6 czerwca 1968 roku senator Robert F. Kennedy opuszczał hotel w Los Angeles po wygranej w kalifornijskich prawyborach. Polityk startował na urząd prezydenta pięć lat po tym, jak zastrzelono jego brata Johna F. Kennedy'ego, 35. prezydenta USA. Młodszy Kennedy wychodził z hotelu tylnymi drzwiami, przez kuchnię, gdy Sirhan Sirhan trzykrotnie do niego strzelił. 24-letni wówczas Jordańczyk pochodzenia palestyńskiego twierdził, że nie pamięta zamachu na Kennedy'ego. Później, w pierwszym wywiadzie, powiedział jednak, że poczuł się zdradzony przez Kennedy'ego, gdy ten poparł Izrael w konflikcie izraelsko-arabskim.
Sirhan został skazany na śmierć, jednak gdy w Kalifornii zakazano wykonywania tej kary, jego wyrok zamieniono w dożywotnie pozbawienie wolności. Mężczyzna 15 razy wnosił o zwolnienie warunkowe i za każdym razem mu odmawiano. Teraz po raz kolejny stanął przed komisją ds. zwolnień warunkowych, która zagłosowała za wypuszczeniem go na wolność. Stwierdzono bowiem, że 77-latek nie stanowi już zagrożenia. - Minęło ponad pół wieku. Ten młody impulsywny dzieciak, którym byłem, już nie istnieje - mówił, jak cytuje Associated Press, Sirhan.
Zwolnienie go z więzienia poparli synowie Kennedy'ego. - Naprawdę wierzę, że każdy więzień, który nie stanowi zagrożenia dla siebie lub świata, powinien zostać zwolniony - powiedział Douglas Kennedy.
Ostateczna decyzja w tej sprawie należy do gubernatora Kalifornii Gavina Newsoma.