Chińskie samoloty zaczęły na dużą skalę zbliżać się do granic przestrzeni powietrznej Tajwanu w piątek. Wówczas było to 38 maszyn. W sobotę 39 kolejnych, a w niedzielę 16. W poniedziałek nadszedł jak dotychczas największy pokaz siły z udziałem 52 samolotów. Większość stanowiły myśliwce, ale pod ich osłoną leciały też bombowce, samoloty zwiadowcze i patrolowe. W nocy z poniedziałku na wtorek zjawiło się pięć kolejnych maszyn.
Oznacza to łącznie 150 samolotów w ciągu niecałych pięciu dni. Skala dotychczas niespotykana. Wcześniej Chińczycy wysyłali zazwyczaj po kilka maszyn dziennie, za wyjątkiem 23 września, kiedy pojawiło się ich 19. Trend jest jednak wyraźny. Skala demonstracyjnych lotów wyraźnie wzrasta.
Chińczycy nie naruszają przestrzeni powietrznej Tajwanu, jedynie zbliżają się do jej granicy. Wlatują natomiast w tak zwaną strefę identyfikacji, która w świetle prawa międzynarodowego nie ma żadnego istotnego znaczenia. Każde państwo może sobie taką ogłosić, praktycznie dowolnie i oczekiwać zgłaszania się wszystkich statków powietrznych w nią wlatujących. Tajwan ustanowił swoją w ten sposób, że sięga daleko nad terytorium Chin. Chińczycy nic sobie z tego nie robią i prośby Tajwańczyków o identyfikację zbywają zazwyczaj milczeniem, Choć, według tajwańskich mediów, podczas jednego z ostatnich incydentów odpowiedzią miała być obelżywa sugestia, iż pytający powinien pójść uprawiać seks ze swoją matką.
Pomimo nienaruszania granic, tego rodzaju loty są uznawane za prowokacyjne. Podobnie jak NATO traktuje loty rosyjskich samolotów blisko granic na przykład państw bałtyckich, albo Rosja loty licznych samolotów zwiadowczych Sojuszu u swoich granic. Operatorzy radarów obserwujący przestrzeń powietrzną nie mają możliwości określić intencji nadlatujących pilotów. Czy to jedynie trening połączony z pokazem siły, czy ukryte pod takim pozorem przygotowania do realnego ataku. Niepewność będzie adekwatnie większa, kiedy nadlatuje nie jeden, czy kilka samolotów, ale całe fale liczące po kilkadziesiąt łącznie.
Każdy taki incydent stawia na baczność obronę powietrzną Tajwanu. Podrywane są w powietrze dyżurujące myśliwce, baterie rakiet przeciwlotniczych szykują się do natychmiastowej reakcji. Nerwy są napięte, zwłaszcza wobec narastających napięć pomiędzy Chinami a Tajwanem i wspierającym go blokiem państw pod przewodnictwem USA. Ryzyko wypadków czy podjęcia błędnych decyzji staje się wysokie.
Niepewność jest tym większa, że atmosfera wokół Tajwanu systematycznie się pogarsza. Chiny uważają tę wyspę za swoją zbuntowaną prowincję, na której trzeba przywrócić porządek. Choćby i siłą. Kiedyś owszem Tajwan był kontrolowany przez Chiny, potem przez dekady przez Japonię, po drugiej wojnie światowej ponownie przez Chiny, aby ostatecznie w 1949 roku uciekły nań resztki wojska i rządu nacjonalistycznego, który przegrał wojnę domową z komunistami Mao Zedonga. Jego spadkobiercy twierdzą więc do dzisiaj, że Tajwan nie jest żadnym odrębnym, niepodległym bytem, a Chiny "są jedne". Czyli obejmujące też "zbuntowaną" wyspę. Od 1949 roku owa jedność jest jednak w zawieszeniu, bo rząd na wyspie ma wsparcie USA, co czyni ewentualną próbę siłowego rozwiązania sytuacji bardzo ryzykowną dla Pekinu.
Pod rządami Xi Jinpinga Chiny skręcają jednak w ostatnich latach mocno w kierunku autorytaryzmu i nacjonalizmu.Jednocześnie trwa zakrojona na szeroką skalę modernizacja chińskich sił zbrojnych, w tym wielka rozbudowa marynarki wojennej, której słabość była przez dekady głównym problemem w pomysłach siłowego przejęcia kontroli nad "zbuntowaną prowincją". Po prostu amerykańska flota mogła w razie czego uczynić przekroczenie cieśniny Tajwańskiej niemożliwym dla chińskiego wojska. Teraz ten element układanki został zachwiany, co tylko pogłębia niepewność sytuacji.
