Demonstracja odbyła się przed siedzibą gubernatora regionu. Brało w niej udział około 50 kobiet. Uczestniczki manifestacji deklarowały, że nie boją się nowej władzy i apelowały o włączenie kobiet do formowanego przez talibów rządu. Jak podaje Agence France Presse, podkreślały nawet, że są gotowe zaakceptować burki, jeśli ich córki nadal będą mogły chodzić do szkół. "Mamy prawo do edukacji, pracy i bezpieczeństwa" - skandowały.
Talibowie przejęli władzę w Afganistanie w zeszłym miesiącu. Obecnie ustalają kształt i skład nowego rządu. Ich rzecznicy zapowiadali, że ich przywództwo będzie "inkluzywne". Zagwarantowali także, że kobiety będą mogły nadal pracować, ale w granicach prawa szariatu. Pozwolili też, aby dziewczęta kontynuowały naukę w szkołach podstawowych, ale do czasu utworzenia rządu wstrzymali edukację kobiet na wyższym poziomie.
Kobiety jednak obawiają się, że obietnice rządzących się nie spełnią. - Śledzimy wiadomości i nie widzimy żadnych kobiet na spotkaniach i zgromadzeniach talibów - powiedziała, jak cytuje AFP, jedna z uczestniczek protestu Mariam Ebram. - Rozmowy w sprawie utworzenia rządu trwają, ale nie mówią o uczestnictwie kobiet. Chcemy być częścią rządu - żaden rząd nie może zostać utworzony bez kobiet. Chcemy, aby talibowie prowadzili z nami konsultacje - zaznaczyła Basira Taheri, współorganizatorka manifestacji. Jak dodała, większość pracujących kobiet w Heracie zostaje w domach z powodu strachu i niepewności.
- Niektóre kobiety, takie jak lekarze i pielęgniarki, które odważyły się wrócić do pracy, skarżą się, że talibowie z nich drwią. Nie patrzą na nie, nie rozmawiają z nimi. Pokazują im tylko swoje gniewne twarze - przekazała Ebram.
Za pierwszych rządów talibów, przed 2001 rokiem, afgańskim kobietom w większości nie pozwalano uczyć się i pracować. Kobiety nie mogły też wychodzić z domu bez mężczyzny, a w miejscach publicznych musiały nosić burki.