Śledczy zastanawiają się, czy toksyczne zakwity glonów mogły przyczynić się do śmierci pary z Północnej Kalifornii, ich dziecka i psa na odległym szlaku turystycznym - podaje agencja AP.
Ciała zostały znalezione w parku Sierra National Forest we wtorek. Przestrzeń została zabezpieczona jako niebezpieczna w związku z podejrzeniami, że do śmierci rodziny doprowadziły toksyczne gazy, wydostające się z pobliskich starych kopalń. Okolice te były w połowie XIX wieku miejscem wydobywania złota.
Szeryf hrabstwa Mariposa Jeremy Briese powiedział, że nie wierzy, że gazy mogły spowodować śmierć rodziny. Ze względu na brak dowodów miejsce zostało ponownie otwarte dla ruchu turystycznego.
- To bardzo niezwykła, wyjątkowa sytuacja – powiedziała Kristie Mitchell, rzeczniczka biura szeryfa. - Na ciałach nie było śladów urazu, nie znaleźliśmy żadnej oczywistej przyczyny śmierci - dodała. Mitchell zaznaczyła ponadto, że rodzina nie zostawiła listu pożegnalnego, który mógłby wskazywać, że do śmierci doszło poprzez samobójstwo.
Przyjaciel rodziny zgłosił jej zaginięcie w poniedziałek wieczorem. Dodał, że na terenie, gdzie przebywali, nie było zasięgu.
Lokalna policja prowadzi dochodzenie w sprawie śmierci wraz z Departamentem Sprawiedliwości Kalifornii.
Ciała rodziny zostaną poddane autopsji. Państwowa Rada Kontroli Zasobów Wodnych poinformowała natomiast w czwartek, że testuje zbiorniki wodne w okolicy pod kątem toksycznych alg. Jedną z hipotez jest, że to właśnie one spowodowały śmierć rodziny.
Ten groźny rodzaj sinic już wcześniej pojawiał się m.in. w Dolinie San Joaquin Valley w Kalifornii.