"Muszę spalić wszystko, co osiągnęłam". Afgańskim kobietom zawalił się świat [ÓSMY DZIEŃ MIESIĄCA]

Były prokuratorkami, sędziami, policjantkami, wykładowczyniami, dziennikarkami i krykiecistkami. Gdy tylko im to umożliwiono, w 2001 roku tłumnie poszły na studia. Po dojściu talibów do władzy afgańskim kobietom ponownie zawalił się świat. Z kraju docierają kolejne relacje o szkołach i uniwersytetach, które zamykają swoje drzwi dla dziewcząt. Kobietom nakazano siedzenie w domach. Niektóre - ryzykując życiem - wychodzą na ulice, by zaprotestować. - Musimy walczyć o nasze prawa - mówią.

Czytasz artykuł związany z cyklem "Ósmy dzień miesiąca". Począwszy od Dnia Kobiet 2019, co miesiąc publikujemy teksty dotyczące równouprawnienia płci i walki ze stereotypami. Wszystkie "Ósme dni miesiąca" znajdziesz tutaj.

- Muszę teraz spalić wszystko to, co osiągnęłam - relacjonowała w rozmowie z "The Guardian" studentka uniwersytetu w Kabulu. Jak dodała, w dniu, w którym talibowie na dobre przejęli władzę w Afganistanie, ona i inne studentki zostały ewakuowane z uczelni przez policję. Powód? Bano się, że stanie się im krzywda, bo talibowie nie zezwalają kobietom na edukację, co wiadomo na podstawie ich rządów z lat 1996-2001, ale też ostatnich kilkunastu miesięcy, gdy na nowo zawłaszczali coraz większe tereny kraju i podporządkowywali sobie lokalne władze. - Chciałyśmy wrócić do domów, ale nie mogłyśmy już skorzystać z transportu publicznego. Kierowcy nas nie wpuszczali, bo nie chcieli wziąć na siebie odpowiedzialności za przewóz kobiet - wskazywała.

Zobacz wideo Talibowie rozgonili kobiety protestujące w Kabulu

"Afgańskie kobiety wiedzą to, co dopiero odkrywa reszta świata"

Wraz z tym, gdy talibowie przejęli władzę, a ostatni żołnierze USA opuścili Afganistan, w bezpośrednim zagrożeniu znaleźli się wszyscy ci, którzy wcześniej współpracowali z USA i NATO (także m.in. tłumacze), relacjonowali przewrót w kraju (mowa tu m.in. o dziennikarzach i dziennikarkach), pracowali np. w policji lub sądzie (gdzie występowali przeciwko talibom) czy piastowali stanowiska rządowe. Organizacje międzynarodowe od początku alarmowały, że w szczególnym niebezpieczeństwie są afgańskie kobiety. Za swoich poprzednich rządów talibowie obrali sobie za cel wymazanie ich z życia publicznego. Stosowano barbarzyńskie kary za nieprzestrzeganie narzuconej przez talibów interpretacji prawa islamskiego - na porządku dziennym były mordy i gwałty, kamienowania oraz publiczna chłosta. Kobiety nie mogły się uczyć ani wychodzić z domów bez towarzystwa mężczyzny - nawet wtedy, gdy ich życie było zagrożone.

O niezwykłej brutalności talibów wobec kobiet mówiła pierwsza dama Laura Bush w słynnym wystąpieniu z 2001 roku.

Nazywam się Laura Bush i przemawiam, by rozpocząć ogólnoświatowe wysiłki skupienia się na brutalności i przemocy stosowanej wobec kobiet i dzieci przez sieć terrorystyczną Al-Kaida i reżim, który wspiera w Afganistanie, czyli talibów. Afgańskie kobiety dzięki swojemu ciężkiemu doświadczeniu wiedzą już to, co dopiero odkrywa reszta świata: brutalny ucisk kobiet jest głównym celem terrorystów

- wskazywała. - Tylko terroryści i talibowie zabraniają kobietom edukacji. Tylko terroryści i talibowie grożą kobietom wyrwaniem paznokci za noszenie lakieru do paznokci. Surowe represje i brutalność wobec kobiet w Afganistanie nie są kwestią legalnych praktyk religijnych. Muzułmanie na całym świecie potępili brutalną degradację kobiet i dzieci przez reżim talibów. Ubóstwo, słabe zdrowie i analfabetyzm, które terroryści i talibowie narzucili kobietom w Afganistanie, nie są zgodne z traktowaniem kobiet w większości islamskiego świata - podkreślała Bush. Wkrótce potem talibowie zostali obaleni w wyniku dowodzonej przez USA międzynarodowej operacji pod nazwą "Enduring Freedom".

