Issam przez 17 godzin leżał pod gruzami swojego domu, przygnieciona noga uniemożliwiała mu wydostanie się. Ostatecznie ratownikom udało się do niego dotrzeć, udzielić pomocy i wyciągnąć - jednak noga pozostała częściowo sparaliżowana. Mężczyzna jest jedną z setek osób poszkodowanych w wybuchu, do którego doszło 4 sierpnia 2020 w porcie w Bejrucie. Eksplozja tysięcy ton saletry amonowej zniszczyła domy, wieżowce, sklepy i restauracje.
W wyniku wybuchu zginęło 200 osób, w tym brat Issama. Mężczyzna stracił także źródło utrzymania. Przed eksplozją prowadził restaurację, jednak siła wybuchu zniszczyła lokal.
Swój biznes stracił także Szarbel. W rozmowie z pracownikami Polskiego Centrum Pomocy Międzynarodowej wspomina, że eksplozja zniszczyła jego zakład fryzjerski. - Bóg mnie uchronił w czasie eksplozji. Byłem wtedy w moim salonie fryzjerskim. Wszystko zostało zniszczone, ale ja uszedłem z życiem. Wybuch zamienił drzwi w drzazgi, zniszczył okna - mówi.
Wybuch, z którego obrazy wstrząsnęły w ubiegłym roku światem, nie jest jednym wyzwaniem, z którym obecnie mierzą się Szarbel, Issam czy inni mieszkańcy Libanu. Kraj jest pogrążony w coraz poważniejszym kryzysie gospodarczym i politycznym, a pandemia COVID-19 tylko to spotęgowała. Każdy z nas może jednak pomóc: wejdź na pcpm.org.pl/liban i dowiedz się, jak.