O 8.00 w Niemczech rozpoczęło się głosowanie w wyborach do Bundestagu, które mają też wyłonić następcę kanclerz Angeli Merkel. Po 16 latach sprawowania władzy szefowa rządu federalnego w październiku żegna się z urzędem.
Lokale wyborcze zostaną zamknięte o 18.00 i wtedy poznamy wstępne wyniki sondażowe.
W Niemczech nie ma ustawowej ciszy wyborczej. Kampania trwała do ostatniej chwili, a główni kandydaci na kanclerza - Armin Laschet, Annalena Baerbock i Olaf Scholz - zachęcali wyborców do głosowania na siebie.
Jednak Laschet, kandydat CDU i potencjalny następca Angeli Merkel, zaliczył wpadkę i złamał inną zasadę wyborczą: ujawnił, na kogo zagłosował.
Jak opisuje Deutsche Welle, głosując w swoim lokalu wyborczym w obecności kamer i fotoreporterów, Laschet złożył kartę w taki sposób, że widać było, gdzie postawił krzyżyk. Choć nie jest zaskoczeniem, że głosował na kandydata własnej partii, to samo pokazanie wypełnionej karty wyborczej jest niezgodne z zasadami. Niemiecka komisja wyborcza wyraźnie zaleca złożyć kartę w taki sposób, by z zewnątrz nie było widać, jak została ona wypełniona.
Zagłosowanie w taki sposób narusza zasadę tajności wyborów i - jak piszą niemieckie media - nie powinien on móc oddać takiego głosu.
Jednak biuro wyborcze komentując sytuację oceniło, że nie dopatruje się w tym próby wpłynięcia na wynik wyborów. "Znany polityk zagłosował, jak można się spodziewać, na własną partię" - napisano.
W komunikacie stwierdzono, że w przypadku złożenia karty w nieodpowiedni sposób wyborca powinien otrzymać nową, jednak ponieważ Laschet wrzucił ją do urny - nie można jej już wyciągnąć. Dodano, że mimo złamania zasad taki głos jest ważny.