Kryscina Cimanouska to białoruska lekkoatletka, która podczas tegorocznych igrzysk olimpijskich miała wystartować w biegu na 200 m. Białoruscy działacze sportowi chcieli, aby wystartowała również w sztafecie 4x400 m, na co nie przystała sama biegaczka. Po tym, jak skrytykowała działaczy, władze chciały odesłać ją z Japonii do kraju. Udało jej się jednak uzyskać pomoc i już w środę ma pojawić się w Warszawie.
"Spośród wszystkich niepożądanych incydentów, których można było się spodziewać na igrzyskach olimpijskich w Tokio, sekwencja rodem z podręcznika zimnej wojny była bardzo daleko na liście. A jednak to jest istota tego, co się wydarzyło" - opisywała na łamach brytyjskiego dziennika "Independent" publicystka Mary Dejevsky.
Białoruski Komitet Olimpijski informował, że białoruska biegaczka miała zostać usunięta z drużyny z powodu "jej stanu emocjonalnego i psychicznego". Białoruska telewizja państwowa oskarżyła ją z kolei o "brak ducha zespołowego". Z relacji Cimanouskiej wynika, że dostała godzinę na spakowanie się, po czym przewieziono ją na lotnisko. Odmówiła jednak wejścia na pokład samolotu.
Jak wskazywała Mary Dejevsky, od momentu upadku komunizmu w Europie oraz rozpadu Związku Sowieckiego, nie zdarzały się przypadki, by czołowy sportowiec z tej części świata szukał schronienia przed ojczyzną w czasie igrzysk olimpijskich. W przeszłości jednak niejednokrotnie zdarzało się, że po wyjeździe zespołów sportowych lub artystycznych z Europy Środkowo-Wschodniej za żelazną kurtynę, jeden z członków ekipy nagle znikał w tajemniczy sposób, a następnie po kilku dniach czy tygodniach pojawiał się pod ochroną kraju goszczącego. Niektóre osoby latami planowały odzyskanie w taki właśnie sposób wolności osobistej, twórczej oraz ekonomicznej.
"W dzisiejszych czasach to głównie kubańscy baseballiści, pragnący pozostać w Stanach Zjednoczonych, są ostatnim echem tego szczególnego aspektu zimnej wojny" - pisała Dejevsky w "Independent". W tym przypadku jednak - jej zdaniem - nic nie wskazuje na to, by Cimanouska planowała ucieczkę. Cały obrót sprawy miał być wynikiem okoliczności - niezadowolenia zawodowego oraz politycznego, które zbiegły się w czasie.
"Jednocześnie to, co wydarzyło się w Tokio - na skraju tych surrealistycznych igrzysk pandemicznych - uwydatnia zarówno to, jak bardzo świat zmienił się w ciągu ostatnich 35 lat, jak i to, jak bardzo odstająca, przynajmniej w Europie, jest obecnie Białoruś" - pisała publicystka.
Jak dodała, sama myśl o tym, że Polska zaoferuje uciekinierom schronienie, była kiedyś nie do pomyślenia, ponieważ również była członkiem (choć niechętnym) bloku wschodniego. Białoruś z kolei była jedną z republik składowych Związku Radzieckiego.
Teraz państwa te należą do przeciwstawnych bloków i nie tylko Polska, ale również Litwa i Ukraina stały się miejscem schronienia dla działaczy opozycyjnych na Białorusi. Jako przykład wskazała liderkę opozycji Swiatłanę Cichanouską, która przebywa w Wilnie.
Według Dejevsky, choć masowe protesty, które organizowali Białorusini po zeszłorocznych wyborach prezydenckich, zdecydowanie osłabły, to wydarzenia w Tokio sugerują, że to jeszcze nie koniec. "Dla wszystkich setek aktywistów przebywających obecnie w więzieniu lub na wygnaniu osobisty bunt Cimanouskiej - i reakcja władz - dostarcza nie tylko wglądu w to, jak rewolta kipi pod represyjną powierzchnią, ale także dowód, że jeszcze się nie skończyła" - napisała dziennikarka.
W poniedziałek Cimanouska pojawiła się w ambasadzie RP w Tokio, gdzie miała złożyć wniosek o azyl w Polsce. Ministerstwo Spraw Zagranicznych wyraziło gotowość do udzielenia pomocy lekkoatletce. Zaoferowano jej wizę humanitarną. "Może swobodnie kontynuować karierę sportową w Polsce, jeśli tak zdecyduje" - wyjaśniał Marcin Przydacz, podsekretarz stanu w Ministerstwie Spraw Zagranicznych. Cimanouska ma przylecieć do Warszawy w środę.