Zachodnim obywatelom kazano oddalić się od bram kabulskiego lotniska. Zdesperowani Afgańczycy mogli nie zastosować się do tego wezwania. Już od kilku dni talibowie siłą odganiali ludzi od bram lotniska, ale pomimo tego ci wracali.
Jak donosi dziennik "The Guardian", brytyjski taksówkarz z żoną i dziećmi chciał w środę przedostać się na teren lotniska. Dostał jednak wiadomość od brytyjskiej ambasady, by tego nie robić. - Kazano mi zostać w domu i czekać na kolejne informacje - mówi w rozmowie z dziennikiem.
Zaznaczył, że sytuacja w Kabulu jest obecnie zbyt niebezpieczna, żeby próbować dotrzeć na teren lotniska ponownie.
Zamach na Kabulskim lotnisku był wymierzony konkretnie w osoby chcące się ewakuować z Afganistanu. Eksplozja miała miejsce niedaleko tak zwanej Abbey Gate. To przez nią do samolotów zmierzało w ostatnich dniach mnóstwo cywilów.
O możliwym ataku terrorystycznym mówił przed dwoma dniami prezydent USA Joe Biden. Wspominał o grupie terrorystycznej ISIS-K, oddziale ISIS w Afganistanie, która, jak to określił, "jest również zaprzysięgłym wrogiem talibów".
W czwartek po południu w Białym Domu rozpoczęła się narada z udziałem prezydenta Joe Bidena, a także m.in. sekretarza obrony Lloyda Austina i sekretarza stanu Antony'ego Blinkena.
Przewodniczący Rady Europejskiej Charles Michel wyraził na Twitterze "zaniepokojenie" doniesieniami z Kabulu. Zapewnił, że "uważnie monitoruje sytuację". "Moje myśli kieruję się do ofiar i ich rodzin. Zapewnienie bezpiecznego przejścia na lotnisko pozostaje kluczowe. Musimy zadbać o to, by obecny brak stabilności nie spowodował odrodzenia terroryzmu".