 

Rodzina ewakuowana z KabuluRodzina ewakuowana z Kabulu Fot. Gemunu Amarasinghe / AP Photo

Prokuratorki, sędzie, dziennikarki i sportsmenki. "Wszystkie kobiety są przerażone"

Przez kolejne dwadzieścia lat afgańskie kobiety wykonały ogromną pracę, by ich głos znowu został usłyszany. Choć na co dzień mierzyły się z dyskryminacją, zostawały prokuratorkami, sędziami, aktorkami, lekarkami, dziennikarkami i wykładowczyniami na uniwersytetach. Utworzyły żeńską, narodową drużynę krykieta, brały udział w igrzyskach olimpijskich, odnosiły sukcesy naukowe, służyły w wojsku i policji. Miliony afgańskich dziewczynek poszło do szkół i na uniwersytety, gdzie studiowały od sztuki po medycynę, choć jeszcze dwadzieścia lat temu ich matki i babki nie mogły kontynuować edukacji. 

Dziś historia może się powtórzyć. Choć przedstawiciele talibów zarzekają się, że tym razem ich podejście jest bardziej "liberalne", a prawa kobiet będą respektowane "zgodnie z prawem islamskim" (co to dokładnie znaczy - nie wiadomo, bo interpretacje szariatu są różne), z Afganistanu płyną doniesienia, które całkowicie temu przeczą. Niemal od razu po przewrocie w kraju kobietom nakazano pozostanie w domach i uniemożliwiono im wykonywanie pracy - rzecznik talibów wskazał, że jest to podyktowane "względami bezpieczeństwa". Wszystkie muszą nosić zakrywający od stóp do głów strój, wiele z nich musi naprędce niszczyć dowody swojej dotychczasowej pracy. - W listopadzie powinnam ukończyć Amerykański Uniwersytet w Afganistanie i Uniwersytet w Kabulu i bronić dwóch dyplomów równolegle. Pracowałam na to przez wiele dni i nocy, a tego dnia [15 sierpnia, gdy talibowie weszli do Kabulu - red.], pierwszą rzeczą, którą zrobiłyśmy z siostrami po powrocie do domu, było ukrycie naszych dowodów tożsamości, dyplomów z uczelni i certyfikatów - opisuje rozmówczyni "The Guardian", która chce pozostać anonimowa. Podobny obraz wyłania się ze wstrząsającej relacji anonimowej mieszkanki Kabulu, która udzieliła wywiadu irańskiej dziennikarce Masih Alinejad. 

Jestem w Kabulu. Wszystkie kobiety są przerażone tym, co się tutaj dzieje. Boimy się o naszą przyszłość. Wyszłam z mieszkania po siedmiu dniach ukrywania się. Chciałam zobaczyć, czy będę mogła jako kobieta przejść ulicą. Bardzo się bałam -  nie widziałam ani jednej kobiety. Zastanawiałam się, czy zostanę od razu aresztowana za to, że nie idę w towarzystwie mężczyzny

- mówiła, dodając ze łzami w oczach: - Jesteśmy pod ogromną presją psychiczną. Boimy się, że dziewczyny nie wytrzymają, że będą popełniać samobójstwa. Mówię też o sobie. Z każdym dniem jesteśmy coraz bardziej bezsilne. Zawsze uważałam się za odważną, teraz żyję w lęku i nie wiem, co się dalej stanie.