Sytuacji nie stabilizuje fakt, że relacje USA z Tajwanem są skomplikowane. W 1979 roku Waszyngton wycofał się z wcześniejszego sojuszu, poświęcając go na ołtarzu wielkiej wolty dyplomatycznej i nawiązania relacji z komunistycznymi Chinami. Dzisiaj USA i Tajwan nie łączy żadna formalna umowa, nie ma nawet normalnych stosunków dyplomatycznych, bo tych nie zaakceptowaliby komuniści w Pekinie. W zamian jest amerykańska ustawa, która w sposób niejednoznaczny deklaruje pomoc militarną dla Tajwanu na potrzeby samoobrony.
Postawa Amerykanów jest określana jako "strategiczna niejasność", czyli z jednej strony Chiny nie mogą zakładać, że wojsko USA nie będzie bronić Tajwanu, ale z drugiej strony Tajwan też nie może być tego pewien. Wobec tego władze w Tajpej będą mniej skłonne podejmować takie kontrowersyjne decyzje, jak na przykład formalne ogłoszenie niepodległości. "Zbuntowana" wyspa, choć faktycznie jest niepodległym i niezależnym państwem, to formalnie nie ogłosiła nigdy niepodległości i nadal określa się jako Republika Chin.
Wobec narastającej rywalizacji i napięć z Chinami USA zaczęły jednak w ostatnich latach coraz wyraźniej wspierać Tajwan. Od 2019 roku sprzedaż uzbrojenia istotnie wzrosła. Odbyły się pierwsze od dekad wysokiej rangi wizyty przedstawicieli USA na wyspie. Obecnie trwają prace nad zawarciem przełomowego dwustronnego porozumienia handlowego. Wszystko to wywołuje poważną irytację w Pekinie. Oba mocarstwa są na kursie kolizyjnym, a Tajwan akurat leży pośrodku. W marcu dowódca amerykańskiego dowództwa Pacyfiku stwierdził, że oceniając po rozbudowie chińskiego potencjału i innych działaniach Chin, mogą one podjąć próbę rozwiązania "problemu tajwańskiego" po swojej myśli w ciągu sześciu lat.
Tajwan siłą rzeczy jest istotnie słabszy od Chin i zależy od wsparcia USA. Populacja wyspy liczy zaledwie 23,5 miliona ludzi. Prawie tyle mieszka w samej aglomeracji Pekinu czy Szanghaju. Produkt krajowy brutto Chin jest 15 razy większy. Do tego Tajwan nie może swobodnie importować uzbrojenia, ponieważ każdy jego sprzedawca musi się liczyć z gniewem Pekinu, co istotnie ogranicza listę chętnych. Samodzielnie siły zbrojne Tajwanu dzisiaj nie byłyby więc w stanie obronić się przed chińską nawałą. Co najwyżej starać się zadać jak największe straty i bronić się jak najdłużej.
Zakrojone na dużą skalę loty chińskich samolotów w pobliżu tajwańskich granic są w oczywisty sposób elementem tej wielkiej gry toczącej się o wyspę. Jednocześnie mogą też służyć Chińczykom za dobre źródło treningu i informacji wywiadowczych na temat tajwańskiej obrony. Ponieważ ta za każdym razem musi stawać w gotowości, to chińskie samoloty zwiadowcze mogą łatwiej zbierać cenne informacje na przykład na temat działania stacji radarowych czy centrów łączności. Do tego tajwańskie wojsko musi działać na wyższych obrotach dłużej, co szybciej wyczerpuje jego relatywnie skromne zasoby, na przykład w postaci gotowych do służby pilotów i samolotów.
Stany zjednoczone wyraziły "zaniepokojenie" ostatnimi incydentami, nazywając je "prowokacyjnymi, destabilizującymi i podkopującymi pokój oraz stabilność". - Wzywamy Pekin do wstrzymania wywierania presji militarnej, dyplomatycznej i ekonomicznej na Tajwan - napisano w komunikacie Departamentu Stanu. W odpowiedzi chińskie ministerstwo spraw zagranicznych oznajmiło, że USA "nie mają żadnych podstaw do wygłaszania nierozsądnych komentarzy" i oskarżyło je dodatkowo o "czynienie niewłaściwych kroków" poprzez wsparcie dla Tajwanu. - Zasada jedności Chin jest podstawą relacji politycznych Chin i USA. Chiny podejmą wszystkie niezbędne kroki, aby zdecydowanie zgnieść wszelkie próby tak zwanej "niepodległości Tajwanu". Chiny są zdeterminowane i będą bronić swojej niepodległości oraz jedności terytorialnej - stwierdził rzecznik chińskiego ministerstwa.