W piątek amerykańskie lotnictwo przeprowadziło powietrzną operację antyterrorystyczną w afgańskiej prowincji Nangahar. Pentagon poinformował, że zabito dwóch bojowników Państwa Islamskiego. "Powiedziałem, że uderzymy w grupę odpowiedzialną za ataki na naszych żołnierzy i niewinnych cywilów w Kabulu i to zrobiliśmy. To uderzenie nie było ostatnim, będziemy ścigać każdą osobę zamieszaną w ten haniebny atak" - napisał w oświadczeniu Joe Biden, który wcześniej spotkał się doradcami do spraw bezpieczeństwa narodowego.
Prezydent USA poinformował też, że dowódcy przekazali mu informację o dużym prawdopodobieństwie kolejnego ataku terrorystycznego w Afganistanie w ciągu najbliższych 24-36 godzin. "Poleciłem potraktowanie jako priorytetu bezpieczeństwa naszych sił i zapewnienie im wszelkich niezbędnych środków ochrony" - stwierdził.
Departament Stanu wezwał wszystkich obywateli USA do opuszczenia obszaru w pobliżu lotniska w Kabulu z powodu "wiarygodnego zagrożenia".
Od momentu przejęcia władzy przez talibów w Afganistanie to właśnie wokół lotniska w Kabulu jest najwięcej ludzi, którzy desperacko próbują się wydostać z kraju. Wiele państw, w tym Polska, prowadziło ewakuację swoich obywateli, a także miejscowych współpracujących z zachodnimi wojskami. W zamachu bombowym zginęło co najmniej 170 osób, a 200 jest rannych - takie informacje podaje afgańskie ministerstwo zdrowia. Szef dyplomacji Zjednoczonego Królestwa Dominic Raab przekazał w piątek, że w ataku życie straciły dwie osoby o brytyjskim obywatelstwie, a także dziecko kolejnego Brytyjczyka. Dwie osoby są ranne. W eksplozji zginęło także 13 amerykańskich żołnierzy. To największa liczba amerykańskich ofiar w Afganistanie od dziesięciu lat i pierwsi zabici w tym kraju Amerykanie od początku kadencji prezydenta Joe Bidena.
Prezydent USA poinformował, że do tej pory z Afganistanu ewakuowano 117 tysięcy osób oraz że operacja będzie kontynuowana do czasu zakończenia misji wojskowej w Afganistanie 31 sierpnia.