Finansowana przez rząd szkoła Fort Alexander w Manitobie była jedną z ponad stu takich instytucji założonych w celu przymusowej asymilacji rdzennych dzieci. Placówka prowadzona była przez kler. Od lat ocaleni oraz ich rodziny relacjonują ogromną skalę przemocy, która miała tam miejsce.
"We wtorek kanadyjska policja ujawniła, że w 2011 roku wszczęła śledztwo ws. licznych nadużyć oraz przemocy seksualnej, do których dochodziło w szkole w Manitobie" - pisze "The Guardian". Oddział Królewskiej Kanadyjskiej Policji Federalnej (RCMP) w Manitobie udzielił komentarza w tej sprawie.
W ramach śledztwa policja rozmawiała z ponad 700 osobami. Uzyskano łącznie 75 zeznań świadków i ofiar. Nad sprawą pracowało ponad 80 śledczych. Niebawem wniesione zostaną pierwsze zarzuty. Służby zaapelowały o poszanowanie prywatności ofiar, podejrzanych i świadków - podaje "The Guardian".
Szef policji Derrick Henderson z Sagkeeng First Nation przestrzegł, że naruszenia prywatności ocalonych "nie tylko spowodują dalsze urazy na psychice", ale także "zagrożą bardzo delikatnemu śledztwu".
Prowadzone przez rząd szkoły z internatem w Kanadzie były częścią polityki mającej na celu asymilację dzieci i niszczenie rdzennych kultur i języków.
Szkoła mieszkalna w Fort Alexander została otwarta w 1905 roku. Według Centrum Dialogu Ludności Rdzennej dzieci często próbowały uciec z placówki ze względu na szeroko zakrojoną przemoc. W 1928 r. dwóch chłopców utonęło podczas próby ucieczki łodzią.
Ocaleni od dawna mówią, że wiele dzieci zaginęło lub zmarło z powodu przemocy, której doświadczyły uczęszczając do szkoły. Śledczy podejrzewają, że szkoła w Manitobie mogła być jedną z tych, w których dochodziło do najbardziej okrutnych zdarzeń. Według relacji świadków, wobec dzieci stosowane były tam liczne tortury, wiele z nich było stale wykorzystywanych seksualnie.
Ocaleni mówili o dzieciach, które nagle ginęły. Niektórzy widzieli też doły, które później okazywały się miejscem pochówku. Inni ocaleni mówili o dzieciach spłodzonych przez księży w szkole, odebranych nieletnim matkom zaraz po urodzeniu i wrzuconych do pieców
- cytuje słowa przewodniczącego Komisji Prawdy i Pojednania Murray Sinclair.
W zeszłym tygodniu zespoły policji przeszukały teren szkoły za pomocą drona i radarów penetrujących ziemię w poszukiwaniu szczątek dzieci. Na ten moment policja nie udziela informacji w tej sprawie.
Ponad 150 000 dzieci rdzennych ludów, Metysów, Inuitów zostało zabranych ze swoich rodzin i umieszczonych w szkołach z internatem w latach 1874-1996. Szkoły od samego początku powierzone było Kościołowi katolickiemu (70 proc. placówek) i protestanckiemu (30 proc.). Dzieci zostały zmuszone do przyjęcia wiary chrześcijańskiej, porzucenia ojczystych języków i posługiwania się językiem angielskim lub francuskim. Stosowano wobec nich kary fizyczne i psychiczne. Wiele z nich zginęło w czasie uczęszczania do szkół.
W 2015 roku Komisja Prawdy i Pojednania oceniła, że było to "kulturowe ludobójstwo", ponieważ dzieci odcinane były od swoich rodzin, zapominały języka i kultury bliskich. Udokumentowano także przemoc (bicie kijem po głowach, molestowanie seksualne przez księży), do której dochodziło w szkołach. Z danych komisji wynika, że śmierć mogło ponieść tam nawet 6000 dzieci.
W maju dokonano odkrycia 215 nieoznakowanych grobów w pobliżu szkoły mieszkalnej Kamloops. To wydarzenie zwróciło na nowo uwagę na mroczny rozdział historii Kanady. W następnych miesiącach liczba nieoznaczonych grobów w całym kraju wzrosła do ponad 1300. Poszukiwania grobów nadal trwają.