Wolontariuszka: Widziałam, że Serbowie traktowali imigrantów źle. Jednak zapewniali im pomoc

- Serbowie nie wydali grosza z publicznych pieniędzy na pomoc uchodźcom, ale nie doprowadzili do sytuacji, w której ludzie u nich umierają z głodu, odwodnienia, czy jedzą liście z lasu. Nie byli też odgrodzeni armią robotów w kamizelkach kuloodpornych - mówi Zuza Leniarska, która pracowała jako wolontariuszka na granicy serbsko-chorwackiej w czasie kryzysu migracyjnego w 2015 roku.

Joanna Zajchowska, Gazeta.pl: Wydarzenia z kryzysu migracyjnego w 2015 roku, które rozgrywały się na unijnych granicach, większość z nas obserwowała z medialnych relacji. Ty byłaś na miejscu.

Zuza Leniarska: Zobaczyliśmy z przyjaciółmi zdjęcia z dworca w Budapeszcie, które obiegły media. Postanowiliśmy, że chcemy zobaczyć, co możemy dla nich zrobić. Spontanicznie pojechaliśmy na granicę serbsko-chorwacką, by dołączyć do wolontariatu.

Zobacz wideo Usnarz Górny. Relacja Gazeta.pl

Jak wyglądała sytuacja na granicy?

Serbowie przewozili migrantów z Syrii spod granicy z Macedonią do granicy z Chorwacją. W Miratovcu, na granicy macedońsko-serbskiej Macedończycy wypuszczali ludzi z obozu w styczniu, żeby w 20-stopniowym mrozie maszerowali przez granice, aż Serbowie przewiozą ich autobusami na drugą stronę kraju.

Serbowie wysadzali imigrantów przy granicy UE. To był ich sposób, żeby upewnić się, że nie rozpierzchną się po kraju, co oczywiście jest ksenofobiczne, ale jednak pomagali im, zapewniając transport.

Co czekało na uchodźców przy chorwackiej granicy?

Chorwaci zorganizowali takie dzikie przejście w polu kukurydzy. Tam imigranci musieli czekać w długich kolejkach, gdzie byli zabierani do obozów dla uchodźców. Chorwaci przetrzymywali ich godzinami po serbskiej stronie, zanim wpuszczali do obozu w Tovarniku. 

Jak na imigrantów reagowały chorwackie służby?

Kiedy byłam tam znowu w 2016 roku, dokumentowaliśmy sytuacje, gdy migranci byli zatrzymywani przez policję już na terenie Chorwacji. Powinni móc ubiegać się tam o azyl, dokładnie tak, jak teraz imigranci w Usnarzu Górnym.

Straż Graniczna przewoziła ich jednak na posterunki, gdzie byli bici. Nieletnim zabierano paszporty, żeby nie mogli ubiegać się o bezwzględną ochronę, która przysługuje dzieciom poniżej 16. roku życia. Łamano im karty SIM, zabierano lub niszczono telefony. Następnie tymi samymi furgonetkami w nocy przewożono ich z powrotem za granicę. W Serbii dochodzili do siebie i tydzień później próbowali znowu.

Jakie podobieństwa dostrzega pani do sytuacji, która dzisiaj dzieje się na granicy polsko-białoruskiej?

To także była granica Unii. Jednak Serbowie dopuścili grupy wolontariuszy do rozdawania jedzenia, picia, udzielania pomocy lekarskiej, rozdawania ciepłych ubrań. Straż graniczna pozwalała nam rozdawać herbatę, koce, rozmawiać z nimi, dawać informacje.

Dla mnie tamte wydarzenia były całkowicie nieludzkie. Pozbawiano tych ludzi prawa do decydowania o swoim życiu. Migranci próbowali składać dokumenty azylowe, nie pozwalano im, ale w Serbii nikt ich nie ścigał, policja przymykała oko, wioska wolontariuszy była raczej lokalną atrakcją. 

Serbowie wiedzieli, że migranci nie chcą u nich zostać, nie wydali grosza z publicznych pieniędzy na pomoc im, ale doprowadzili do sytuacji, w której ludzie u nich nie umierają z głodu, odwodnienia, nie jedzą liści z lasu, mają gdzie spać i nie są odgrodzeni armią robotów w kamizelkach kuloodpornych.

