Kilka tysięcy szczątków niezidentyfikowanych (lub tych, po które nie zgłosiła się rodzina) ofiar ataków na World Trade Center w Nowym Jorku jest przechowywanych w specjalnym pomieszczeniu w Narodowym Muzeum i Miejscu Pamięci 11 Września. Znajduje się on na terenie, na którym 20 lat temu stały jeszcze dwie wieże WTC.
Opiekę nad szczątkami sprawuje nowojorskie OCME, czyli Biuro Głównego Lekarza Sądowego. I tylko pracownicy OCME, poza członkami rodzin ofiar, mają do szczątków dostęp.
Miejsce ich przechowywania ma powierzchnię ok. 230 metrów kwadratowych. Obok niego, jak informuje OCME, znajduje się "prywatny pokój refleksji przeznaczony tylko dla członków rodzin". Ewentualne wizyty mogą odbywać się od poniedziałku do piątku. Bliscy muszą umówić się z co najmniej 48-godzinnym wyprzedzeniem.
Urząd podkreśla, że szczątki są przechowywane w "godnym i pełnym czci miejscu", w którym będą mogły spoczywać "tymczasowo lub na zawsze" w miarę postępu prac nad identyfikacją ofiar ataków z 11 września.
A ta, choć od ataków terrorystycznych mija w tym roku 20 lat, wciąż trwa. Amerykanie podkreślają, że to największe i najbardziej złożone śledztwo tego typu w historii ich kraju.
Przed kilkoma dniami OCME poinformowało o zidentyfikowaniu dwóch kolejnych osób - jedną z nich była Dorothy Morgan, która pracowała w firmie ubezpieczeniowej na 94. piętrze północnej wieży WTC. Dziś miałaby 67 lat.
Tożsamości drugiej osoby na prośbę rodziny nie ujawniono. Wiadomo jedynie, że był to mężczyzna, którego szczątki odnaleziono w 2001, 2002 i 2006 r.
Informacje dotyczące Dorothy Morgan i mężczyzny to pierwsze od dwóch lat nowe identyfikacje. W październiku 2019 r. OCME podało informację o zidentyfikowaniu mężczyzny, którego dane także były objęte tajemnicą.
Do tej pory zidentyfikowano 1 647 osób, które zginęły w atakach w Nowym Jorku. Wciąż pozostało 1 106.
Dlaczego proces trwa tak długo? Większość ze szczątków to kości, z których naukowcom trudno wygenerować profil DNA. Co więcej, 11 września 2001 r. ciała ofiar były narażone na niezwykle wysokie temperatury, związane np. z płonącym paliwem lotniczym. Do tego niektóre szczątki, z dnia na dzień niszczone coraz bardziej przez zmieniającą się pogodę, odnajdowano dopiero po wielu tygodniach. To znacząco komplikuje cały proces.
Jak opisywał przed trzema laty "The New York Times", w procesie identyfikacji kość ofiary musi najpierw zostać sproszkowana.
"Następnie naukowcy ekstrahują DNA, a ponieważ DNA jest często ograniczone, próbują wykonać jego kopie pooprzez wywołanie reakcji łańcuchowej polimerazy [powielanie łańcuchów DNA polegające na podgrzewaniu i oziębiania próbki - red.]" - wskazywał dziennik. Potem uzyskany profil porównuje się z próbkami pobranymi np. od rodzin ofiar lub z przedmiotów należących do zmarłych.
Takich próbek OCME ma aż 17 tysięcy. To m.in. szczoteczki do zębów, żyletki, próbki śliny od najbliższych.
Amerykańska gazeta "Newsday" podała przed kilkoma tygodniami, że OCME uzyskało zgodę na skorzystanie z kolejnej metody, nazywaną sekwencjonowaniem następnej generacji. Metodę tę stosuje się np. w przypadku badania szczątków ofiar II wojny światowej.