Znana z afgańskich programów telewizyjnych prezenterka Sanam Khateri wskazała z kolei: "Nie mogłyśmy wejść do naszych biur, nie pozwolili nam. Jednocześnie ogłosili światu, że będą przestrzegać naszych praw i umożliwią nam pracę. (...) Całe życie pracowałam ciężko na to, co miałam. Co jest moją winą? To, że urodziłam się w Afganistanie?".

Indie. Afgańska kobieta modli się za swój narów po przejęciu władzy przez talibówIndie. Afgańska kobieta modli się za swój narów po przejęciu władzy przez talibów Fot. Manish Swarup / AP Photo

"Gdy pracujesz w Afganistanie na rzecz kobiet, stajesz się celem wielu mężczyzn"

W reportażu przygotowanym we współpracy z The Fuller Projekt, wielokrotnie nagradzaną organizacją non-profit, która skupia się na pokazywaniu niesprawiedliwości i dyskryminacji ze względu na płeć, 28-letnia Fatima Ahmadi, była policjantka z Kabulu, mówi: "Jeszcze kilka dni temu miałem nadzieję, że będę mogła wrócić do pracy. Ale teraz, kiedy patrzę na traktowanie kobiet przez talibów, wydaje mi się to niemożliwe. Nasze życie jest zagrożone także z powodu pracy, którą wykonywałyśmy wcześniej. Korzystałam też z mediów społecznościowych i wrzucałam tam swoje zdjęcia. Teraz boję się, że talibowie znajdą mnie i zabiją jako jedną z 'niewiernych'". 

Kobra, 23 lata, studentka sztuki na Uniwersytecie w Kabulu: "Nasze profesorki nie mogą pracować. Talibowie zamówili też osobne sale dla mężczyzn i dla kobiet. Ale kobiety mogłyby być uczone tylko przez inne kobiety. Wiesz, co to znaczy? To znaczy, że w praktyce kobiety nie mogą na razie studiować na uniwersytecie".

- Walczyłam przez całe życie o to, co robię. Gdy pracujesz w Afganistanie na rzecz kobiet, robisz sobie wrogów dosłownie wszędzie i stajesz się celem wielu mężczyzn - przyznaje z kolei w rozmowie z BBC D., chcąca zachować anonimowość kobieta, która przez prawie dwadzieścia lat przewodziła afgańskiej grupie wspierającej prawa kobiet. Uczyła kobiety pisania i czytania, organizowała też szkolenia. W rozmowie z portalem wspomina, że gdy talibowie w 1996 roku przejęli kontrolę nad miastem, straciła pracę i - złamawszy ustanowione przez nich zakazy - zaczęła uczyć dziewczęta ze swojego mieszkania w Kabulu. W piecu, który znajdował się w mieszkaniu, paliła w razie potrzeby materiały dydaktyczne. Dwóch synów wysłała za granicę, bo regularnie dostawała groźby, że zostaną ukarani za jej działania. W 2001 roku wybuchła nowa wojna, ale obalenie talibów pozwoliło jej na powrót do nauczania. W połowie sierpnia talibowie ponownie zbliżyli się do jej miasta. D. po raz kolejny musi się ukrywać.

Maryam Rajaee, wykładowczyni, w dniu przejęcia przez talibów władzy w kraju prowadziła długo wyczekiwane warsztaty dla przyszłych prokuratorek. - Mam prawo do wykształcenia, do dobrej pracy, do uczestnictwa w życiu społecznym. Wszystkie moje marzenia zostały zniszczone - relacjonuje, dodając, że podobnie jak inne kobiety, ona także usłyszała polecenie: "nie wracaj do biura".

W wywiadach dla "Time" i The Fuller Project nauczycielki i studentki opisują też, że rebelianci w ciągu ostatniego roku - jeszcze zanim przejęli władzę nad całym krajem - odcięli dostęp do szkół tysiącom dziewcząt. Szkole w graniczącej z miastem Herat dzielnicy Injil jeszcze w kwietniu nakazano zaprzestanie nauczania dziewcząt. W pasztuńskiej dzielnicy Zarghun rebelianci zamknęli szkoły dla dziewcząt, bo - jak wskazano - uczyli w niej nauczyciele płci męskiej. - Już teraz ekstremiści rozpowszechniają propagandę: "jeśli wasze córki pójdą do szkoły, staniecie się niewiernymi" - opowiada jedna z lokalnych nauczycielek.