Usnarz Górny (22.08.2021)Usnarz Górny. Straż Graniczna włączyła syreny. "Zagłuszają nas"

Pomagałaś uchodźcom i poznałaś ich. Jak odpowiesz tym, którzy mówią, że imigrantami są młodzi mężczyźni, którzy chcą szerzyć w Europie religijny fundamentalizm?

Chciałabym, żeby wszyscy zauważyli, że to jest to, przed czym oni uciekają, a nie co ze sobą niosą. To ludzie, którzy uciekają przed ogromnym okrucieństwem, wojną domową, przemocą i śmiercią.

"Większość z nich to młodzi mężczyźni"

To jest to całkowicie logiczne. To oni mają największe szanse na przetrwanie tak wyczerpującej drogi. Proszę popatrzeć na warunki, w których teraz muszą żyć imigranci na polsko-białoruskiej granicy. Te 32 osoby zamknięte między kordonami policji już przez dwa tygodnie. Jak trudne dla kobiety i dzieci jest przetrwanie czegoś podobnego?

Rodziny składają się na to, by pomóc jednemu z nich przejechać do bezpiecznego kraju. Wtedy będą mogli ściągnąć do siebie żony i dzieci. I co w tym złego? Każdy z nas na ich miejscu zrobiłby to samo. 

Młodzi mężczyźni są też wcielani do armii przez talibów, czy ISIS, dlatego to oni są w największym niebezpieczeństwie.

Siostra Małgorzata Chmielewska, Nagorzyce, 13 sierpnia 2016Siostra Chmielewska: Na cierpieniu uchodźców odbija się "megapolityka"

Nasz rząd i część społeczeństwa wydaje się tego nie zauważać

Dziś pokazujemy, że Konwencja Genewska nic dla nas nie znaczy, a wartości humanitarne mają ładnie wyglądać na papierze. Niestety ta sytuacja pokazuje również, że Unia Europejska to jest tylko instytucja broniąca własnych interesów gospodarczych.

Co masz na myśli?

Grupa 50 20-paroletnich wolontariuszy nie powinna ratować Europy przed katastrofą humanitarną. Unia ma wszelkie narzędzia i specjalistów do przeprowadzenia takich akcji, tylko nie chce ich wykorzystać. Tak jak Polska w 2015 roku woli udawać, że to nie jej problem.

Pracując na granicy, musiałam czasem robić rzeczy, które powinny leżeć w kompetencji służb - na przykład ustawianie ludzi w kolejkach do autobusów. Zupełnie nie czułam, żebym miała prawo decydować, kto ma być pierwszy i trafić do obozu, kto ma dostać ciepłą kurtkę, a dla kogo nie wystarczy. Jednak nie miał tego kto robić. Unia nie zadbała, by na miejscu pojawiły się upoważnione do tego osoby. Musieliśmy wykonywać ich pracę, często pomagali nam sami migranci - wszyscy wiedzieliśmy, że im sprawniej zorganizujemy przejście przez granicę, tym szybciej wszyscy się ogrzeją w obozie.

Pewien chłopak próbował przepchnąć się przed kolejkę. Wiedziałam, że to spowoduje, że wszyscy będą czekać jeszcze dłużej. Zwróciłam mu uwagę, a on zapytał, kim jestem, żeby mówić mu, co ma robić. Ja byłam wyczerpana, sfrustrowana i niewyspana - on, dziesięć razy bardziej. Pękłam, rozpłakałam się i odpowiedziałam mu, że nigdy nie chciałam być w tej pozycji i że go przepraszam. On też się rozpłakał i przeprosił mnie. Powiedział, że jest głodny, zmęczony i zagubiony, że rozumie, co robimy i dziękuje za pomoc. Byliśmy dwójką ludzi w koszmarnej sytuacji, w której żadne z nas nie chciało być. To czynniki zewnętrzne, polityka, wojny, działania UE sprawiły, że znaleźliśmy się w takim położeniu. Zareagowaliśmy agresją i frustracją, a gdy emocje opadły, to okazało się, że jesteśmy tacy sami. Uchodźcy są tacy sami jak my. Musimy to dziś zrozumieć.

Więcej o: