- Przecież to są ludzie! Kiedy widzisz na granicy tych ludzi, wśród nich kobiety i dzieci, które mogą zaraz umrzeć, to powinno się im pomóc - powiedział w rozmowie z Gazeta.pl Murad Ismael. Szef wspierającej edukację jazydów w Iraku organizacji Sinjar Academy zaangażował się w ubiegłym tygodniu w ratowanie grup, która została uwięziona na polsko-białoruskiej granicy.
Kilka rodzin, w sumie 32 jazydów (mniejszość religijna mieszkająca głównie w Iraku), próbowało dostać się z Białorusi do Polski i Unii Europejskiej. Po nielegalnym przekroczeniu granicy nie zostali zatrzymani przez Straż Graniczną i nie mieli możliwości ubiegania się o azyl. Byli odpychani na granicę z Białorusią, a tamtejsze służby nie pozwalały im wrócić do Mińska. Razem z małymi dziećmi koczowali w lasach przez dziewięć dni.
- W końcu tym rodzinom udało się opuścić granicę i pozostają na Białorusi. O ile wiem, przynajmniej części z nich pomagają mieszkające tam kurdyjskie rodziny, goszczą ich w swoich domach - powiedział Ismael. Podkreślił, że obawiał się o ich życie i o to, że umrą w wychłodzenia na pograniczu.
- Gdy byli uwięzieni na granicy, bardzo starały się nam pomóc grupy polskich aktywistów. Ale nic nie mogli zrobić, bo nie wolno im wjechać do strefy stanu wyjątkowego. W końcu nikt im nie pomógł, ale zapłacili przemytnikowi za transport w głąb Białorusi - powiedział Ismael. Dodał, że pisał do polskiej ambasady w Bagdadzie w ich sprawie, ale odpowiedzieli tylko, że "monitorują sytuację".
Teraz - jak relacjonuje - niektórzy z grupy chcą wrócić na granice i próbować przekroczyć ją ponownie. - Mają nadzieję, że w końcu uda im się dostać do Unii Europejskiej - dodał.
Podkreślił, że na Białorusi nie ma żadnej możliwości złożenia wniosku o nadanie statusu uchodźcy na granicy i dlatego ci ludzie "są skazani na przemytników". Jak stwierdził:
- To, co dzieje się na polsko-białoruskiej granicy jest niewiarygodne. Białoruś pozwala dojść do strefy przygranicznej, a później nie zezwala już z niej zawrócić. A Polska także ich nie wpuszcza. I ci ludzie znajdują się w śmiertelnej pułapce. Zbliża się zima i to nie taka zima, jaka znamy w Iraku. Spodziewam się, że wielu ludzi umrze na tym szlaku, jeśli nic się z tym nie zrobi.
Wśród osób przekraczających granicę Białorusi i Polski obywatele Iraku stanowią największą grupę. Jak mówi Ismael, ten szlak migracyjny stał się ostatnio głównym tematem rozmów. - Ludzie piszą nawet do mnie, choć jestem teraz w USA, a nie w Iraku, pytając: co o tym myślisz, czy powinniśmy jechać - opowiedział. Dodał, że jest też wielu przemytników i siatek przemytniczych, które wciąż szukają nowych klientów. - A w Iraku całe społeczności tylko czekają na możliwość wyjazdu - dodał.
Jak opisuje, ten szlak migracyjny do Unii Europejskiej nie jest najlepszy, ale za to jest relatywnie tani. - Na pewno tańszy od innych szlaków nielegalnej migracji. Te mogą kosztować od 12 do nawet 20 tys. dolarów za osobę, o ile nie więcej. Tymczasem dostanie się do Białorusi kosztuje ich 3-4 tys. dolarów za osobę. Nie trzeba też odbywać długich pieszych wędrówek na Bałkanach. Więc z perspektywy nielegalnej migracji ten szlak wygląda jako niezła możliwość - powiedział.
Jego zdaniem tak długo, jak Białoruś przyznaje wizy, ludzie będą tam lecieć i próbować przekroczyć granicę.
Mężczyzna podkreśla, że wiele społeczności, a szczególnie jazydzi mają dobre powody, by nie chcieć dalej mieszkać w Iraku.
- Nawet niektórzy moi krewni mówili, że sprzedadzą swój dobytek i wyjadą. Odradzam im to, mówię, żeby nie ryzykowali swojego życia. Ale bardzo boją się o swoją przyszłość w Iraku. I wiele ich już tu nie trzyma - powiedział i dodał:
- Społeczność jazydów jest w bardzo wyjątkowej sytuacji. Wiecie, co stało się jazydom. Wydaje mi się, że Polacy zdają sobie z tego sprawę, Polska jako kraj wspierała projekty humanitarne w Sindżarze.
W 2014 roku, gdy organizacja terrorystyczna Państwo Islamskie zajęła dużą część Syrii i północnego Iraku, dokonała ona rzezi jazydów. Mężczyzn zabijano, a kobiety i dziewczynki porywano, by były niewolnicami seksualnymi dla bojowników IS. Organizacja Narodów Zjednoczonych uznała to za usiłowanie dokonania ludobójstwa na mniejszości religijnej.