Prześladowania dotknęły też m.in. afgańskich krykiecistek, które tworzyły słynną na cały świat żeńską reprezentację kraju. W rozmowie z BBC opowiedziały, że talibowie zaczęli ścigać je zaraz po przejęciu władzy w Kabulu. By uniknąć schwytania, jedna z kobiet zmieniała miejsce zamieszkania co noc, a swojego ojca przekonała, by udawał, że nie ma z nią kontaktu. Talibowie mieli grozić jej słowami: "Jeśli jeszcze raz zagrasz w krykieta, znajdziemy cię i zabijemy". - Żadna kobieta, która uprawia sport, nie jest już bezpieczna - mówią zrozpaczone. Zagrożony jest także sport mężczyzn - bo zdaniem talibów jakakolwiek aktywność fizyczna to grzech.

Czytaj więcej: "Krwi na stadionie było tak dużo, że trawa nie chciała rosnąć". Agonia sportu w Afganistanie

Protesty kobiet w Afganistanie. "Stają się najgorszym koszmarem talibów"

Od początku września niektóre afgańskie kobiety - ryzykując życiem - wychodzą na ulice, by sprzeciwić się rządom talibów. W piątek kilkadziesiąt kobiet protestowało w pobliżu pałacu prezydenckiego w Kabulu - podczas pokojowej demonstracji doszło do konfrontacji z talibami. Jak podały afgańska stacja Tolo News i CNN, wobec uczestniczek protestu użyto gazu łzawiącego. Z relacji rozmówców Agencji Reutera wynika też, że były bite po głowach, grożono im również paralizatorami.

Protest kobiet w KabuluProtest kobiet w Kabulu Fot. Wali Sabawoon / AP Photo

Protest kobiet w KabuluProtest kobiet w Kabulu Fot. Wali Sabawoon / AP Photo

W kolejnych dniach protestujące znów pojawiły się na ulicy. "Jesteśmy głosem tego narodu, nie poddamy się. Musimy walczyć o nasze prawa, oddajcie nam je!" - skanują na małych demonstracjach, otoczone przez uzbrojonych bojowników. Jest też powtarzające się przesłanie do świata: "nie wierzcie talibom, że się zmienili".

"Protestujące kobiety stają się teraz najgorszym koszmarem talibów. Talibowie zamknęli te kobiety w budynku banku, by uniemożliwić im wyjście i ponowne protesty. Afgańskie kobiety nie mają zamiaru rezygnować z walki. Czy świat je usłyszy?" - pisze Masih Alinejad, irańska dziennikarka, która relacjonuje wydarzenia na miejscu.

Postulaty protestujących kobiet to poszanowanie ich godności, prawo do edukacji i prawo do pracy we wszystkich dziedzinach. Domagają się też, by noszenie burek nie było obowiązkowe. Symbolem wprowadzonego przez talibów nakazu stała się w ostatnim miesiącu fotografia wykonana przez jemeńską fotografkę Boushrę Y. Almutawakel (po raz pierwszy opublikowano ją w 2010 roku w ramach projektu fotograficznego "The Hijab Series"). Na sekwencji zdjęć widać postępujące "znikanie kobiet", które muszą coraz bardziej zakrywać swoje ciała ubraniem. Oprócz matki i córki jest na nim także lalka Fulla, muzułmański odpowiednik lalki Barbie. Zabawka również nosi hidżab i burkę. 

Sama autorka w rozmowach z mediami podkreślała, że nie chce podsycać stereotypowego przesłania, które dominuje w zachodnich mediach. - Zakłada ono, że kobiety noszące hidżab lub burkę zawsze są słabe, uciskane i zacofane, a wcale tak nie jest - tłumaczyła. Protestujące w Afganistanie precyzują jednak: noszenie burki to kwestia wyboru, a talibowie nam go nie dali.

Więcej o: