Ktoś wysyła fałszywe rosyjskie okręty na Gdańsk i Gdynię. Kolejny incydent z zagadkowymi manewrami

Tuż pod polskie wybrzeże miał podpłynąć cały zespół pięciu rosyjskich okrętów. Kręciły się nocą blisko Gdańska, Gdyni i Helu. Na tyle blisko, że musiałyby naruszyć granicę polskich wód terytorialnych. Tak naprawdę w ogóle nie istniały. Po raz kolejny doszło do wykreowania fałszywych okrętów, wykonujących niebezpieczne prowokacje.

Rzekome wtargnięcie Rosjan na Polskie wody można było śledzić przez kilkanaście godzin, zaczynając od niedzieli wieczorem, na portalach w rodzaju "Marinetraffic.com". Na podstawie sygnałów z globalnego systemu AIS pokazują one położenie praktycznie wszystkich statków i części okrętów.

Osoby obserwujące portale mogły zobaczyć w niedzielę wieczorem łącznie pięć rosyjskich okrętów, które wyszły z portu wojennego w Bałtyjsku w Obwodzie Kaliningradzkim. Ikonki reprezentujące rosyjskie jednostki skierowały się na Zatokę Gdańską, przecięły granicę polskich wód terytorialnych, po czym zbliżyły się do trójmiejskich portów i pod Hel, docierając po kilka mil morskich od brzegu.

- To nieprawda, nic takiego nie miało miejsca - zapewnia w rozmowie z Gazeta.pl rzeczniczka prasowa Dowództwa Operacyjnego Rodzajów Sił Zbrojnych, ppłk Adriana Wołyńska. Polskie wojsko, dysponując danymi z radarów i innych środków obserwacji morza, miało nie zauważyć żadnych intruzów. - Bardzo podobne zdarzenie miało miejsce już wcześniej, w czerwcu - dodała rzeczniczka.

System otwarty dla wszystkich, w tym hakerów

Ostatni incydent jest kolejnym z serii. Ktoś postanowił wykorzystać do niecnych czynów system stworzony przede wszystkim do poprawy bezpieczeństwa na morzu. AIS (ang. Automatyczny System Identyfikacji) powstał w latach 90. i jest ciągle rozwijany. Dzisiaj przepisy wymagają zamontowania specjalnych nadajników-odbiorników na praktycznie każdej jednostce pływającej. Ma je nawet wiele zwykłych jachtów. Statki i okręty praktycznie wszystkie.

Urządzenia systemu AIS wysyłają regularnie pakiety informacji na temat położenia, kursu, prędkości i celu podróży swojego nosiciela. Robią to za pośrednictwem fal radiowych. Odbierają je w pierwszej kolejności inne urządzenia tego rodzaju na statkach w okolicy. W ten sposób jednostki informują się nawzajem o swoim położeniu i zamiarach, niezależnie od na przykład radaru. To kolejna warstwa zabezpieczeń mających pomagać unikać zderzeń na morzu.

Rosyjskie śmigłowce podczas zmasowanego desantuNATO atakuje, Rosja rusza z odsieczą. O to chodzi w Zapad-21

Sygnały odbierają też satelity i anteny na brzegu. Po zebraniu i przetworzeniu informacji system AIS tworzy szczegółowe zobrazowanie ruchu na morzach i oceanach. Pozwala to na przykład znać ostatnią pozycję jednostki, które ulegnie jakiemuś wypadkowi i wyśle wezwanie o pomoc. Dodatkowo AIS umożliwia też łatwe śledzenie rejsu, na przykład kontenerowca płynącego z Chin do Europy, co ma ogromne znaczenie dla firm logistycznych, które są skłonne płacić za takie informacje. Generalnie system jest bardzo przydatny z wielu względów.

Żeby spełniał swoją rolę, AIS został pomyślany jako maksymalnie otwarty i prosty w użyciu. Dzięki temu może być prawdziwie powszechny. Ma to jednak też wadę, którą ktoś najwyraźniej postanowił wykorzystać. Sygnały AIS bardzo łatwo sfalsyfikować. Nie są szyfrowane, nie mają żadnych szyfrowanych podpisów. Istnieją łatwo dostępne w sieci programy, pozwalające symulować sygnały systemu. Wystarczy je wygenerować, po czym nadać tak na falach ultrakrótkich, aby zostały odebrane przez odbiornik na brzegu, który po prostu zbiera sygnały z okolicy. Ewentualnie po prostu wmontować w strumień danych płynących z odbiorników do portali w rodzaju "Marinetraffic". I już, nagle na mapach w sieci pojawiają się zespoły rosyjskich okrętów naruszających polskie wody terytorialne.