Według szefa Sinjar Academy, jazydzi są sfrustrowani tym, jak wygląda ich życie w Iraku. Od ponad siedmiu lat czekają na wsparcie w odbudowie społeczności po tym, jak padła ofiarą ludobójstw. W tym czasie niewiele poprawiła się ich sytuacja. - Może w tej chwili nie ma już fizycznego zagrożenia dla życia jazydów w Iraku. Ale te emocje, strach przed prześladowaniem, brak możliwości powrotu do domu, do pracy, do normalności - to sprawia, że ludzie myślą o ucieczce z kraju za wszelką cenę - opisał.
Teraz - jak opisał - wiele osób żałuje, że nie wyjechało w 2014, 2015 roku, gdy otwarty był szlak migracyjny przez Grecję. - Myślą sobie: wtedy była możliwość wyjechania i ją przegapiliśmy. I teraz nadarza się nowa możliwość - dodał i stwierdził:
- Nie chciałbym, żeby ludzie narażali się na śmierć. Ale jednocześnie rozumiem ich, że są w stanie podjąć to ryzyko, by w końcu zaznać bezpieczeństwa. Że chcą gdzieś wreszcie znaleźć nadzieję. Kiedy jazydzi są już na granicy Unii Europejskiej, to oczekujemy, że zostaną przyjęci. To kwestia humanitarna. To ludzie, którzy ocaleli z ludobójstwa. Powinni zostać przyjęci, otrzymać ochronę, a ich wnioski powinny być sprawdzone. Jeśli kwalifikują się do nadania statusu uchodźcy, to powinni go dostać, a jeśli okaże się, że nie, to wtedy mogą zostać odesłani
Według Ismaela, nawet doniesienia o ludziach uwięzionych na granicy i ofiarach nie zniechęcą wszystkich, którzy chcieliby dostać się do Unii Europejskiej.
- Ludzie obserwują, jak wygląda sytuacja na granicy i gdy będą widzieć, że udaje się ją przekroczyć, to będą próbować. Pewnie będą bardziej ostrożni. Biorą pod uwagę też szeroką perspektywę: co stanie się, jeśli pojadą i co, jeśli zostaną - powiedział
Zwrócił uwagę, że tak samo wyglądała sytuacja w 2015 roku w Grecji. - Wtedy też ludzie ginęli, bardzo wielu ludzi. Ale kolejni patrzyli na to i myśleli: mam duże szanse, że się uda, zaryzykuję - powiedział.
- A ci, którzy wtedy nie zaryzykowali? Od siedmiu lat są w obozach i nie widzą dla siebie przyszłości. A ci, którym uda się dostać do Europy, żyją w znacznie lepszych warunkach. Czują się bezpieczni. Wysyłają krewnym zdjęcia dzieci chodzących do szkoły. Tak wyglądają te decyzje
- stwierdził.
Aby zatrzymać siatki przemytników i nielegalną migrację potrzebne są konkretne działania - i to wcale nie polegające na stawianiu płotów. - Jeśli ten szlak zostanie zamknięty, to ludzie będą czekać na nowy. I gdy się pojawi, to z niego skorzystają. Tak długo, aż nie zajmiemy się powodami, dla których ludzie wyjeżdżają - powiedział Ismael.
Według niego potrzebna jest to praca na wielu frontach. Po pierwsze trzeba pomóc poprawić warunki dla jazydów w Iraku, aby żyli tu w pokoju i bezpieczeństwie. Gdy to się stanie, jego zdaniem ludzie będą mniej skłonni do migracji.
- Ale uważam, że jednocześnie Unia Europejska powinna przyznawać wizy czy w inny sposób dać możliwość legalnej migracji jazydom, jeśli chcą opuścić Irak. Dla wielu jest emocjonalnie nie do zniesienia pozostać w miejscu, gdzie ich lud padł ofiarą ludobójstwa. Gdzie kobiety i dziewczynki były porwane i zniewolone. To są oczywiście bardzo trudne decyzje, bo z jednej strony ludzie chcą zachować swoją ziemię, a z drugiej - chronić swoje rodziny, swoje dzieci
- powiedział.
- Inne kraje ponoszą odpowiedzialność za naszą sytuację. Pozwolono, by Państwo Islamskie zajęło ogromne terytorium, by zarabiało miliony dolarów, by otrzymywało wsparcie od niektórych państw. To nie byłą tylko grupa szaleńców, ale element gry, w którą grało wiele państw. A jazydzi i inne społeczności poniosły jej konsekwencje. I teraz inni mają obowiązek pomóc - stwierdził.
***
Aby pomagać ludziom w rejonie przygranicznym, Medycy na granicy zorganizowali zbiórkę na pomagam.pl. Wpłacić na konto nieformalnej organizacji można pod tym linkiem.
Więcej o sytuacji na granicy z Białorusią w naszym "Raporcie znad granicy":