- W czasach, kiedy poznawano sekwencję ludzkiego genomu, sekwencjonowanie DNA, czyli odczytywanie kolejności zasad nukleotydowych w cząsteczce DNA, polegało na analizie długich fragmentów DNA. W ciągu ostatnich ok. 10 lat wprowadzono nową metodologię - sekwencjonowanie następnej generacji (ang. Next Generation Sequencing, NGS), polegającą na sekwencjonowaniu krótkich fragmentów DNA - wyjaśnia w rozmowie z Gazeta.pl dr Agnieszka Ludwig-Słomczyńska z Ośrodka Genomiki Medycznej - OMICRON Uniwersytetu Jagiellońskiego Collegium Medicum.
Jak podkreśla ekspertka, "dzięki temu, że analizowane są krótkie fragmenty, metoda nadaje się do analizy próbek zdegradowanych, a także takich, gdzie ilość materiału genetycznego jest niewielka".
- Drugą niezaprzeczalną zaletą sekwencjonowania następnej generacji jest fakt, że umożliwia ona zrównoleglenie procesu i analizę wielu próbek w jednym czasie. Pobrany materiał badawczy przygotowuje się w procesie nazywanym przygotowywaniem biblioteki DNA. W jego trakcie do badanego DNA dodaje się znacznik będący identyfikatorem próbki. Dzięki niemu, w kolejnym etapie, kilka czy kilkadziesiąt badanych próbek można zmieszać razem i sekwencjonować równocześnie - dodaje dr Agnieszka Ludwig-Słomczyńska.
- Identyfikacja osób odbywa się poprzez porównanie sekwencji uzyskanych z materiału pochodzącego z miejsca tragedii np. z WTC z analogicznymi sekwencjami pochodzącymi z próbek pobranych z przedmiotów należących do ofiar lub ich bliskich - tłumaczy.
Kilka dni przed 20. rocznicą zamachów na WTC portal Gazeta.pl uczestniczył w internetowym briefingu dla mediów organizowanym przez OCME. Jak wyjaśniał w odpowiedzi na nasze pytania Mark Desire, zastępca dyrektora ds. biologii sądowej w OCME, praca naukowców nad szczątkami ofiar trwa praktycznie 24 godziny na dobę, siedem dni w tygodniu. Ekspert podkreślał, że biuro jest w stałym kontakcie z rodzinami ofiar.
Jak przekazał Mark Desire, niektórzy bliscy zastrzegli, że w przypadku identyfikacji danej osoby nie chcą zostać o tym poinformowani. Są też ofiary, które można byłoby bez większych problemów zidentyfikować, ale nikt z rodziny, o ile dana osoba miała bliskich, nie dostarczył materiału porównawczego lub dostarczono go zbyt mało.
Niektóre osoby, które zginęły 11 września 2001 r., nigdy nie zostaną zidentyfikowane, bo mogły praktycznie ulec kremacji i nie pozostał po nich ani jeden większy fragment ciała.
Jak usłyszeliśmy w trakcie środowego spotkania z mediami, OCME nie ogłosi, przynajmniej w ciągu najbliższych kilkunastu dni, żadnej nowej identyfikacji.
- Dwadzieścia lat temu obiecaliśmy rodzinom ofiar ataków na World Trade Center, że zrobimy wszystko, co trzeba, niezależnie od tego, ile czasu to zajmie, by zidentyfikować ich bliskich, a dzięki dwóm nowym identyfikacjom nadal wypełniamy to święte zobowiązanie. Bez względu na to, ile czasu minęło od 11 września 2001 r., nigdy nie zapomnimy. Zobowiązujemy się do wykorzystania wszystkich dostępnych nam narzędzi, aby upewnić się, że wszyscy, którzy zginęli, mogą ponownie połączyć się ze swoimi rodzinami - komentowała przed kilkoma dniami dr Barbara A. Sampson, główna lekarka sądowa Nowego Jorku.