Śmierć 25-latka we Wrocławiu. Konsulat Generalny Ukrainy włączył się w śledztwo

Konsulat Generalny Ukrainy w Krakowie współpracuje z polskimi organami ścigania w celu zbadania okoliczności śmierci Dmytra Nikiforenki. Rzecznik ukraińskiego MSZ podkreślił, że "jedną z wersji jest nadużycie władzy przez funkcjonariuszy policji".

Konsul Generalny Ukrainy przebywa obecnie we Wrocławiu, gdzie współpracuje z polskimi służbami w sprawie śmierci 25-latka. Pozostaje również w kontakcie z bliskimi mężczyzny. Oczekuje również na wyniki sekcji zwłok, zaplanowano dodatkowe badania - powiedział, jak cytuje "Ukraińska prawda", Oleh Nikolenko, rzecznik Ministerstwa Spraw Zagranicznych Ukrainy.

"Spokojny chłopak"

"Gazeta Wyborcza" rozmawiała z kolegami mężczyzny z pracy. Jeden z nich stwierdził, że Dmytro Nikiforenko był "normalnym, spokojnym chłopakiem". Jak dodał, przed śmiercią 25-latek był na grillu. - Długo to nie trwało, może z godzinę. Każdy wypił po piwie. Wódka też była, ale ile tej wódki, może butelka na 20 facetów - przekazał "GW" pracownik budowy.

Koledzy Nikoforenki zapewniają również, że nie był on agresywny.

"Koledzy Dmytra: Nie był agresywny. Trochę wypił na grillu i spokojnie poszedł do autobusu" - pełną treść artykułu "Gazety Wyborczej", która jak pierwsza poinformowała o zdarzeniu, przeczytasz pod TYM linkiem.

Zobacz wideo Policjanci zatrzymali 29-letniego Krystiana W. Mężczyzna przyznał się do zabójstwa swojej żony Karoliny

Śmierć Ukraińca po interwencji policji

O śmierci 25-letniego Ukraińca poinformowała "Gazeta Wyborcza". Mężczyzna pracował na budowie we Wrocławiu. 30 lipca w nocy wracał ze spotkania ze znajomymi, był pod wpływem alkoholu. 25-latek według kierowcy miejskiego autobusu miał mówić do siebie, uderzać głową o szybę. Mężczyznę ok. godz. 22 zatrzymali na przystanku policjanci. Według ich relacji 25-latek miał zachowywać się agresywnie. Został przewieziony do Wrocławskiego Ośrodka Pomocy Osobom Nietrzeźwym.

Jak wynika z tekstu Jacka Harłukowicza z "GW", gdy mężczyźnie rozpięto kajdanki, rozciągał ręce na boki i próbował wstać. Wtedy policjanci i pracownicy izby mieli powalić go na ziemię, przyduszać jego głowę kolanem do podłogi. Na 25-latku miało, według "Wyborczej", praktycznie "siedzieć" sześć osób. 25-latek został przeniesiony do izolatki, chciano nałożyć mu pasy, próbował się oswobodzić. "W pewnym momencie siedzi na nim już dziewięć osób" - czytamy. 25-latek miał być także uderzany pięścią, przyciskany kolanem.

Około północy stwierdzono zgon mężczyzny.

Więcej o: