4 sierpnia w stolicy Libanu - Bejrucie - doszło do wielkiej eksplozji saletry amonowej, która była przechowywania w jednym z magazynów w porcie. Zginęło wówczas ponad 200 osób, ok. sześć tysięcy było rannych, a 300 tys. z dnia na dzień straciło dach nad głową. Zniszczenia zostały oszacowane na 10-15 miliardów dolarów.
Z ustaleń dziennikarzy śledczych wynika, że ładunek, który wybuchł w Bejrucie mógł należeć do firmy Savaro Ltd., która jest związana z ukraińskim biznesmenem Wołodymyrem Werbonolem z miejscowości Dniepr - pisała Ukraińska Prawda.
Firma Savaro Ltd. zarejestrowana w Londynie w 2013 roku miała zamiar wysłać przesyłkę o masie 2 tys. 750 ton z Gruzji do Mozambiku, gdzie miała trafić do przedsiębiorstwa, które zajmuje się produkowaniem substancji wybuchowych. W związku z zadłużeniem i innymi problemami technicznymi statek, który transportował ładunek, został zatrzymany w Bejrucie.
Ładunek miał zostać zakupiony przez dwie firmy Savaro: Savaro Ltd. i Agroblend Exports (BVI) Ltd. Ustalenie kto jest ich właścicielem, okazało się jednak bardzo trudnym zadaniem dla dziennikarzy - prawdziwi udziałowcy pozostają bowiem ukryci pod firmami, które zarejestrowane są w tzw. "rajach podatkowych".
Wołodymyr Werbonol, który jest właścicielem firmy o takiej samej nazwie, zaprzeczył doniesieniom, jakoby miał mieć związek z ładunkiem. Dziennikarze przekonują jednak, że na podstawie prześledzonej przez nich dokumentacji udało im się ustalić, że ma on związek z Savaro.
Firma miała być częścią szerszej sieci biznesowej, która zajmowała się handlem azotanem amonu. Według dziennikarzy, cała sieć ma należeć do grupy biznesmenów, w tym Werbonola i jego teścia Mykoły Alisejenki. Miała ona funkcjonować, ukrywając swoje działania pod różnymi nazwami, fikcyjnymi osobami i firmami. Chemikalia i nawozy miała dostarczać do afrykańskich krajów co najmniej od 2000 roku.
Trzy ukraińskie firmy przesłały dziennikarzom oświadczenia, w których zaprzeczyły, iż miałyby mieć udział w dostawach ładunków i zaznaczyły, że zawsze zajmowały się branżą IT. Jak czytamy w materiale Ukraińskiej Prawdy, w zeszłym miesiącu firma Savaro została podana do sądu w Wielkiej Brytanii, ponieważ stwierdzono, że ponosi ona znaczną odpowiedzialność za ubiegłoroczną katastrofę. Firma została pozwana w imieniu Kolegium Adwokatów Bejrutu i ofiar wybuchu.
- Zginęło ponad 200 osób, a co najmniej tysiąc zostało rannych. Tysiące budynków i samochodów - zniszczonych. Bejrut był zdewastowany. To było straszne. Do dziś nie mogę znaleźć słów, by opisać, co się stało - tak wydarzenia z sierpnia 2020 r. wspominała rok po tragedii mieszkanka libańskiej stolicy Ghina Mansour w rozmowie z Patrykiem Strzałkowskim z Gazeta.pl.
- Pamiętam, że gdy po wybuchu jako PCPM ruszyliśmy na ulice, by zacząć pomagać ludziom, nie chciałam robić zdjęć. Wolałabym zapomnieć, co się wtedy działo. Uwierz mi, nawet jeśli ktoś nie stracił kogoś bliskiego w eksplozji, nawet jeśli ktoś nie ma blizn, to i tak wszyscy Libańczycy są głęboko dotknięci tym wybuchem - dodała. Całą rozmowę znajdziecie w materiale poniżej:
W Libanie trwa jeden z największych kryzysów ekonomicznych świata. 77 procent libańskich rodzin nie ma pieniędzy na zakup żywności. W gospodarstwach domowych uchodźców syryjskich liczba ta sięga 99 procent. Fundacja PCPM i Gazeta.pl apelują o pilne wsparcie rodzin pogrążonych w skrajnym ubóstwie. Wejdź na pcpm.org.pl/liban i pomagaj z nami.