Wokół lotniska w Kabulu panuje chaos, tysiące ludzi gromadzą się i desperacko próbują uciec. W odległości ok. 5 km od północnej bramy lotniska talibowie ustawili punkt kontrolny. Przez punkt mogą przejechać jedynie te osoby, które mają wizę amerykańską, paszport amerykański lub zaproszenie od Stanów Zjednoczonych czy któregokolwiek z krajów NATO.
Jednak na pozostałych ulicach miasta panuje cisza - podkreśla Agence France Presse. - Ludzie prawie nie wychodzą na zewnątrz, a kiedy już to robią, spieszą się. Wracają do domów tak szybko, jak mogą - mówi aktywistka, która chce zachować anonimowość. Jak zaznacza, jeszcze do niedawna kobiety chodziły do szkół, pracowały, ubierały się "w stylu zachodnim". Teraz prawie nie wychodzą z domów, kupują burki.
Tuż po przejęciu władzy w kraju talibowie zapewniali, że kobietom nie zostaną odebrane prawa. Zapraszali je nawet do włączenia się w tworzenie nowego rządu. Obietnice te nie mają jednak niczego wspólnego z rzeczywistością. Aktywistka w rozmowie z AFP podkreśliła, że nie może wrócić na uniwersytet, ponieważ talibowie chcą, aby na uczelniach zajęcia odbywały się w grupach jednopłciowych. - Myślę, że to idiotyczna decyzja - zaznacza 20-latka, której nie pozwolono wrócić również do pracy w banku - rzekomo ze względu na jej bezpieczeństwo.
- Powszechny strach działa na korzyść talibów, którzy chcą ustanowić swoją dominację. Nie mają żadnej armii, która mogłaby kontrolować ludzi, ale strach kontroluje wszystkich - mówi jeden z mieszkańców Kabulu w rozmowie z AFP.