnej opiece zdrowotnej, edukacji, pracy, świadczeniach. Tymczasem na miejscu czekały ich przymusowe prace fizyczne w kopalniach, na farmach i w fabrykach, gdzie "korzystanie z praw człowieka było w zasadzie niemożliwe", podobne jak wyjazd.