Okręty widmo wokół Europy

Ostatni rok to narastający wysyp fałszywych sygnałów AIS. Dotyczy to zwłaszcza fantomowych okrętów wojennych. Teraz cały zespół rosyjskich okrętów miał krążyć w zasięgu wzroku z plaż Trójmiasta. W czerwcu polskie wody terytorialne miała naruszyć korweta Stojkij, podpływając na kilka mil od Helu. Wówczas wojsko też zapewniało, że na morzu realnie nic nie było.  Według nieoficjalnych informacji w podobny sposób rosyjskie wody terytorialne kilka razy miały naruszyć fantomowe polskie okręty. Incydenty tego rodzaju zbiegają się z jakimiś dużymi wydarzeniami wojskowymi. W czerwcu były to manewry morskie NATO Baltops. Teraz białorusko-rosyjskie ćwiczenia Zapad-21, w których bierze też udział rosyjska Flota Bałtycka.

Zobacz wideo

Regularnie do takich falsyfikacji dochodzi na wodach okalających Krym. Pod koniec czerwca szerokim echem odbiły się działania prawdziwe i fałszywe brytyjskiego niszczyciela HMS Defender i holenderskiej fregaty HNLMS Evertsen. Najpierw ktoś sfałszował ich wyjście z ukraińskiego portu w Odessie, gdzie przebywały z wizytą. Miały następnie obrać kurs prosto na Sewastopol, kluczową bazę rosyjskiej Floty Czarnomorskiej, położoną na okupowanym Krymie. Rzekomo dopłynęły na odległość kilku mil morskich od niej, naruszając granicę wód terytorialnych uznawanych przez Rosję za swoje. Jednak w tym czasie oba okręty pozostawały w Odessie, co było widać na kamerkach internetowych. Dwa dni później oba okręty rzeczywiście przepłynęły tuż obok okupowanego Krymu, wywołując gniewne reakcje oraz komentarze Rosjan.

Systematycznie fałszowane są też pozycje amerykańskich okrętów na Dalekiej Północy. Na przykład niszczyciel USS Roosevelt w lipcu miał naruszyć rosyjskie wody terytorialne w pobliżu granicy z Norwegią. Tymczasem tak naprawdę był kilkaset kilometrów dalej na południe, na ćwiczeniach z norweskim wojskiem. Ten sam amerykański okręt pod koniec października 2020 roku miał wyjść z portu w Gdyni, gdzie był z krótką wizytą, i popędzić prosto pod Bałtyjsk, naruszając rosyjskie wody terytorialne. Faktycznie był wówczas ciągle przy nabrzeżu w Gdyni.

Jak wynika z analizy organizacji SkyTruth i Global Fishing Watch, które wcześniej zajmowały się głównie śledzeniem manipulacji sygnałami AIS w wykonaniu załóg statków cywilnych (chcących na przykład ukryć nielegalne połowy czy przemyt), na przestrzeni ostatniego roku miało miejsce około setki całkowicie fikcyjnych rejsów okrętów wojennych. Głównie należących do państw NATO i Rosji.

Kto może mieć złe intencje?

Nie wiadomo kto odpowiada za te wszystkie fałszywe sygnały. Automatyczne podejrzenie pada na Rosjan, którzy nie mają oporów przed sianiem dezinformacji. Jest to wręcz jedno z zajęć ich służb specjalnych. Dezinformacja z zasady nie musi oznaczać działań przynoszących określoną bezpośrednią korzyść Rosji. Równie istotny jest chaos, zamieszanie, niepewność i podważenie zaufania do oficjalnych źródeł informacji.

Można spekulować, że jeśli kiedyś rosyjski okręt faktycznie naruszy wody terytorialne na przykład Polski, to w systemie AIS pojawi się fałszywy zapis jego kursu, pokazujący co innego. Ewentualnie Rosja będzie mogła argumentować, że tak naprawdę nie było żadnego naruszenia, a dowody w postaci zapisu z systemu AIS są warte tyle, co nic. Fałszywe zespoły okrętów podpływające pod najważniejsze polskie porty mogą też posłużyć do prób siania paniki czy niepewności, w sytuacjach dużych napięć.

Tak naprawdę nie ma jednak żadnych dowodów wskazujących na winę Rosjan. To jedynie domysły. Tego rodzaju falsyfikacje nie mają też wielkiego znaczenia z punktu wojska, bo nabrać na nie można tylko cywili. Różnego rodzaju radary czy systemy optyczne obserwują morze niezależnie od systemu AIS. Fałszywe sygnały pomagają weryfikować nawet satelity, zwłaszcza te obserwujące Ziemię przy pomocy radarów. I to dzięki jednemu z tych należących do Europejskiej Agencji Kosmicznej wiadomo, że kiedy w niedzielę z Bałtyjska miały wypływać rosyjskie okręty na harce opodal polskich plaż, tak naprawdę nic w miejscach wskazywanych przez AIS nie było.

Zobacz wideo
Więcej o: